Beskid Mały jest niewielkim pasmem górskim, lecz wśród tutejszych skał drzemie wielka, choć niemierzalna kultura - materialna i niematerialna, ludowa i symboliczna. Odnajdziemy tu zarówno głęboko ukryte osobliwe kamienne szałasy, jak i wiekowe kapliczki wyrastające ze skraju polan wypalonych przez wołoskich pasterzy. Zanurzymy się w historii zamku rycerzy-rozbójników oraz symbolice drewnianych dzwonnic loretańskich chroniących przed złośliwymi demonami. Choć przez lata Beskid Mały leżał w kulturowym cieniu, tych wyższych i możniejszych, chciałabym, aby dziś, dorobek kulturowy Beskidu Małego rozświetliły promienie naszego zainteresowania.
Część druga mojej próby scharakteryzowania najważniejszych elementów kultury ludowej Beskidu Małego. Jeżeli nie czytałeś jeszcze części pierwszej - zajrzyj najpierw tutaj.
Rzemiosło Beskidu Małego – powsinogami sławione…
lecą wiórka lecą
z lipowego pniaka
będzie zaś figurka
i nieladajaka
skąd się wzion stary Wowro
nik nie wi – nik nie wi
ani go dąb pamięto
ani las modrzewi
tak ci razu jakiegoś
wzion się znikąd z nagła
jednak spróchniała wierzba
widać go zapragła
Beskid Mały przemierzali często wędrowni rzemieślnicy, beskidzkie powsinogi. Cieśle, zduni, szklarze, druciarze, rzeźbiarze, snycerze. A także świątkarze, rzeźbiący w lipowym drewnie figurki świętych. Drewno było wszak najważniejszym materiałem lokalnego rzemiosła. Arcydzieła miejscowych twórców, często bezimiennych, podziwiać dziś możemy w niewielkich izbach regionalnych, kolekcjonujących wytwory beskidzkiego rękodzielnictwa.
Takie lokalne muzea znajdziemy w Porąbce, Międzybrodziu Bialskim, Łysinie, Kozach, Andrychowie czy Targanicach. Zobaczymy tam dzieła regionalnych artystów: rzeźbę ludową, obrazy, wyroby bibułkarskie i drewniane zabawki. Takie izby regionalne prowadzone są najczęściej przez lokalnych etnografów i historyków, miłośników ziemi ojcowskiej i Koła Gospodyń Wiejskich – są więc świetnym miejscem, aby zaczerpnąć wiedzy o regionie u samego źródła. Warto odwiedzić te niewielkie muzea, porozmawiać z prowadzącymi, podziękować za pielęgnowanie lokalnej kultury i podpytać o detale, o których nie przeczytamy w przewodniku.
Najsłynniejszym okolicznym rzeźbiarzem-świątkarzem był niepiśmienny Jędrzej Wowro, pochodzący z Gorzenia Dolnego. Tworzył on „Chrystusów Frasobliwych, Chrystusów w piwnicy, Chrystusów przy słupie, Chrystusów Upadających, Świętych Florianów, Janów Nepomucenów it.d.”. Odkrywcą jego talentu był Emil Zagadłowicz, mecenas sztuki ludowej. Zagadłowicz znany jest bardziej z roli pisarzai poety. Tłem jego powieści oraz bohaterem wierszy są beskidzkie miasta i wsie, lokalni świątkarze i snycerze, piękna, górska natura i proste życie tutejszego ludu, sacrum i profanum. Jędrzejowi Wowro Zegadlowicz poświęcił swój utwór Ballada o świątkarzu. A zamieszczone w tym tekście i pisane gwarą wersy, pochodzą z jego pięknych kolędziołek Powsinogi beskidzkie. Zasłynął także jako promotor sztuki Beskidu Małego. Zgromadził w swoim domu największą prywatną kolekcję sztuki ludowej w Polsce. Dziś jego zbiory, w tym rzeźby Jędrzeja Wowro, oglądać można w miejskich muzeach w Suchej Beskidzkiej i Wadowicach. Muzeum Emila Zegadłowicza w jego rodzinnym domu w Gorzeniu Górnym jest obecnie zamknięte.
