Wiedeń można zwiedzać na wiele sposobów. Ja wybrałam wycieczkę w przeszłość, do czasów świetności Austro-Węgier, w granicach których znalazła się także część Polski. Pomimo zaborów, mit Galicji i wielkiej macochy jaką była monarchia austro-węgierska wciąż działa na wyobraźnię, kusi i zachęca do bliższego poznania.
Jako człowiek kochający góry, często przywołuję Galicję wędrując po Karpatach i leżących pod nimi dawnych galicyjskich wsiach. Austro-Węgry objęły swym majestatem także Beskidy i Tatry a rodzina cesarska często odwiedzała górzystą Galicję. Habsburgowie polowali w Beskidzie Śląskim, w Żywcu założona została żywiecka linia rodu. Arcyksiążę Józef Habsburg zdobył Babią Górę a Gerlach nosił nazwę Franz-Joseph-Spitze.
W ostatni październikowy weekend przenoszę się więc w przeszłość, do stolicy Austro-Węgier, próbując poznać ten świat, który jeszcze nie tak dawno władał połową Europy. W Wiedniu funkcjonował świat cesarski – bogaty, dystyngowany, lepszy – nieporównywalny z biedną Galicją. Wiedeń był kulturową i intelektualną stolicą świata. Z Wiednia docierała cywilizacja, rozwój, wychodziły idee, pierwsze linie kolejowe, tam podejmowane były kluczowe decyzje. Z perspektywy Galicji, Wiedeń był centrum świata. A już na pewno był pępkiem Europy Środkowej.
Mitteleeuropa - podróż do mitycznej Europy Środkowej
Historia Austro-Węgier jest nierozerwalnie związana z Mitteleeuropą – Europą Środkową. Pomijając polityczne konotacje tego sformułowania, Mitteleeuropa jest tworem łączącym w sobie wielonarodowość, wielojęzyczność i wieloreligijność Europy Środkowej. Choć jej skład jest cały czas dyskutowany, kamiennym filerem są kraje historycznie zrzeszone pod jedną flagą monarchii austro-węgierskiej. Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, zachodnie Ukraina i Rumunia, Słowenia i Chorwacja oraz oczywiście Austria. Jest ona tym samym jedynym krajem Europy Zachodniej, który tak wiele łączy z krajami bardziej na wschód. Sama niemieckojęzyczna nazwa Austrii – Österreich potwierdza, że jest to wschodni kraj, leżący niegdyś na wschodnich rubieżach państwa niemieckiego. Mówi się zresztą, że Wiedeńczyk ma więcej wspólnego z mieszkańcem Krakowa czy Budapesztu niż z Berlińczykiem.
Imperium austriackie obejmowało dawniej ogromne obszary Europy, będąc w czołówce największych w Europie. W skład Austro-Węgier wchodziło wiele niepodległych dziś państw, które na austriackim dworze i w parlamencie uczyły się niepodległości. Można posunąć się do stwierdzenia, że Grupa Wyszehradzka, czy szerzej, kraje Trzymorza są politycznym i gospodarczym spadkobiercą środkowoeuropejskiej współpracy w jaką połączyły te terytoria Austro-Węgry.
Austro-Węgry stanowiły wielki tygiel narodów i kultur, w granicach którego znalazła się również Galicja. Wiedeń, jako stolica imperium, spajał liczne narody, religie i języki. Austriaków i Polaków, Słowian i Germanów, Wołochów i Madziarów, Żydów i katolików, prawosławnych i muzułmanów. Z perspektywy dzisiejszego Wiednia niewiele się zmieniło. Wiedeń jest w dalszym ciągu miastem różnorodnym kulturowo i etnicznie. Przechadzając się wiedeńskimi ulicami usłyszymy, obok niemieckiego, językową mieszankę, z dużą dawką języków słowiańskich. Połowę populacji Austro-Węgier stanowili właśnie Słowianie. Około dwóch trzecich Wiedeńczyków nie posiada rdzennie austriackiego pochodzenia, co jest w dużej mierze konsekwencją wielonarodowego imperium Habsburgów. A dziś także współczesnej migracji spoza Mitteleeuropy.
Ta różnorodność jest ogromną zaletą Wiednia. Widoczna na ulicach, na twarzach ludzi, w nazwach ulic, szyldów, w rodzajach świątyń. W Wiedniu rozsmakujemy się w kuchniach całego świata, przyrządzanych przez potomków byłego imperium i współczesnych imigrantów. Zjemy tu wiedeńskiego wiener sznycla, polską kanapkę, bośniackiego burka czy libańskiego falafela.
