top of page

Jak Wałasi rozgościli się w Beskidzie Śląskim, czyli rzecz o pasterstwie i polanach w Brennej

Zapraszam na wędrówkę przez historię szałaśnictwa wsi Brenna, która zaprowadzi nas na jedne z najpiękniejszych pasterskich polan w Beskidzie Śląskim. Archaiczne kolyby, wałaskie tradycje czy płonąca watra zbliżą nas do kultury jednoczącej cały Łuk Karpat.



Brenna jest jedną z ładniej położonych miejscowości w Beskidzie Śląskim, wśród 3 pasm górskich i 3 rzek. Zatopiona pod Błatnią na północy, malowniczym Beskidem Węgierskim na zachodzie i pasmem Równicy na południowym wschodzie, wije się wzdłuż dolin Brennicy, Hołcyny i Leśnicy.


Dziś Brenna jest dużą wsią i bardzo popularnym ośrodkiem turystycznym. Jest przepełniona pensjonatami, karczmami, atrakcjami. Można tu popływać kajakiem i pojeździć na nartach. Wieś stanowi centrum regionalnej kultury, ze szczególnym uwzględnieniem kultywowania ludowych tradycji. Odbywają się tu imprezy takie jak tradycyjne Smażenie Wajeśnicy w Zielone Świątki, Noc Świętojańska, Przegląd Wiejskich Zespołów Folklorystycznych czy nawet Mistrzostwa Górali Karpackich w koszeniu łąki tradycyjną kosą.


Tradycyjnie Brenna była bowiem wsią, w której szałaśnictwo stanowiło istotny element życia lokalnej społeczności oraz czynnik rozwoju wsi. Mieszkali tu wałasi, którzy chowali w górach bydło wałaskie. W 1755 roku we wsi, o wiele mniejszej niż obecnie, było 8 szałasów, a bydła aż 1000 sztuk. To właśnie pasterstwo obieram na temat przewodni mojej wędrówki przez polany i górskie szlaki nad Brenną.





Wołosi w Brennej i w Beskidzie Śląskim


Beskid Śląski jest najbardziej na północ wysuniętym obszarem łuku Karpat. Jednak wędrujący z obszarów dzisiejszej Rumuni wołoscy pasterze dotarli i tu. Pierwszym osiedlem pasterskim w Beskidzie Śląskim mianuje się Mosty Jabłonkowskie założone już w 1590 roku. Do istniejącej już wtedy Brennej dotarli zapewne chwilę później.


Sama Brenna zamieszkana była co najmniej od końca XV wieku, najpewniej przez polską ludność rolniczą z terenów północnego Śląska. Kiedy w dolinie robiło się ciasno, mieszkańcy przenosili się coraz wyżej, gdzie w pewnym momencie zaczęli spotykać przybyszów o obcej im kulturze - Wałachów. Wałasi wędrowali ze swoimi owczymi i kozimi stadami, dzielili się nowymi dla tubylców formami gospodarki szałaśniczej, w końcu osiedlili się na stałe, asymilując się z lokalnymi mieszkańcami.


Szałaśnictwo znalazło w Brennej podatny grunt. Pasterstwo okazało się bardziej opłacalne niż uprawa nieurodzajnej ziemi a Brenna szybko stała się dużym ośrodkiem pasterskim, jednym z największych w Beskidzie Śląskim. Karczowano nowe polany i zakładano szałasy, jak te na Starym Groniu, Kotarzu, Skałce czy Świniorce. Pierwszy szałas pasterski stanął Brennej już w 1604 roku, co jest fenomenem na skalę całych polskich Karpat.




Organizacja pasterstwa w Brennej


W Brennej nie tylko wcześnie rozwinęła się gospodarka pasterska, ale także bardzo długo się ona utrzymywała. Stare dokumenty potwierdzają, że w 1647 stało w Brennej 30 szałasów oraz wypasano 850 sztuk bydła rogatego i 10 000 sztuk bydła wałaskiego (owiec i kóz). Jeszcze w latach 80-tych pasło się w Brennej 8000 owiec. Dziś liczby te są już mniej imponujące, ale tradycje szałaśnicze kultywuje się tu do dziś. Warto także wspomnieć, że w Beskidzie Śląskim, w Brennej czy Ustroniu, jeszcze w XX wieku prowadzono całoroczną gospodarkę szałaśniczą, co w innych częściach polskich Karpat należało już do rzadkości.