W polskich muzeach zobaczyć można także prace innego ludowego artysty z okolic Beskidu Małego – Józefa Hulki z Łękawicy. Zainspirowany kolędniczymi postaciami, sam zaczął tworzyć gwiazdy kolędnicze, maski obrzędowe a przede wszystkim misterne, złożone z wielu elementów i ruchome szopki. Później zajął się rzeźbą drewnianą i malowaniem na szkle. Ponadto swoją artystyczną dusze przelewał na papier w formie kolęd, wierszy czy opowiadań, a do dziś pięknie śpiewa. Dzielił swoją pasję z żoną Anną – również wziętą artystką. Jego prace można oglądać w Izbie Twórczej Józefa i Anny Hulków, w jego prywatnym domu w Łękawicy.
Jestem zdania, że warto, a nawet trzeba wspierać tych wspaniałych ludowych artystów oraz ich sztukę. Przedstawiają oni w swoich pracach pewien urywek historii, który ulega już zatarciu. Sztuka ludowa przeistacza się bowiem tak szybko, jak szybko zmienia się dziś codzienne życie wsi.
trzyma se kolanami biały kloc lipowy
i tnie kozikiem walnie – będzie Panbóg nowy
lecą wióra okrajki – ostaje się ciało
które widać już przedtem w drzewie kształt swój miało
snycerz bogów, beskidzki Wowro powsinoga
z kloca uzdajanego rzeźbi swego Boga
smutnego beznadzieją jak wowrowe życie
zawstydzonego sobą w tym bycie-niebycie
Innym, podstawowym materiałem lokalnego rzemiosła był kamień, a dokładnie piaskowiec istebniański, którego w Beskidzie Małym pod nogami w bród. To właśnie mała architektura sakralna była najbardziej rozpowszechnioną formą sztuki w regionie. Zdolni miejscowi rzeźbili w kamieniu krzyże, postacie Jezusa, świętych lub inne figurki, głównie religijne. Lokalnym centrum kamieniarskim była pięknie położona wieś Łysina. Wydobywano tu kamień z niewielkich szybów na stokach Ścieszków Gronia. Dowody lokalnego kunsztu do dziś stoją przy szlakach, na rozstajach dróg, granicach wsi czy na polanach, gdzie w dalszym ciągu pilnują porządku świata.
Jednym z takich namacalnych dowodów jest figura Jezusa Nazareńskiego z 1843, stanowiąca jeden z zabytków Łysiny. Krzyże najczęściej fundowane były przez kościół lub zamożnych dworzan. Stawały one przy drogach pielgrzymkowych lub jako forma walki z reformacją. Przypominały mieszkańcom o modlitwie i hierarchii świata. Czasami na postawienie kapliczki decydowali się także pobożni mieszkańcy. Dwa piękne i stare krzyże znajdują się na Rogaczu. Jest to krzyż z 1880 roku ufundowany przez małżeństwo Międzybrodzkich oraz kamienna kapliczka św. Józefa z 1879 roku ufundowana przez małżeństwo Kaników. Co ciekawe, od tej kapliczki i źródła wypływającego spod niej, wzięła się nazwa Josefsberg, której używali bielscy Niemcy na określenie Magurki Wilkowickiej. Takich zabytkowych postumentów dłuta lokalnych artystów-kamieniarzy jest w Beskidzie Małym więcej. Wędrując szlakiem, warto przystanąć na chwilę i przyjrzeć się tym kamiennym dziełom lokalnego rzemiosła. Część z nich w dalszym ciągu trwa zwrócona przodem w stronę Kalwarii.
Kamień wykorzystywano także do budowy gospodarstw lub ich elementów jak schody czy odrzwia. Jednak najbardziej unikatowym wytworem z lokalnego piaskowca były kamienne szałasy.
Osobliwość Beskidu Małego - kamienne szałasy, szopy, kołyby.
Kolejnym świadectwem pasterskiej przeszłości Beskidu Małego są gdzieniegdzie jeszcze ukryte kamienne szałasy, szopy, a właściwie to co po nich pozostało. Nie znajdziemy ich wiele, ale też niewiele ich tu budowano, ze względu na stosunkowo mały obszar i nieduże odległości od skupisk ludzkich.
Kamienne szałasy, nazywane w regionie szopami, służyły głównie jako tymczasowe schronienie lub magazyn na sianoi płody rolne, rzadziej spełniały funkcje mieszkalne. Kamień był łatwo dostępnym i tańszym niż drewno materiałem, stąd jego częste zastosowanie w tym regionie. To wykorzystywanie jedynie lokalnych surowców, to nie tylko ukłon w stronę tutejszej ziemi, ale też, zapewne niezamierzony, patent na architektoniczne wtapianie się w krajobraz regionu, o który dziś zabiegamy, a który dawniej był czymś zupełnie naturalnym.