Dziedzictwo Austro-Węgier jest żywe także w krajach, które ów imperium obejmowało. Łączy je wspólna, jeszcze nie tak odległa przeszłość. Znajdziemy w nich punkty wspólne, syntetyczną kulturę, których najlepszą alegorią jest kolej żelazna. Budowana przez Austro-Węgry, wciąż łączy byłe kraje c.k. Podróżując kolejową trasą dawnego imperium, przez Polskę, Czechy, Austrię, Węgry czy Ukrainę zobaczymy jeszcze wiele podobieństw. Chociażby dworce kolejowe, budowane często na stały wzór. A kiedy głodni po podróży zasiądziemy w kawiarni, przy każdym rynku zjemy strudla czy pischingera.
Galicja i Lodomeria. Bieda, nędza i Najjaśniejszy pon cysorz.
Po rozbiorach Polski, tereny słynnej Galicji i Lodomerii, czyli księstwa halicko-włodzimierskiego (potem także Wielkiego Księstwa Krakowskiego z Księstwem Oświęcimskim i Zatorskim), weszły w skład Austrii (a po 1867 Austro-Węgier). Stanowiły największą (terytorialnie i ludnościowo), najbardziej wysuniętą na wschód oraz najbiedniejszą dzielnicę c.k. O tym ostatnim przypomina druga, prześmiewcza nazwa – Golicja i Głodomeria.
Od wiedeńskiej stolicy Galicja odróżniała się kulturowo i cywilizacyjnie. Położona na skraju cesarstwa, charakteryzowała się powszechnym analfabetyzmem (nawet 80%! ludności), potwornym pijaństwem, przeludnieniem i rozdrobnionym rolnictwem oraz brakiem przemysłu. Sława galicyjskiej nędzy wykraczała poza jej granice a setki ubogich mieszkańców imigrowały, najczęściej za ocean. Jednak pod względem swobód obywatelskich w Galicji żyło się lżej niż w innych zaborach. Austro-Węgry (choć nie od razu) dawały sporą autonomię. Język polski był językiem urzędowym a lokalna kultura nie była rugowana. Co więcej, według prawa, ilość posłów w wiedeńskim parlamencie uzależniona była od wielkości populacji na danym terytorium, co dawało ponad 7-milionowej Galicji sporą ilość przedstawicieli.
Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy.
Tak powtarzać mieli galicyjscy posłowie, zapewniając cesarza o swojej wierności.
Franciszek Józef I chętnie przyjmował Galicjan na słynnych audiencjach, na które ci chętnie się udawali, szczególnie, że dwór zwracał koszty biletów a Galicjanie mieli także inny przydomek – centusie. Swoje prośby i punkt widzenia mogli przedstawiać cesarzowi nawet w podkreślających pochodzenie strojach ludowych, dozwolonych przez etykietę dworską.
Osoba cesarza Franca Josefa integrowała galicyjskie wsie z Wiedniem, Sarajewem czy Pragą. Najjaśniejszy pon cysorz cieszył się szczególnym uwielbieniem. Legendarnie przedstawiany był jako łaskawy, sprawiedliwy i równy sobie cesarz, śpiący na twardym, żelaznym łóżku (rzeczywiście na takim sypiał), lubiącym skromne, proste jadło. Franz Josef odwiedzał Galicję wielokrotnie i zawsze witany był z pompą. Przychylne mu tłumy wiwatowały na dworcach, stawiały bramy triumfalne, organizowały nabożeństwa, koncerty, defilady. Podobno to zjawisko nigdzie nie przybrało takich rozmiarów jak w Galicji. Podczas swych podróży cesarz starał się wysiadać na jak największej ilości stacji kolejowych i spotykał się zarówno ze szlachtą, arystokracją jak i z chłopami i robotnikami, z księżami i rabinami. Franz Josef uczył się nawet języka polskiego i podobno całkiem sporo rozumiał.
Galicja była niezwykle istotna dla bezpieczeństwa granic państwa austrowęgierskiego. Wielu żołnierzy w wojsku c.k. stanowili Galicjanie, którzy obiecywali wierność austryjackiemu domowi aż do rozszarpania ciała. Podczas I wojny światowej niezwykle ciężkie walki odbywały się na froncie wschodnim a granic monarchii strzegły twierdze Kraków, Przemyśl i Lwów.
Austria była symbolem zarówno rozwoju i nowoczesności, jak i, czy może przede wszystkim, stabilizacji zapewnionej przez konserwatyzm cesarskiego dworu. Jednak świat nie lubi stać w miejscu i co jakiś czas następuje całkowite przemieszanie porządku. Galicyjskie twierdze nie obroniły Austro-Węgier a Wielka Wojna zmiotła wielkie cesarstwo. I tak w 1918 roku w Krakowie zawisnął nekrolog c.k. monarchii, który ogłaszał:
Kiedy umarła austro-węgierska macocha, zmieniły się granice i rozpoczął się nowy etap dla Galicji, Polski oraz całej Mitteleeuropy. Przez lata istnienia Galicji w ramach Austro-Węgier wytworzyła się unikatowa tożsamość, galicyjsko-austriacka, chłopsko-cesarska. Z perspektywy późniejszych, ale i dzisiejszych bezwzględnych identyfikacji narodowościowych, wiek XIX ery Austro-Węgier zdaje się być jedynym okresem w historii, kiedy taka więź była możliwa.