W wypasie owiec najważniejsza była dobra organizacja. Należało założyć spółkę sałaszniczą, znaleźć odpowiednie tereny wypasowe oraz zorganizować zespół wypasowy, czyli pasterzy w odpowiedniej hierarchii: z bacą na czele, juhasami i honielnikami do pomocy. Dalej należało dobrać stado, owce połączyć, policzyć, oznaczyć. Sporządzić umowę pomiędzy bacą a gospodarzami. Następnie kontrolować wypas, wydoić setki owiec, przygotować, sprzedać ser a także podzielić koszty i zarobki.


Ale od początku. Baca ze swoim największym doświadczeniem oraz posiadaną wiedzą magiczną, decydował o rozpoczęciu oraz zakończeniu letniego wypasu. Startowano na wiosnę – nie wcześniej niż w dniu św. Wojciecha 23 IV, najczęściej od maja. Wypas trwał do jesieni – teoretycznie nie później niż do św. Michała 29 IX, ale przy dobrych warunkach pogodowych owce spotkać można było i po tej dacie. Im dłużej pozostawały na halach, tym dłużej rozkoszowały się naturalnym pożywieniem, a więcej siana zachowało się na zimę.


Po zakończeniu górskiego letniego wypasu, gospodarze sprowadzali swoje owce do wsi, gdzie przebywały przez najbliższe kilka tygodni. Następnie gospodarz organizował wypas jesienny. Pasterze (wynajęci lub synowie gospodarza) wraz z trzodami schodzili na doły, czyli na tereny Pogórza. Działo się to już po Wszystkich Świętych. I tak np. z Brennej wędrowano do Pawłowic, Strumienia, Jaworza i Jasienicy. Po Nowym Roku pasterze wracali z dołów i oddawali owce właścicielom. Ci zaś wyprowadzali swoje owce na zimowiska. Były to polany, na których w specjalnie urządzonych szopach owce przebywały do wiosny. W okolicach Brennej takie zimiarki stały na Równicy, Skałce czy Bukowym Groniu – dwie takie zimiarki zachowały się do dziś i wzbogacają zagrodę pasterską w chorzowskim skansenie. Zimą owce karmiono zebranym latem sianem, solą, suszonymi gałązkami lipy, buka czy jesionu. W pogodne dni bywało, że wypuszczano zwierzęta do lasu, aby poobgryzały zielone gałązki świerka, jodły czy jałowca. Wczesną wiosną, po okoceniu się owiec, ponownie schodzono w doliny na tzw. jarowisko, gdzie młode stada oczekiwały św. Wojciecha, po którym ponownie wychodziły w góry na sałasz.


Do rozwoju gospodarski szałaśniczej w Beskidzie Śląskim przyczyniła się także, a może przede wszystkim, aprobata władz. Oczywiście nie bezinteresowna. Zarząd Komory Cieszyńskiej chętnie zgadzał się na zakup przez gospodarzy praw serwitutowych, opatrzonych umową, opłatą czynszową a także daninami w naturze (płacono guniami, bryndzą, serem oraz zwierzętami). Serwituty pozwalały na zakładanie na polanach szałasów, pędzenie określonej w kontrakcie liczby zwierząt, korzystanie z leśnych surowców, głównie z suchych gałęzi czy nisko-jakościowego drzewa. Za te lepsze, grubsze drewno np. na budowę szałasu, płacono już dodatkowo. Koniec pasterskiego dobrobytu przyszedł wraz ze wzrostem opłacalności sprzedaży drewna oraz świadomości ekologicznego znaczenia leśnych zasobów, które to gospodarka szałaśnicza mocno uszczuplała. Zmiana polityki spowodowała wzrost napięcia pomiędzy zarządcami lasów oraz gazdami, odebranie części łąk szałasowych, co w konsekwencji spowodowało spadek ilości owiec. Za oficjalny koniec złotej ery szałaśnictwa w Beskidzie Śląskim uznaje się podpisanie w 1853 roku Patentu cesarskiego, który zlikwidował serwituty pastwiskowe. Od tego czasu polany zaczęły powoli pustoszeć.


Płacze Młoda Góra
Kiczora się żali,
Nad niedola ludzką
nad krzywda górali (…)
Lecz jak Habsburgowie
sałasze zabrali
to zamiast piosenek górale płakali
Przyszli bielnicy, owce pozganiali
a starych owczorzy na Mirów zabrali (…)

Antoni Kretka, Istebna





Zawód: baca


Baca był bezdyskusyjnym szefem na szałasie. Była to osoba doświadczona w pasterskim fachu, godna zaufania oraz wzbudzającą szacunek. W Beskidzie Śląskim bacza nazywany był także sałasznikiem lub czepowym. To on organizował sobie owczorzy do pracy, juhasów oraz honielników – młodych naganiaczy owiec.