Kamienne szopy stanowią dziś osobliwość Beskidu Małego. Tego typu budowle znane były także poza regionem, ale występowały zdecydowanie rzadziej. W większości ukryte, niszczejące i zapomniane, szałasy stanowią jakby namacalny symbol utraconej kultury pasterskiej. Te, które się ostały, stale jednak dowodzą nie tak odległej przeszłości tych terenów oraz pracy wołoskich pasterzy, którzy przyczynili się do rozwoju regionu. Służą dziś jako magazyny lub zostały przebudowane np. na domki letniskowe.
Kamienne szałasy występują najczęściej pojedynczo na wysokości między 450 a 880 m n.p.m, na skraju chroniącego przed wiatrem lasu i w pobliżu źródła wody oraz drogi leśnej. Budowano je z lokalnego piaskowca istebniańskiego, o wymiarach średnio 3 na 4 metry. Bloki układano bez zaprawy murarskiej do wysokości 1 – 1,5 metra. Dach był dwuspadowy, kryty gontem, deskami lub blachą. Drzwi drewniane na metalowych zawiasach. Wnętrze było niewielkie, podłogę stanowiło klepisko, brakowało legowiska czy paleniska, które było standardem w typowych szałasach halnych. Nie było także okien.
W Beskidzie Małym występował również inny typ szałasów, kamienno-drewniany. Tutaj kamień stanowił fundament do wysokości około 1 metra, a wyższa częśćbudowana była już z świerkowych desek w konstrukcji krokwiowo-zrębowej.
Zdaje się, że najbardziej wartościowym miejscem pod względem poszukiwań kamiennych szałasów w Beskidzie Małym jest Przykrzyca. Znajdziemy tu nie jeden, nie dwa a kilka szałasów różnego typu i w różnym stanie. W okolicy brak szlaku turystycznego, ale szałasy miniemy wędrując wydeptaną ścieżką prowadzącą z Okrajnika albo Kocierza Moszczanickiego przez szczyt Przykrzycy w kierunku Łysiny. W niedalekiej odległości stoją tu conajmniej trzy szałasy kamienne w całkiem dobrym stanie.
Powszechnie znane, bo często mijane na czerwonym szlaku, są ruiny kamiennego szałasu pod Wielką Cisową Grapą. Choć jego stan pozostawia wiele do życzenia, i wymaga pewnej dozy wyobraźni, to być może jest dobrym sposobem na przyjrzenie się z bliska tym osobliwym budowlą, ich wielkości i użytym materiałom.
Aby odnaleźć inne szałasy, trzeba się będzie trochę natrudzić, a w niektórych przypadkach nawet pobawić w poszukiwacza skarbów. Ale mam pewne wskazówki. Kamienne szałasy lub ich ruiny znajdziemy jeszcze w okolicach poniższych wierzchołków.
Jaworzyna - Kilka stoi na południowych stokach Jaworzyny pomiędzy wierzchołkiem a przełęczą Cisową (Klisiowa Polana, Pod Cisową Przełęczą, Madejowa Polana, Miareckowa Polana)
Żar/Kiczera – kilka szałasów w ruinie,np. na Cinalkowej Polanie (przy leśnej drodze), na Beskidzie pod Kiczerą
Polana Patykówka – ok. 150 metrów poniżej zielonego szlaku
Polana Kuflówka – całkiem sporych rozmiarów szałas w ruinie, przy szlaku czerwonym
A także kilka ukrytych na stokach Chrobaczej Łąki, Czupla, Suchego Wierchu
Tkackie tradycje - strój ludowy z Beskidu Małego.
Góry Beskidu Małego są dziś otoczone zwartym pierścieniem miast, wsi i przysiółków. Bliskość większych ośrodków miejskich spowodowała wczesne zatracenie się elementów kultury ludowej. Dziedzictwo przeszłości jak muzyka, taniec czy strój ludowy, najprędzej zobaczymy dziś w izbach regionalnych lub podczas lokalnych świąt czy festiwali. Strój ludowy nie jest w codziennym użyciu już od co najmniej 100 lat. Choć region odznaczał się całkiem sporym zróżnicowaniem strojów oraz długą tkacką tradycją.