Mówili nam Niemce, że my cudzoziemce
A my som Poloki, chłopcy Austryjoki.
Galicja nie istnieje już oficjalnie od 106 lat, jednak jej duch dalej krąży między Lwowem a Krakowem, czasami dochodząc nawet do Wiednia. Co prawda, większość pomysłów przybywała z Wiednia do Galicji, wymiana następowała także w drugą stronę. Spacerując po Wiedniu będę mieć oczy szeroko otwarte w poszukiwaniu śladów galicyjskiej przeszłości stolicy Austro-Węgier.
Wiedeń – stolica Państwa, w którym słońce nigdy nie zachodzi. Habsburgowie na tronie.
Moja wiedeńska ekskursja skupia się na czasach potęgi Austro-Węgier, czyli okresie habsburskiego panowania w XIX wieku. Zanim wyruszę na zwiedzanie miasta, chcę zgłębić jego historię. Zaglądam więc do cesarskich pałaców, aby bliżej poznać członków rodu Habsburgów. Dzisiejszy Wiedeń nadal przesiąknięty jest słynną dynastią, której ślady widoczne są niemal wszędzie. Wszak minęło zaledwie 100 lat od kiedy z tronu zeszli członkowie jednej z największych i najdłużej panujących dynastii w Europie.
Rozpoczęte w XIII wieku rządy rodu Habsburgów trwały do początków XX wieku. Za ich panowania austriackie imperium obejmowało potężny kawał Europy a nawet świata. Do imperium wchodziły (w różnym okresie historii) tereny dzisiejszej Austrii, Węgier, Słowacji, Czech, Polski, Ukrainy, Rumuni, Słowenii, Chorwacji, Włoch, Hiszpani, Portugalii, Francji, Niemiec i Niderlandów oraz wiele terytoriów zamorskich, jak Meksyk czy Filipiny. Habsburgowie władali imperium, w którym nigdy nie zachodziło słońce a flagi nosiły wszystkie kolory tęczy.
Utrzymywanie włości w rękach rodziny, w tym także endogamia, były popularną praktyką wśród europejskich władców. Jednak to właśnie Habsburgowie opanowali ją do perfekcji, choć wielu członkom rodziny nie wyszło to na zdrowie.
Bella gerant alii, tu, felix Austria, nube!
Niech inni prowadzą wojny, ty, szczęśliwa Austrio, żeń się! Tak powiedzieć miał król Węgier Maciej Korwin przesądzając o habsburskim sposobie na powiększanie swoich terytoriów – przemyślanych związkach małżeńskich. Habsburgowie tak łączyli swoje potomstwo w pary, aby zachować czystość krwi oraz aby ich ziemie nie tylko pozostały w rękach rodziny, ale żeby poprzez małżeństwa jeszcze bardziej je powiększyć. Przeszkodą ku temu nie miało stanąć nawet pokrewieństwo. Wśród Habsburgów liczne były małżeństwa pomiędzy bliskimi krewnymi, kuzynostwem czy wujostwem. Choć wiedza medyczna nie była jeszcze tak rozwinięta, kazirodcze związki nigdy nie były normą społeczną a na śluby krewniacze wymagana była zgoda kościoła. Nawet Habsburgom nie mogły umknąć liczne upośledzenia i choroby wśród kolejnych pokoleń.
Intratne powinowactwo było dla Habsburgów ważniejsze niż reperkusje pokrewieństwa. Genetyczne problemy nie ominęły jednak Habsburgów wplątanych w kazirodcze związki. Kolejne pokolenia Habsburgów rodziły się z charakterystyczną dla tego rodu wydłużoną dolną szczęką oraz wydatną dolną wargą – podobno schedę po Cymbarce, księżniczce piastowskiej, siostrzenicy Władysława Jagiełły. W Galicji warga ta miała być powodem do dumy, jako polski wkład w dynastię Habsburgów.
U Habsburgów występowały choroby umysłowe, epilepsja, wątłe zdrowie, dzieci umierały krótko po urodzeniu. Największą ofiarą chowu wsobnego był ostatni Habsburg na tronie hiszpańskim – Karol II. Był upośledzony fizycznie oraz psychicznie. Nie mógł normalnie funkcjonować, deformacja twarzy nie pozwalała mu jeść i pić, długo uczył się chodzić, nie potrafił czytać, pisać, wypadły mu zęby, włosy, ogłuchł. Nie mógł też mieć dzieci, co zakończyło hiszpańską linię Habsburgów.