Praca pasterza do lekkich nie należała i nie kończyła się wcale z przyjściem jesieni, często była całoroczna. Codzienne kilkugodzinne wędrówki ze stadem, samotność, przebywanie miesiącami na szałasie, dojenie setek owiec do 3 razy dziennie. A co w zamian? Od każdych 10 wypasanych owiec jednego baranka, oprócz tego wełnę z jednej owcy, 2 siągi 8 sukna (jedną jasnego na spodnie, tzw. wałaszczioki, i jedną ciemnego na gunię), 2 koszule, 2 pary kierpców i wyżywienie. Za okres letni, kiedy był z owcami na szałasie, dostawał dodatkowo ser.


Dziś niewielu jest chętnych na tę profesję, choć niektórzy robią to jak na wołoskiego pasterza przystało. Tak jak zrobił to w 2013 najbardziej znany baca z Beskidu Śląskiego, Piotr Kohut. Baca z Koniakowa wraz z czterema innymi bacami z Czech, Słowacji, Ukrainy i Rumuni przeszedł ze stadem liczącym 300 owiec cały łuk Karpat – tak jak dawniej czynili to Wołosi. To piękny sposób na upamiętnienie wołoskich wędrówek oraz kultywowanie pasterskich tradycji.


Pasterstwo wraca na śląskie polany. Za sprawą górali kultywujących tradycje przodków, takich jak baca Kohut, ale i za sprawą mniej sentymentalnych unijnych programów pomagających w ochronie bioróżnorodności, zachowaniu dziedzictwa kulturowego i wsparciu turystyki. Owca Plus, Karpaty Łączą, Szlak Kultury Wołoskiej. To dzięki tym inicjatywom, na polanach, m.in. tych w Brennej, zobaczymy dziś stada owiec, w bacówkach dalej skrzy się watra, a my możemy zakupić prawdziwy owczy ser, bundz, bryndzę czy redykołki.


W Brennej tradycja szałaśnicza kontynuowana jest w kilku miejscach, które poszczycić się mogą najdłuższą pasterską historią. Kotarz, Stary Groń, Bukowy Groń, Cisowy Groń, Skałka, Malinka czy Góra Bucze. Warto uwzględnić te miejsca w swoim planie wycieczkowym po górach Brennej. Wszak mijane polany, szałasy i owieczki są pełnoprawnym elementem polskiego dziedzictwa kulturowego. Tak samo zresztą jak przekazywane z pokolenia na pokolenie sposoby wytwarzania serów z owczego czy koziego mleka. Warto jednak pamiętać, że od 2008 roku oscypek jako produkt regionalny podlega statusowi Chronionej Nazwy Pochodzenia (PDO) i może być produkowany tylko w określonych gminach. W województwie śląskim jest to wyłącznie gmina Istebna. Co oznacza, że de facto oscypka w Brennej nie zjemy. Potwierdzam jednak, że brenneńskie górskie sery są równie smaczne.




Na sałaszu - polany i szałasy w okolicach Brennej


Wołoskie dziedzictwo i gospodarka pasterska pozostawiły trwałe ślady zauważalne i dziś, w obrzędowości, architekturze czy krajobrazie.


Rozwijające się w Brennej pasterstwo miało silny wpływ na przyrodę. Las był karczowy i wypalany. Na zalesionych grzbietach pojawiały się otwarte polany. Przekształcała się roślinność. Leśną florę zastępowały łąkowe kwiaty, preferujące większe nasłonecznienie oraz ziemię bogatą w azot, dostarczany przez wypasane owce.


Także wartość krajobrazowa oraz widokowa polan jest bardzo wysoka. To idealne tereny pod pejzażowe wędrówki z górskimi panoramami, na wysokogórskie pikniki czy obserwacje bogactwa fauny i flory.


Na wielu polanach w okolicach Brennej zobaczyć można jeszcze drewniane szałasy – domy dla stad i ich opiekunów. Choć nie pamiętają one czasów pierwszych pasterzy, są w większości współczesne, zachowały jednak tradycyjną formę, materiał oraz wyposażenie.