Regionalnym centrum tkactwa stał się Andrychów. Drelichy wyrabiano już w XVII wieku, jednak dopiero w kolejnym nastąpił znaczący rozwój tkactwa na tych terenach. Andrychowscy chłopi cieszyli się względną autonomią, dzięki czemu już w XVIII wieku zaczęli na ponadlokalną skalę produkować lniane płótna i zakładać chłopskie spółki. Ponadto, właściciel Andrychowa, Franciszek Czerny sprowadził i osiedlił tu rzemieślników z Belgii, Saksonii i Śląska, co jeszcze bardziej przyspieszyło rozwój tkactwa i pomogło utworzyć prężny ośrodek tkacki, w skład, którego wchodziły także Roczyny, Targanice, Sułkowice, Zagórnik, Inwałd i Wieprz. Początkowo mieszkańcy sprzedawali swoje wyroby na jarmarkach, których Andrychów miał przywilej organizowania aż 12 rocznie. Kiedy jednak sława andrychowskiego płótna rozeszła się po świecie, chłopi zaczęli wyjeżdżać na handel i sprzedawać swoje płótna w całej Europie, Rosji czy Turcji. Istniało tu ponad 600 warsztatów tkackich, które rocznie tkały nawet do 20 tysięcy sztuk płótna po 60 łokci każda.
Począwszy od XIX wieku, w związku ze zmianami gospodarczo-politycznymi, coraz większą dostępnością bawełny, mechanizacją i następującymi wojnami światowymi a potem PRLem, także tkackie rzemiosło ulegało przemianom. A te finalnie doprowadziły lokalne, tkackie tradycje do zaniku. Z ciekawostek, dziś kontynuatorem andrychowskiego tkackiego rzemiosła, choć w zupełnie innym wydaniu, jest firma Andropol, produkująca tkaniny na mundury dla polskiego wojska, policji czy straży pożarnej. Historię cechu tkackiego poznamy dziś w Izbie Regionalnej Ziemi Andrychowskiej.
Lokalny strój ludowy nie posiadał jednego wzorca. Różnił się w zależności od siły wpływów w danej wsi – laskich, mieszczańskich, wołosko-żywieckich czy babiogórskich. Właściwie był wynikiem symbiozy tych elementów.Podobnie jak z wspomnianą na początku granicą kulturową, zasięg wpływów w stroju ludowym jest także trudny to ustalenia, szczególnie, że sam strój nie jest w użyciu już od 100 lat.
We wsiach góralskich, mężczyźni standardowo chodzili w wałaszczokach, białych, sukiennych spodniach ozdobionych zielonymi (Babiogórcy, dwa rozpory) lub czerwono-granatowymi (Żywczacy, jeden rozpór) skromnymi pętlicami czy gałązkami oraz czarnym bądź czerwonym lampasem wzdłuż szwów. Z białego lnianego płótna szyto proste koszule, sięgające pasa, bioder lub nawet kolan. W tego typu koszulach biegały dzieci do osiągniecia wieku szkolnego, który był równoznaczny z założeniem portek. Na koszulę zakładano bruclik – kamizelkę, która była jednym z elementów stroju obcego, zapożyczonego przez górali od mieszczan w XIX wieku (podobnie jak kaftany z rękawami). Bruclek bywał najczęściej czerwony, granatowy, niebieski (Żywczacy) lub niebieski, zielony (Babiogórcy), z metalowymi guzikami po jednej stronie i zdobiony małymi chwościkami. Na ramiona lub w cieplejsze dni na jedno ramię, zarzucano tradycyjnie brunatną gunie, skromnie zdobioną kolorową włóczką. W późniejszym okresie bywała zastępowana przez laskie, miejskie płaszcze. Górale na głowę wkładali filcowy, czarny kapelusz z szerszym lub mniejszym rondem i przepasali się skórzanym pasem z kilkoma klamrami. Strój codzienny nie różnił się od odświętnego, był po prostu starszy i bardziej znoszony.