Habsburgowie to ród, który nawet jak na swoje czasy był dość osobliwy i na stałe zapisał się na kartach historii a nawet popkultury. Ich perypetie są fascynujące, a książki opisujące ich dynastyczne dzieje mogłyby spoczywać na różnorodnych półkach. Tych z sagą historyczną, melodramatem, romansem, tragedią, literaturą grozy czy thrillerem medycznym. Habsburgowie panowali ponad 600 lat. Dla Galicji czy Polski kluczowych okazało się kilka postaci z rodu, których śladem dziś wyruszę.
Maria Teresa była najważniejszą habsburską monarchinią, pierwszą kobietą na tronie, co zawdzięcza ojcu Karolowi VI, który zmienił prawo umożliwiając dziedziczenie tronu także w linii żeńskiej. Rządziła w starym stylu, pilnując panującej na dworze hiszpańskiej etykiety – jednego z najbardziej surowych dworskich ceremoniałów. Ustanowiła specjalną komisję, która kontrolowała moralność obyczajów Wiedeńczyków. To ona podpisała traktat o rozbiorze Polski, choć podobno z płaczem. Pomimo ogromnych przywilejów i najlepszej jak na tamte czasy opieki medycznej nie uchroniło jej to przed problemami z jakimi mierzyły się ówczesne kobiety oraz ich dzieci. Maria Teresa urodziła 16 dzieci, z czego trójka dzieci nie dożyła 4 roku a kolejna trójka 17 roku życia. Nazywana była teściową Europy.
Józef II – syn Marii Teresy i rewolucjonista swoich czasów, cesarz reformowany. Choć był zwolennikiem absolutyzmu oświeconego, przeprowadził serię tzw. reform józefińskich, które silnie wpłynęły na życie mieszkańców imperium, w tym polskiego chłopa. Zapewnił wolność wyznania, równouprawnienie Żydów, zrównał prawa katolików z tymi protestantów i prawosławnych, co zawarł w słynnym patencie tolerancyjnym (na mocy którego wybudowano wiele zborów ewangelickich na Śląsku Cieszyńskim). Wprowadził kasatę józefińską – likwidację kościołów i klasztorów. Ograniczył lub zniósł pańszczyznę, wdrożył reformy podatkowe, administracyjne i w szkolnictwie.
Elżbieta Bawarska „Sisi” – najsłynniejsza cesarzowa, postać tragiczna oraz PRowy produkt Austrii. Wychowana z dala od dworskiej etykiety, nie potrafiła odnaleźć się w surowych pałacowych obyczajach. W wieku 21 lat była matką trójki dzieci, których teściowa nie pozwalała jej wychowywać. Pogrążona w bólu po samobójczej śmierci następcy tronu i jedynego syna Rudolfa (wcześniej zmarła jej najstarsza córka Zofia), żyła ogarnięta smutkiem. Jej niestabilny stan emocjonalny przejawiała w obsesyjnym dbaniu o wygląd i figurę, dietach i postach. Jej znakiem rozpoznawczym były długie włosy, które traktowała mieszanką żółtek jaj i koniaku. Na twarz nakładała zaś maseczki z truskawek i surowej cielęciny. Po tragicznej śmierci jej wizerunek został skomercjalizowany i stała się ikoną popkultury. Kult Sisi szczególnie promowany był w kinematografii, poprzez którą dotarł także do Polski. Jednak oprócz dość tragicznej biografii, niedoceniana bywa jej rola polityczna. Sisi kochała Węgry z wzajemnością. Przyczyniła się do rozluźnienia napiętych stosunków między Węgrami a Austrią, poparcia ausgleichu a w konsekwencji powstania w 1867 dualistycznej monarchii, która utrzymała silną pozycję Austrii w Europie.
Sisi wraz z mężem stali się ikonami Austro-Węgier. Na obrazach przywołujących tamte czasy zawsze znajdzie się miejsce dla długowłosej Sisi oraz bokobrodego Franciszka Józefa, w obowiązkowym mundurze.
Franz Josef I był jednym z najdłużej panujących monarchów Europy i ostatnim z wielkich władców Habsburskich. Mówi się, że dzięki niemu wiek XIX miał 116 lat i skończyć się wraz z jego śmiercią w 1916 roku. Franz cieszył się uwielbieniem poddanych, szczególnie w Galicji. Słynął ze swoich bokobrodów (choć początkowo broda była zabroniona wśród urzędników c.k. jako symbol postępu). Podobno zgolił je tylko raz, o czym pisały wszystkie gazety. W Galicji krążyła legenda, że 18-letni Franciszek został zainspirowany do zapuszczenia bokobrodów przez przybyłego z Galicji na delegację, Franciszka Smolkę, posiadacza najdłuższych wąsów w Galicji, o długości 80 cm!