Wyposażenie szałasu


O różnych typach szałasów pisałam już w innym wpisie o pasterstwie w Gorcach (Płoną lasy pod szałasy). W Beskidzie Śląskim także panuje różnorodność, pomimo, że większość szałasów określana jest dziś mianem bacówki. Warto przyjrzeć się budowie takiego szałasu. Najczęściej drewnianego, budowanego na zrąb, krytego gontem lub dranicami, z dachem dwu- lub cztero-spadowym. A jeżeli będziemy mieli szczęście i uda nam się zastać otwarty szałas, warto zapytać gazdy czy pozwoli wejść do środka, aby przyjrzeć się wyposażeniu. Dawniej było ono bardzo proste. Najważniejszy był wieczny ogień – watra, która płonęła przez cały okres wypasu. Na ścianach wisiały półki, na których znajdowały się sprzęty niezbędne przy wyrobie sera. Te wszystkie gielety, puciery czy oscypiorki wyrabiane były z najbardziej dostępnego materiału, czyli drewna. Wykonywał je sam baca, a potem przekazywał dalej swojemu synowi-bacowi jako cenny spadek. Naczynia były klepkowe lub dłubane w pniach. Poniżej lista drewnianych przedmiotów, które najczęściej spotkamy w szałasie:


  • Czerpak (cyrpok) – drewniany kubek, z ozdobnym, rzeźbionym uchwytem z tradycyjnymi motywami (rozety, listki, leluje) oraz z otworami na palce. Czerpie i pije się z niego żętyce. Co poniektórzy gazdowie tak właśnie podają żniczice turystom.

  • Gieleta (z rumuńskiego galeata) – duże naczynie z drewnianych klepek, zwężane ku górze. Służyło do dojenia owiec i przenoszenia mleka.

  • Puciera (putyra) – drewniane naczynie, podobne choć większa niż gieleta. Zwężane ku dołowi. To do niej zlewano mleko z gielety, które później klagano i wyrabiano ser

  • Obońka (w Beskidzie Śląskim łobłónka), rajtok, putnia – niska i płaska beczułka do przenoszenia wody i mleka




  • Ferula, ciosek, czoszczek – przyrząd do rozbijania ściętego mleka, w formie długiej, spłaszczonej pałki. Czasami zdobione.

  • Warzecha – duża drewniana łyżka służąca do mieszania żętycy i wyławiania sera z puciery. Wykonywał ją baca z jednego kawałka drewna (jaworowego lub lipowego), na końcu posiadała otwór na zawieszenia, bywała zdobiona.

  • Oscypiorki – formy do odciskania sera o różnych kształtach zależących od pomysłu bacy. Spotykamy typowe oscypiorki w formie walca, a także takie w kształcie serca (parzenicorki) lub małe redykołki, w formie najczęściej zwierzęcej (konia, kury, jelenia).



  • Jadwiga – rodzaj drewnianego haka, z naturalnie zagiętego kawałka gałęzi. Jadwiga zaczepiona była o drewnianą żerdź biegnącą przez całą długość szałasu, dokładnie nad ogniem, gdyż na niej zawieszano kocioł do gotowania.

  • Laska, ciupaga, palica – kij pasterski, służący do wielu czynności, od odganiania zwierząt po funkcje dekoracyjne. Nie raz okadzano go nad dymem znad watry, aby nabrał mocy magicznej, potrzebnej przy pracy ze zwierzętami oraz ich przeciwnikami, np. wilkami.

  • Komarnik– półka służąca do przechowywania, suszenia i wędzenia serów.


Drewniane naczynia (inaczej statki) służące do przechowywania mleka oraz produkcji nabiału posiadały wyjątkowy status. Dbano o nie szczególnie, dokładnie myto, często święconą wodą i tylko na stojąco. Do naczyń wlewano wodę i wrzucano kamienie rozpalone we watrze. Potem szorowano gałązkami świerka. Naczynia płukano w potoku, ale tylko ‘pod prąd’, żeby przypadkowo woda, a wraz z nią mleko, nie wypłynęło z naczyń. Wiara w magię oraz moce nadprzyrodzone przekładana była właśnie na drewniane naczynia. Wszak to one dawały ser, ale też to w nich mogło skisnąć mleko. Bywało, że bacowie wkładali do gielety drzazgę z drzewa cisowego lub świerkowego tzw. duse, aby uchronić mleko przed złymi mocami (mogącymi powodować jego zepsucie). Z czarami radzono sobie również poprzez wycięcie w naczyniach znaku krzyża (najlepiej gdzieś w niewidocznym miejscu) lub ozdobieniu np. rączek feruli kształtem głowy kota - antagonisty żab, uchodzących za wcielenie czarownic.