W góralskim stroju kobiecym, szczególnie tym świątecznym, obserwuje się większy wpływ strojów laskich i mieszczańskich, które kojarzone były z postępem. Podstawą była płócienna, biała koszula, zdobiona na kołnierzu haftem. Na to kobiety zakładały czarne lub zielone kabotki (lejbiki), wpierw proste, później coraz to bardziej zdobione – haftem, koralikami czy czerwoną wstążką. Na górę zakładano także sukienne jakle – kaftaniki z długim, bufiastymi rękawami i wcięciem w talii. Jakla to element zapożyczony od Lachów Śląskich, który wszedł na stałe do mody góralskiej. Jakle i lejbiki szyte w tym samym kolorze co spódnica tworzyły wspólnie eleganckie, miejskie suknie czy kostiumy. Góralki nosiły po kilka warstw spódnic, białe pod spód, a kolorowe, farbowane na wierzch. Podczas świąt, na spódnice zakładano fartuch, biały lub pastelowy, obszyty haftem, koronką lub ażurowy. Na głowę zarzucały chustę, a na ramiona biały rańtuch, łoktusze lub cieplejszą barankule. Mężatki obowiązkowo nosiły czepce.
Góralskie nogi chroniły skórzane kierpce, przywiązane rzemykami i dodatkowymi nawłokami do wełnianych skarpet zwanych kopycami. Zimą grzała futrzana czapka i kożuchy, najczęściej białe obszywane czarnym ‘barankiem’. Dodatek stanowiły czerwone korale u pań, rzadko prawdziwe, częściej tańsze - chlebowe, oraz laska u panów.
Górale chętnie jednak kopiowali elementy stroju laskiego czy miejskiego w celach podniesienia swojego statusu społecznego. Oznaczał on bowiem nowoczesność, postęp i zamożność, a wyjeżdzający za pracą do miast górale ubrani w gunie i wałaskie portki uznawani byli za zacofanych i prymitywnych. Spowodowało to cofanie się tradycyjnego i czystego stroju góralskiego w głąb Karpat, a i gdy i tam dotarły wpływy miejskie, doprowadziło to do całkowitej utraty ludowego stroju górali Beskidu Małego. Zanik gospodarki pasterskiej a tym samym wełnianego surowca oraz coraz większa popularność materiałów fabrycznych także nie pozostały bez wpływu.
Pojedyncze, lokalne stroje ludowe z terenów Beskidu Małego zobaczymy w wymienionych wyżej izbach regionalnych czy ślemieńskim Etnoparku. Izba Regionalna w Porąbce, przechowuje zaś oryginalne, niebawem stuletnie stroje nizinne, laskie, w tym jakle, spódnice, zapaski, różne chusty – fabryczne odziewacki, kazimierki z frędzlami czy zimowe wełnionki, a także wyjątkowy laski kobiecy strój ślubny.
A na koniec trochę magii… Dzwonnice loretańskie w Beskidzie Małym.
Mieszkańcy Beskidu Małego mieli swój sposób na poradzenie sobie ze złośliwymi płanetnikami, władającymi chmurami, deszczem, burzami i gradem. Płanetnicy w przypływie złości zsyłali na mieszkańców, ich wsie, pola i plony zagrażające przetrwaniu powodzie i pożary. W ramach ochrony przed tymi klęskami żywiołowymi budowano dzwonnice loretańskie, które poprzez wydobywające się zeń magiczne dźwięki miały odpędzać długorękie demony. Moc miały jednak tylko te dzwony, które nie obwieszczały śmierci. Dzwonnice loretańskie nie wydobywały więc dźwięków na znak śmierci mieszkańca wsi. Dzwoniono tylko w południe na Anioł Pański lub na inne nabożeństwa, majowe czy różańcowe.
Dzwonnice loretańskie to wysokie, słupowe, drewniane konstrukcje z dzwonkiem na górze oraz okrywającym go daszkiem. Na terenie Beskidu Małego takie zaklinające pogodę obiekty znajdziemy w Biernej, Czernichowie, przysiółku Kremple, Międzybrodziu Żywieckim i Lesie.
Z miłości do beskidzkiej przyrody. Park Krajobrazowy Beskidu Małego.
Wędrując po Beskidzie Małym warto mieć ze sobą egzemplarz powieści lub tomiku poezji Emila Zegadłowicza. Pisarz w swoich pracach sławił piękno Beskid Małego, stając się jego nieocenionym promotorem. Głosił powrót do natury i miłość do przyrody, szczególnie tej beskidzkiej.