Karol I Habsburg okazał się być ostatnim władcą Austro-Węgier. Podczas jego rządów przypadających na czas po I wojnie światowej narodziły się niezależne państwa jak Republika Polska. Ciekawe jest również to, że Karol I został w 2004 roku beatyfikowany przez Jana Pawła II. Podobno polski papież swoje rodzone imię otrzymał właśnie na cześć cesarza (zresztą tak jak i drugie – Józef). Rodzina Wojtyłów miała darzyć Austrię szczególną sympatią.
Rządy Habsburgów zakończyły się po I wojnie a ówczesne władze pozbawiły tak silną niegdyś dynastię większości posiadłości oraz prawa do pobytu w ojczyźnie. Austria stanęła przez pytaniem, co dalej? Monarchia, republika czy może socjalizm? Początki nowej rzeczywistości okazały się niełatwe, jednak spacerując po dzisiejszym Wiedniu jest pewne, że transformację zakończyli z sukcesem.
Wiedeń – stolica kultury, muzyki, walca i medycyny
Habsburgowie wywodzą się hrabiowskiego rodu z siedzibą we wsi Habsburg na terenach dzisiejszej Szwajcarii. Ich znacząca historia rozpoczyna się w 1273 roku, kiedy hrabia Rudolf z Habsburga zostaje wybrany królem niemieckim. Habsburgowie przenoszą stolicę do Wiednia, który staje się główną siedzibą rodu. Miasto rozwija się, rozbudowuje. Rudolf IV Założyciel ze wszystkich sił stara się, aby Wiedeń stał się piękniejszy od Pragi, miasta swojego konkurenta, Karola IV Luksemburskiego. Inicjuje przebudowę dzisiejszego symbolu miasta – katedry św. Szczepana, a w 1365 roku zakłada Uniwersytet Wiedeński. Wszak miasto nie może być gorsze od Pragi, gdzie w 1348 roku uniwersytet zakłada Karol IV.
Największy rozwój Wiednia przypada na wiek XIX oraz okres istnienia Austro-Węgier. Pod patronatem Habsburgów Wiedeń staje się światową stolicą kultury, w tym muzyki klasycznej, balów i walca, z których Wiedeń słynie do dziś. Do miasta ściągali wielcy kompozytorzy, jak trzej mistrzowie: Mozart, Beethoven i Haydn. Ich klasyczne utwory rozbrzmiewają codziennie w wielu instytucjach, jak słynne Musikverein.
Członkowie rodziny cesarskiej byli mecenatami europejskiej sztuki. Co ma dziś wyraz w gotyckiej i barokowej sztuce kościelnej, zbiorach malarstwa oraz wspaniałej architekturze, w tym pięknych historycznych gmachach, secesyjnych kamienicach i stylu bidermaier.
Na początku XIX wieku narodził się walc wiedeński, którego najsłynniejszym kompozytorem był Jan Johann Strauss. Walc był obowiązkowym elementem balów wiedeńskich, których odbywało się w ciągu roku około 450, najwięcej w karnawale. Była to okazja do spotkań towarzyskich, matrymonialnych oraz biznesowych. W Wiedniu istnieje obecnie kilka szkół tańca, które specjalizują się w szybkich kursach walca, z których skorzystać mogą turyści.
W XIX- i XX-wiecznym Wiedniu rozkwitała filozofia, psychologia, medycyna. Wymiana myśli następowała w kawiarniach, gdzie spotykali się uczeni, arystokracja, artyści. W Cafe Central kawę pijał Zygmunt Freud a Lew Trocki chętnie grywał w szachy. W Cafe Muzeum przesiadywał Gustav Klimt, Adolf Loos czy Otto Wagner. W ramach poznawania lokalnej kultury swoje kroki należy koniecznie skierować do wiedeńskiej kawiarni.
Gemütlichkeit, czyli przewodnik po wiedeńskiej kawie i kawiarniach
Ważnym elementem historii, kultury oraz integralną częścią codziennego życia Wiedeńczyków jest picie kawy. Kultura parzenia, przygotowywania oraz spożywania kawy jest wiedeńską instytucją. Panują tu jednak pewne zasady. Pierwszą i najważniejszą z nich to brak pośpiechu. Aby w pełni rozkoszować się gemütlichkeit, czyli przytulną, ciepłą przyjemnością należy być zrelaksowanym, a tego stanu nie można osiągnąć z zegarkiem w ręku. W kawiarni należy usiąść wygodnie przy stoliku, zadumać się nad filiżanką, poczytać gazetę, porozmawiać czy popatrzeć w okno.