Oprócz naczyń drewnianych na szałasie znajdziemy także metalowe lub materiałowe:


  • Kotły – miedziane, żeliwne, do gotowania wody i warzenia żętycy

  • Dzwonki dla owiec – żelazne, wyrabiane przez kowala. Ich zawieszanie na wiosnę oraz zdejmowanie jesienią było jednym z elementów obrzędowych.

  • Powąska (powionzka) – lniane płótno służące do odcedzania mleka

  • Grudzionka – lniane płótno, w którym zwisał ser (gruda, bundz) do ocieknięcia z serwatki. O te materiałowe płótna, które miały bezpośredni kontakt z mlekiem, również dbano w sposób szczególny. Na płótnie z serem kładziono gałązki jodłowe, a samego materiału nie suszono poza szałasem, aby zły wzrok ich nie sięgnął ani zły duch nie skradł.



Ponadto w rogu szałasu stały prycze, ławy, na których spano - najczęściej tylko baca spał na pryczy, pomocnicy spali na ziemi.



Szlak Bacówek Beskidzkich


W ramach promocji pasterstwa jako dziedzictwa kulturalnego, program Owca Plus zainicjował utworzenie Szlaku Bacówek Beskidzkich, na którym to znajdują się także polany i bacówki wokół Brennej. Szlak nie jest w żaden sposób oznakowany. Jest ideą, która wspiera rozwój oraz promuje kulturę pasterską w Beskidzie Śląskim i Żywieckim (w województwie śląskim).


Przy okazji następnej wycieczki do Brennej, taki bacówkowy szlak stworzyć możemy sami. Wystarczy poprowadzić swoją wędrówkę tak aby zahaczyć, o którąś z licznych polan i szałasów wokół Brennej. Dla ułatwienia wyboru te najpiękniejsze i moje ulubione opiszę poniżej.



Oprócz elementów kulturowych, spacerując po polanach warto zwrócić uwagę także na przyrodę. Roślinność porastająca polany stanowi istoną część dziedzictwa kulturowego. Polany wokół Brennej porasta głównie bliźniacza psia trawka, łąki świeże, konietlicowe, rajgrasowe czy mieczykowo-mietlicowe. Rosną tu storczyki, jak np. podkolan biały, a także dziewięćsił bezłodygowy, goryczka trojeściowa, goździki. Występują murawy kserotermiczne i młaki alkaliczne. Większość wymienionych w tym wpisie polan została zinwentaryzowana dzięki programom Owca Plus czy Karpaty Łączą i jest dziś objęta ochroną przyrody w celu zachowania bioróżnorodności tych wyjątkowych siedlisk.




Stary Groń

Stary Groń to długi, niewysoki grzbiet rozdzielający doliny Hołcyny i Leśnicy. Stanowi jeden z najstarszych ośrodków pasterstwa w okolicy i w dalszym ciągu użytkowany jest pastersko. Jest także charakterystycznym dla Brennej miejscem, najczęściej pojawiającym się na folderach promocyjnych gminy. Przez grzbiet prowadzą z Brennej dwa szlaki: czarny na Grabową oraz zielony z centrum na Trzy Kopce.


Wzdłuż trzykilometrowego grzbietu Starego Gronia ciągną się dawne polany pasterskie, częściowo już zarośnięte. Co chwila jednak las przerzedza się, otwierając przed nami płaty łąk z pięknymi widokami na okolicę. Raz na horyzoncie widnieje położona na północy Błatnia, raz Równica i Orłowa na południu.


Idąc czarnym lub zielonym szlakiem mijamy polanę Stasiówkę i zdobywamy Horzelicę – najwyższy szczyt grzbietu, którego nazwa nawiązuje do gorzejących, czyli wypalanych przez pasterzy polan (gorzenie to istotne słowo w Beskidach, więcej o nim we wspomnianym wcześniej wpisie). O dawnych zwyczajach pasterskich Starego Gronia mogłaby świadczyć koliba, która stała w okolicy Horzelicy jeszcze w latach 70-tych. Była to archaiczna, sochowa konstrukcja, budowana bez użycia gwoździ. Kilka obiektów pasterskich ze Starego Gronia stoi dziś w Górnośląskim Parku Etnograficznym w Chorzowie, o czym poniżej.


Podążamy dalej płaskim grzbietem. W okolicy dominuje murawa bliźniaczkowa, czyli tzw. psiara. Warto zwrócić uwagę na usypane po bokach niewielkie murki z kamienia, dziś omszone i wrośnięte w krajobraz. Takie kamienie wyrzucano niegdyś na skraj polany, aby łatwiej było paść zwierzęta lub uprawiać rolę. A same kamienie układane w formie murków stanowiły ochronę pola przed wiatrem.