Praktycznie cały obszar Beskidu Małego leży w granicach Parku Krajobrazowego Beskidu Małego, który chroni to unikatowe piękno wychwalane przez Zegadłowicza. Beskid Mały, choć dość silnie zurbanizowany i przekształcony w wyniku działalności człowieka, posiada swoje przyrodnicze skarby. Dla dawnych mieszkańców, przyroda stanowiła centrum ich świata, życia i zwyczajów. Jest więc niezwykle istotną składową lokalnej kultury.
Najcenniejsza przyroda tych najmniej przekształconych, wyższych partii Beskidu Małego skupia się wokół zbiorowisk leśnych z buczyną w roli głównej - żyzną buczyną karpacką i kwaśną buczyną górską. To właśnie głównie buczynę chronią istniejące na terenie Beskidu Małego rezerwaty przyrody: Madohora, Szeroka i Zasolnica. Bukom towarzyszą jodły i jawory, niektóre z nich o dostojnym wieku przekraczającym 200lat. Spotkać można także limby, wejmutki, daglezje, np. na Bukowskim Groniu czy Leskowcu. Dawniej stoki Cisowych Grap porastał cis, dziś w beskidzkim drzewostanie przeważa świerk.
Poza rezerwatami, duże wrażenie robi także buczyna porastająca stoki Gaików wzdłuż niebieskiego szlaku. A także piękne, srebrzyste i powykręcane buki na południowo-zachodnich stokach Leskowca. Prowadzi tamtędy jeden z pięciu lokalnych ścieżek dydaktycznych - Szlak Buków. Aż dziw, że do tej pory nie objęto tych terenów ochroną rezerwatową, ale podobno są one w planach.
Na terenie Beskidu Małego doliczono się występowania ponad 840 gatunków roślin, w tym około 60 gatunków podlegających ochronie ścisłej i 10 ochronie częściowej. Wiosną zakwita tu śnieżyczka przebiśnieg, szafran spiski czy pierwiosnek wyniosły. Jesienią zaś zimowit jesienny. Dawne łąki i polany pokrywają gatunki związane z gospodarką pasterską– dziewięćsił bezłodygowy, lub coraz rzadsze storczyki – kukułka Fuchsa, kruszczyk błotny, storczyca kulista, storczyk męski, kukułka plamista czy lila złotogłów. W runie znajdziemy żywiec gruczołowaty, gajowiec żółty, przytulię wonną, niecierpek pospolity, miesięcznicę trwałą i całkiem sporo paproci. Pomimo niewielkich wysokości spotkamy także gatunki subalpejskie (modrzyk górski, starzec subalpejski, szarota norweska), czy nawet wysokogórskie (widłak i nawłoć alpejski).
W Beskidzie Małym występują dwa piętra roślinności – piętro pogórza, intensywnie użytkowane przez człowieka oraz piętro regla dolnego. Niewielkie wysokości nie pozwoliły na wykształcenie się regla górnego, choć osobliwością przyrodniczą Beskidu Małego jest występującana szczycie Łamanej Skały świerczyna o charakterze górnoreglowym. Te 150-letnie świerki, wraz z unikatowymi gatunkami mszaków charakterystycznych dla masywu Babiej Góry, chroni rezerwat Madohora.
Część Parku (pasmo Magurki Wilkowickiej i grupę Łamanej Skały) obejmuje także ostoja siedliskowa sieci Natura 2000.Wytypowano tu 14 typów siedlisk, w tym łąki, torfowiska, łęgi czy jaskinie. Z fauny wypatrzeć możemy traszkę karpacką czy kumaka górskiego oraz różne gatunki nietoperzy. A w siedliskach leśnych nawet wilka, rysia czy niedźwiedzia.
Przymiotnik ‘mały’ na pewno nie pasuje do określenia kultury Beskidu Małego. Bogata jest bowiem materialna i niematerialna kultura tego skrawka ziemi. Jestem przekonana, że choć starałam się poruszyć różne tematy, nie wymieniłam wszystkich składowych kultury rodzącej się i dorastającej na tych terenach. Jednak już i z tą wiedzą i nową świadomością pewniej będzie się kroczyć szlakami Beskidu Małego, którego siłą jest jego niejednolitość. Jedność w różnorodności, różnorodność w jedności.
Piękne podsumowanie :) A za 2-częściowy wpis o Beskidzie Małym ślę głęboki ukłon za ogrom pracy i jakość opracowania 🤗