Nastrojowej atmosfery spokoju pilnuje tam wyjątkowy wystrój wnętrz. Taki w starym stylu. Dostojny, lecz skromny. Najstarsze wiedeńskie kawiarnie są jak żywe muzea oraz eleganckie jak dzieła sztuki. W tych zabytkowych wnętrzach podaje się kawę od wieków.
Kawiarni w Wiedniu jest od zatrzęsienia. Pierwsze otwierały się już w XVII wieku. Kawa do Wiednia miała przybyć wraz z uciekającymi Turkami, którzy pozostawili za sobą ziarenka kawy. Inna legenda mówi znów, że pierwszą wiedeńską kawiarnię otworzył w 1683 Polak, pochodzący z Sambora Jerzy Franciszek Kulczycki. Czyżby był to kolejny galicyjski wkład w wiedeńską kulturę?
Z tych najbardziej kultowych wiedeńskich kawiarni wymienić należy: Cafe Central – najpiękniejsza kawiarnia, do które zawsze ustawiają się długie kolejki, Cafe Museum, niegdyś szczególnie popularna wśród malarzy i architektów, Cafe Landtmann, Cafe Mozart, Cafe Sperl czy Cafe Hawelka. Ta ostania założona została przez Leopolda Havelkę. Jest z nią związana pewna galicyjska legenda (nieprawdziwa), jakoby dwóch braci Hawelków opuściło rodzinne Brno, aby założyć swoje biznesy gdzieś indziej. Jeden wyjechał do Wiednia, gdzie otworzył kawiarnię. Drugi znalazł się w Krakowie, gdzie prowadził delikatesy i restaurację. Rzeczywiście, przy krakowskim Rynku mieściła się, równie popularna co wiedeńska Cafe Hawelka, restauracja i sklep kolonialny, których właścicielem był Antoni Hawełka. Krakowska restauracja słynęła przede wszystkim ze śniadanek, zwyczaju spożywania późnych śniadań w położonych na tyłach sklepów prostych lokalach śniadankowych. Podczas takiego nierzadko zakrapianego śniadanka można było omówić bieżące sprawy czy nawet zawrzeć jakąś umowę. Spotykali się na nich wyłącznie mężczyźni, nierzadko galicyjska elita, aby wspólnie zjeść kanapki, raki czy flaczki. Co do właściciela, Antoni Hawełka urodził się w Kętach, 70 lat przed Leopoldem. Był jednak związany z Wiedniem, gdyż otrzymał tytuł Cesarskiego i Królewskiego Dostawcy Dworu. Sprowadzał dla cesarza różne produkty, m.in. młode ziemniaki z Południowej Afryki.
W Wiedniu można odwiedzić Kaffeemuseum lub zapisać się na kawowe warsztaty, podczas których zdobędziemy wiedzę na temat rodzajów wiedeńskich kaw. A tych jest sporo. Zanim złożymy zamówienie w kawiarni, warto zapoznać się z tym co stoi za tajemniczymi nazwami kaw aby spróbować tych najbardziej typowych wiedeńskich wariacji. Podobno w Wiedniu nie na miejscu jest zamówienie po prostu kawy.
Melange – espresso i spienione mleko
Einspänner – kawa po wiedeńsku, podwójne espresso z bitą śmietaną. Podawana w szklance z uchwytem
Franziskaner – kawa z mlekiem i bitą śmietaną
Obermayer – gorące espresso z zimną śmietanką
Kleiner Brauner – małe espresso
Maria Theresa kaffe – kawa z likierem pomarańczowym
Przez wiedeński żołądek do galicyjskiego serca – co zjeść w Wiedniu
W Wiedniu spotykały się różne europejskie myśli, idee a także smaki. Wiedeńska kuchnia będzie świetnym przewodnikiem po mieście i jego historii, zgodnie z zasadą przez żołądek do serca. Podobnie jak za czasów Austro-Węgier, w dzisiejszym Wiedniu miesza się kuchnia węgierska, czeska, polska, bałkańska, włoska, turecka oraz ta wprost z cesarskiego dworu.
Najsłynniejszym daniem wiedeńskim jest niezaprzeczalnie wiener schnitzel. Jego historia jest równie niejednolita jak historia Austrii. Wszak symbol wiedeńskiej kuchni pochodzi z… Włoch. Najprawdopodobniej sprowadził go stamtąd marszałek Radecky. Oryginalny wiener schnitzel wytwarzany jest z cielęciny i podawany z sałatką ziemniaczaną.