Po chwili jesteśmy już na szczycie Starego Gronia. Znajduje się tu wieża widokowa oraz drewniana wiata turystyczna, która swoją formą nawiązuje do pasterskich bacówek. Wewnątrz miejsce na rozpalenie watry. Czarny szlak prowadzi dalej grzbietem na Grabową oraz równie ciekawy Beskid Węgierski. Szlak zielony skręca tu schodząc skrajem polany Tłoczki (z szałasem) do doliny Leśnicy.


Okolicę szczytu Horzelicy porastają latem gęste dywany naparstnicy purpurowej – okazałej rośliny o fioletowych kwiatach, która pięknie barwi górskie szlaki. Podobne, bogate stanowisko znajdziemy na Hali Jaworowej.



Hala Jaworowa i Kotarz

Hala Jaworowa jest jedną z najpiękniejszych, największych i najbardziej widokowych polan Beskidu Śląskiego. Zdecydowanie jedna z moich naj. Dawniej stanowiła wielki ośrodek szałaśniczy zwany od szczytu, pod którym się znajduje – Kotarzem. Owce dekorują tę rozległą polanę do dziś.


Istnienie szałasu na Kotarzu udokumentowane zostało już w 1689 roku i właściwie od tego czasu wypas jest kontynuowany. Sama nazwa Kotarz, również nawiązuje do pasterstwa i kocenia się owiec na wiosnę. Wraz ze zmianami sposobu życia i gospodarowania, ciężka praca przy wypasie stawała się coraz mniej opłacalna, a więc i coraz mniej chętnie wykonywana. Za wypas wziął się więc Zakład Doświadczalny Instytutu Zootechniki PAN, który w latach 80-tych XX wieku postawił tu eksperymentalną owczarnię. Zakład pasł na hali ponad 300 sztuk owiec, badając zwierzęta, technikę, glebę czy pożywienie, w celu doskonalenia form wypasu. Dziś na Hali Jaworowej urzęduje gazda Antoni Greń wraz z żoną oraz całkiem spore stadko owiec, a służy im położona na hali malownicza drewniana bacówka.


Hala oferuje szeroką panoramę na Klimczok, Błatnią, pasmo Czantorii oraz szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego z Lysą Horą, Jaworowym czy Wielkim Połomem. Widoki mamy także pod nogami. Oprócz wspomnianej wcześniej naparstnicy, polanę porastają różne gatunki storczyków oraz innych roślin chronionych.


Jakiś czas temu pojawił się pomysł, niestety nie jednostkowy, aby wybudować na hali stok narciarski. Do tej pory tego pomysłu nie zrealizowano i mam nadzieję nigdy do tego nie dojdzie. Coraz mniej jest bowiem w Beskidach nieskazitelnych krajobrazów, nie przekształconych ludzką ręką. Ochrona takiego krajobrazu, a tym samym dziedzictwa kulturowego powinna stać się priorytetem.


Ha Halę Jaworową dojdziemy niebieskim szlakiem prowadzącym z Brennej Hołcyny. Warto przejść się także całą długością rozległej hali, rozkoszując się pięknymi widokami.




Beskid Węgierski

Nad Halą Jaworową dominuje Kotarz – najwyższym szczyt Beskidu Węgierskiego. Tak określa się pasmo rozdzielające dolinę Żylicy i potoku Węgierskiego, jednego z potoków źródłowych Brennicy, a rozciągające się pomiędzy przełęczą Salmopolską a przełęczą Karkoszonka. Gdyby ktoś zastanawiał się skąd wziął się tu jakiś Węgier, potwierdzam, że przydomek pasma także posiada pasterskie korzenie. Swą nazwę wzięło od stojącego tu niegdyś szałasu (Sallasch Wengersky), założonego przez pasterza przybyłego z Węgier, zapewne tych Górnych, czyli już nie tak dalekiej Słowacji.


Niegdyś Beskid Węgierski także stał pasterstwem. Grabowa była opisywana jako łąka, czyli miejsce bezdrzewne, wypalone, już w 1689 roku. Nieco później wspomniano także o znajdującym się na polanie szałasie (Sallasch Grabowa), dziś nieistniejącym.


Dziś okoliczne polany są już raczej zarośnięte, ale otaczająca przyroda wyjątkowo piękna. Beskid Węgierski stanowi idealne miejsce na górską wędrówkę. Niedługi, czerwony szlak biegnący z przełęczy Salmopolskiej przez Grabową, Kotarz, Hyrcę, Beskid do przełęczy Karkoszonka zapewnia przyjemne panoramy z pojawiających się co rusz częściowych odsłonięć, będących pozostałością dawnych polan. Ponadto niewymagające podejścia, srebrzyste i dorodne buki, wygodne miejsca do odpoczynku. A w chacie wuja Toma na przełęczy Karkoszonka wypijemy nawet pasterskie piwo.



Skałka

Skałka to nazwa osiedla a także ogólna nazwa dla grupy polan położonych na południowo-zachodnich zboczach Trzech Kopców. Polany te są mniej znane i rzadziej odwiedzane, nie leżą bowiem na żadnym szlaku turystycznym. Warto tu jednak zajrzeć, szczególnie podczas kameralnych imprez pasterskich organizowanych przy bacówce przez lokalnych gazdów.


Dawniej Skałka stanowiła osiedle pasterskie złożone z kilku polan wypasowych, m.in. Długa Dolina, Gać, Horodowska. Dziś na tych polanach, a także na Bukowym i Cisowym Groniu wypasa się stado ok. 180 owiec pod opieką bacy Józefa Kawika i jego żony Teresy. Na Skałce znajduje się działająca bacówka, przy której rodzina Kawików organizuje różne imprezy pasterskie, redyk czy góralskie spędy, podczas których można posłuchać regionalnych śpiewów i melodii wygrywanych na ludowych instrumentach, a także posmakować kuchni regionalnej w tym słynnego brenneńskiego francka.


Polany wokół osiedla Skałka leżą trochę z boku, są więc miejscem, gdzie życie toczy się własnym torem, z dala od turystycznej samowolki. Lubię tu spacerować. Dziś polany te pokrywają cenne łąki konietlicowe i mieczykowo-mietlicowe, z wieloma cennymi okazami flory, jak np. dziewięćsił bezłodygowy. Roślina ta jest nie tylko piękna i silnie związana z pasterstwem, ale wypracowała sobie mocną pozycję w kulturze góralskiej, będąc popularnym motywem haftu podhalańskiego czy zdobiąc ściany frontowe górskich chat.



Bukowy Groń

Bukowy Groń to mój kolejny faworyt. Cisza, spokój i piękne pasterskie polany z niesamowitą panoramą na szczyty Beskidu Śląskiego, Żywieckiego i Śląsko-Morawskiego. Teren ten także leży pod opieką gazdy Kawika, który prowadzi tu wypas swojego stada.


Dawniej Bukowy Groń to całkiem prężne centrum wypasowe, na które składało się kilka lub nawet kilkanaście polan. Dziś skryte polany Bukowego Gronia stanowią pewien symbol tradycji pasterskich Brennej. Źródła podają, że pierwszy szałas stał już tu w 1689 roku. XIX-wieczna szopa z Bukowego Gronia znajduje się dziś w chorzowskim skansenie. Choć na jednej z polan, zakopane wśród świeżej roślinności stoją jeszcze ruiny starego szałasu.


Ponieważ przez jakiś czas polany na Bukowym Groniu nie były intensywnie użytkowane, częściowo zaczęły zarastać. To typowe zachowanie. Przyroda odzyskuje zabrane jej wieki temu tereny. Na skrajach polan zaczynają pojawiać się borówczyska z jagodą czernicą, jeżyny i maliny. Po krzewach wchodzą młode drzewka, buki czy świerki, które później zamieniają polanę ponownie w las. Warto przyjrzeć się tym zjawiskom.


Przez Bukowy Groń nie przechodzi żaden szlak, ale dojść można tu ‘z dołu’, czyli z Brennej za znakowanym na czerwono Szlakiem Wspomnień – to ustronny szlak, jak na okoliczne warunki. Na Bukowy Groń dostaniemy się także ‘z góry’. W tym wypadku należy w pewnym momencie między Błatnią a Stołowem odbić z żółtego szlaku i wejść w początkowo lekko zarośniętą ścieżkę, która szybko sprowadzi na te piękne polany.



Błatnia

Błatnia (lub Błotny) jest kolejnym szczytem rozciągającym się nad Brenną i mocno z nią kojarzonym. Dziś, miejsce to jest bardzo popularne wśród turystów ze względu na schronisko pod szczytem oraz przepiękny widok spod samego wierzchołka. Pomimo swojej niewybitnej wysokości (917 m) zasięg panoramy jest spektakularny. Skrzyczne, Barania Góra, szczyty Worka Raczańskiego a nawet Małej Fatry, pasmo Stożka i Czantorii oraz Beskid Śląsko-Morawski. Z drugiej zaś, północnej strony, zobaczyć można płaski już obszar Śląska Cieszyńskiego.