Ulubionym daniem cesarza był tafelspitz – gotowane w bulionie kawałki wołowiny i podawane z różnymi dodatkami. Franz Josef zajadał się także bulionem Marii Teresy, czyli swojej babci. Rosół według przepisu cesarzowej podawany był zawsze na balach dworskich, a własnoręcznie spisany przez Marię Teresę przepis wisiał w kuchni w Hofburgu. Ulubionym ciastem Franciszka Józefa był apfelstrudel, ukochany deser większości Austriaków. Ten zaś pochodzenie ma najprawdopodobniej tureckie i blisko mu do baklawy. W kuchni austriackiej serwuje się sporo węgierskiej papryki i gulaszu oraz słowiańskich powideł śliwkowych, które najlepiej smakują z omletem cesarskim Kaiserschmarrn (moim ulubionym!). Choć cesarz Franciszek Josef słynął z wstrzemięźliwości i smukłej figury, podobnie jak jego żona Sisi, cesarskie stoły uginały się od bogactwa dań. Czego nie można było powiedzieć o stołach biednych galicyjskich chłopów.
Dziś prostotę kuchni wiedeńskiej reprezentuje würstelstand – kiosk z kiełbaskami. Ten kiełbasiany symbol Wiednia znajdziemy właściwie na każdej ulicy. Łączy on wszystkie filary wiedeńskiego społeczeństwa. W kolejce po würsta stoją obok siebie robotnicy, dyplomaci i turyści. W würstelstandach zjemy różnego rodzaju kiełbasy, klasyczną, białą, z serem (käsekrainer), frankfuterka, w formie hotdoga lub z bułką – a dokładniej kajzerką – znaną dobrze z Polski. Polska nazwa kajzerka pochodzi z Galicji, gdzie wierzono, że takie bułeczki spożywa na śniadanie sam cesarz Franciszek.
Serwując sobie Wiedeń po galicyjsku koniecznie należy spróbować polskich kanapek u Trześniewskiego. Szybką przekąską może być leberkäse – kanapka z czymś pomiędzy pasztetową a mielonką. A do plecaka warto wrzucić słynne wafelki Manner Schnitten, produkowane w Wiedniu od 1898.
Heuriger – wino, wzgórza i Sobieski w Wiedniu
Moją wiedeńską wycieczkę odbywam w ostatni weekend października. Jesienna aura najbardziej zauważalna jest w północnych dzielnicach Wiednia. Łagodne wzgórza pokryte rozległymi winnicami czynią z Wiednia jedyne miasto w Europie, gdzie uprawia się winorośl i produkuje wino. Wiedeńskie winnice zajmują większe terytorium niż wszystkie winnice w Polsce.
Obok kawy mieszkańcy Wiednia, równie chętnie kultywują tradycją heuriger. Słowo to oznacza zarówno lokal, w którym wino jest podawane, jak i młode wino – które można nazywać tak do 11 listopada, po którym dojrzewa, stając się już winem prawowitym. Wystarczy przespacerować się którymś z licznych szlaków prowadzących po winnych wzgórzach, aby przekonać się o popularności tej aktywności wśród Wiedeńczyków. Jest to idealne połączenie hedonizmu z fizyczną aktywnością. Wspinaczkę wynagradzają przepiękne widoki na Wiedeń, dolinę modrego Dunaju oraz kolorowe wzgórza i las wiedeński.
Wino w Wiedniu uprawiali już Celtowie i Rzymianie. Sadzono winorośl, produkowano wino i sprzedawano je na miejscu. Tak narodził się heuriger, którego tradycja i zasady sprzedaży obowiązują te same od XVIII wieku, kiedy cesarz Józefa II wydał dekrety mówiący o tym, że każdy może sprzedawać żywność czy wino, które sam wyprodukuje. Dziś heuriger to rustykalne karczmy, miejsca z lokalnym, wręcz ludowym wnętrzem i atmosferą. Zjemy tradycyjne dania kuchni austriackiej, posłuchamy schrammelmusik oraz napijemy się wyprodukowanego przez właścicieli wina.
Najwięcej heuriger znajduje się w winnych dzielnicach Wiednia jak Nussdorf, Grinzig, Sievering (położone najbliżej centrum, łatwo dojechać tramwajem) oraz tych położonych wyżej na północ jak Salmannsdorf, Stammersdorf (największa dzielnica winna Wiednia), Strebersdorf.
Winorośl porasta także Kahlenberg – wzgórze, gdzie rozegrała się słynna bitwa pod Wiedniem, której bohaterem został Jan III Sobieski. Pod jego dowództwem armia polska zwyciężyła z wojskami Kara Mustafy i obroniła Wiedeń. Ze szczytu, gdzie stoi polski kościół, rozciąga się wspaniał widok. Obok Kahlenbergu i ciut bliżej Dunaju, pręży się drugie słynne wzgórze - Leopoldsberg, z którego widoki są równie spektakularne. Tuż za nimi znajduje się najwyższy punkt Wiednia, czyli Hermannskogel (542 m).
Ekowiedeń i wiedeński transport publiczny
Jedną z najbardziej popisowych dziedzin rozwijanych przez Habsburgowie była kolej żelazna. Zbudowali tysiące kilometrów linii kolejowych, łączących wielkie miasta i zapyziałe galicyjskie wsie. Wiedeń połączyli z Krakowem, Górny Śląsk z Lwowem. Żelazną linię poprowadzili w poprzek Karpat co było wielkim osiągnięciem austriackiej techniki. Przy każdej stacji powstawały dworce kolejowe będące oknem na świat, synonimem nowoczesności. Wraz z ludźmi podróżowały języki, sztuka, kuchnia oraz postęp. Kolej rozwijała Europę. A ta przybyła do Galicji wraz ze świstem i turkotem żelaznych maszyn.
Nowinki technologiczne (podobnie zresztą jak i dziś) spotykały się niegdyś z rezerwą a nawet strachem. Przerażenie mieszkańców żelaznymi demonami opisywałam po krótce już w innym wpisie. W Galicji popularne było powiedzenie: Ojciec porządny, matka porządna a syn kolejarz – podkreślające nieufność do kolei jako źródła otwarcia na świat pełen grzechu.
Blitz, pociąg kursujący z Krakowa do Wiednia pokonywał tę trasę w czasach Austro-Węgrzech w 6 godzin, czyli tylko parę minut dłużej aniżeli dziś. My wsiadamy w pociąg w Katowicach i po 5 godzinach wysiadamy na wiedeńskim Hauptbanhof.
Nie tylko pociągi są chlubą Austriaków. Cały transport publiczny jest w Wiedniu świetnie zorganizowany. Przez cały weekend poruszamy się zarówno autobusami, tramwajami jak i metrem, dojeżdżamy w każde miejsce, bez opóźnień, bez czekania. Szybko, sprawnie i wygodnie. W tym mieście samochód jest wręcz przeszkodą. Karta Wiener Linien za 18 euro pozwala nam podróżować bez limitów przez 3 dni.
Wiedeń jest miastem, które stawia na ekologię. Jakość życia mieszkańców jest tu stawiana na równi z rozwojem miasta. Jest to, co prawda miasto przepełnione, do czego przyczyniają się liczni turyści. Jednak tereny zielone zajmują prawie 50% powierzchni miasta, w tym liczne parki, położony na obrzeżach miasta ogromny las wiedeński, winnice czy tereny rolnicze. Tutejsze parki są dobrym przykładem jak już za czasów Habsburgów dbano o dobrobyt mieszkańców i kontakt z przyrodą. Na terenach sukcesywnie zburzanych murów miejskich budowano parki miejskie. Początkowo dostępne tylko dla rodziny cesarskiej, później udostępniane publicznie dla wszystkich Wiedeńczyków.
W niewielkiej Austrii, Alpy są zawsze na wyciągniecie ręki. Czego przykładem jest woda dostępna w wiedeńskich kranach. Jest ona doprowadzano bezpośrednio z Alp za pomocą, oddanego do użytku jeszcze za czasów Franciszka Józefa, I Wiedeńskiego Rurociągu Wysokościowego – naturalnego rurociągu wykorzystującego naturalny spadek terenu. Źródlana alpejska woda jest darmowa i dostępna także w licznych ulicznych kranikach. Warto mieć ze sobą swoją butelkę.
W Wiedniu ekologia stała się także sztuką. A jednym z jej promotorów był najbardziej ekscentryczny mieszkaniec Wiednia Friedensreich Hundertwasser (więcej o nim później). Wśród wielu jego niezwykłych projektów znajdziemy m.in spalarnię śmieci Spittelau, która dzięki swej unikatowej fasadzie spełnia nie tylko funkcję miejskiego ogrzewania, ale jest także dziełem sztuki oraz obiektem kulturalnym. Wiedeńczycy nie zapominają także o wykorzystaniu setek ton kawowych fusów, pozostałych po ich ulubionym piciu kawy, których używają m.in. jako nawóz.
Dobra, jestem teoretycznie przygotowana na wiedeńskie spotkanie. Czas spakować plecak i wyruszyć na poznawanie Wiednia i poszukiwanie jego galicyjskich śladów.
Dziękuję za tę lekcję historii - przebogatą w kaloryczne fakty, a jednak tak lekkostrawną! No i za odczarowanie Wiednia jako stolicy zamarzania 😉
Byłam w Wiedniu w zeszłym roku i żałuję, że nie odwiedziłam tych winnych wzgórz. Pięknie się prezentują!