Po owcach nie ma tu już śladu, ale została wielka polana wzdłuż żółtego szlaku biegnącego w kierunku Stołowa. To idealne miejsce na piknik z górskim seansem w tle. Trawy pokrywające polanę przybierają późnym latem pięknego, spalonego słońcem słomkowo-miodowo-złotego koloru.




Wielka Cisowa i Mały Cisowy

Mirosław Barański w swoim przewodniku po Beskidzie Śląskim określa polany pod Wielką Cisową i Małym Cisowym jako największy i najładniej wykształcony ciąg grzbietowych ‘połonin’ w śląskich Beskidach. I nie można się z tym twierdzeniem nie zgodzić. Okolica jest niezwykle atrakcyjna widokowo i krajobrazowo. Uroda tych popasterskich terenów jest niepowtarzalna. A im intensywniejszy był wypas, tym dziś te dawne polany robią większe wrażenie.


Najpiękniejsza część tych połonin znajduje się zaraz za szczytem Wielkiej Cisowej oraz w połowie drogi między Wielką Cisową i Małym Cisowym. Jest tu spokojniej niż w okolicy schroniska PTTK czy Rancza na Błatniej. Prowadzi tędy przyjemny czerwony szlak z Jaworza Nałęża na Błatnią, nietrudny, pełen widoków i krzewów uginających się pod owocami. Te piękne polany z roku na rok kurczą się. Dowodem tego są właśnie soczyste owoce - morze jeżyn, porastające część szlaku czy ocean jagód pokrywający polany pod Wielką Cisową. Dziś, tylko w parkach narodowych prowadzi się regularne koszenie w celach zachowania bioróżnorodności polan. W innym przypadku przyroda upomina się o swoje.


Już XVI-wieczne źródła wspominają tutejszy Sallasch Tchisowa. Właściwie polany wokół Błatniej, Wielkiej Cisowej i Bukowego Gronia stanowiły wielki kompleks polan należący do mieszkańców Brennej. Do kompleksu zalicza się także polana Szarówka ze starą kapliczką, znajdująca się przy zielonym szlaku z Brennej na Błatnią. Przy polanie licznie rośnie paproć orlica pospolita oraz wymowne drzewa: około 120-letni cis pospolity, kilka jabłoni i lip. To pozostałość po mieszczącym się tu dawniej niewielkim osiedlu.




Góra Bucze

Góra Bucze to niewielkie wzniesiecie położone na granicy Beskidu Śląskiego i Pogórza Śląskiego. Odcięte od swoich wyższych górskich braci doliną potoku Wschodnica, wyrasta ponad Górkami Wielkimi i doliną Brennicy. Ze szczytu rozciągają się całkiem przyjemne widoki na północne szczyty Beskidu Śląskiego.


Na Pogórzu częściej prowadziło się działalność rolniczą, a stada owiec odwiedzały niżej położone tereny zazwyczaj tylko późną jesienią i zimą. Jednak te wyższe pogórskie wzniesienia, nie nadające się do uprawy roli, również starano się jakoś wykorzystywać. Oddalenie od gór oraz niewielka wysokość nie przeszkadzają w prowadzeniu na Górze Bucze działalności pasterskiej. Prężnie działa tu Bacówka Bucze, prowadzona przez gazdę Stanisława i gaździnę Bogusławę Juchów. Gospodarze organizują przeróżne imprezy pasterskie i edukacyjne, od redyka przez wełniane warsztaty po wielkie pieczenie barana.



Bacówka na Buczu jest nowa, lecz zbudowana w starym, prostym stylu, w konstrukcji krokwiowej z dwuspadowym dachem opartym o podłoże. Owce wypasane są na okolicznych łąkach. Przy bacówce stoi nawiązujący do laski wołoskiej drewniany, rzeźbiony słupek z wygrawerowanym znakiem Szlaku Kultury Wołoskiej – międzynarodowym, kulturowym szlakiem łączącym miejsca istotne dla wołoskiego dziedzictwa.


Górę chroni zespół przyrodniczo-krajobrazowy Góra Bucze. Nieopodal bacówki znajduje się obszar występowania cieszynianki wiosennej, rośliny najgęściej porastającej okolice Cieszyna i Pogórza Cieszyńskiego. Wokół Góry Bucze zatacza pętlę ścieżka dydaktyczna po „Górze Bucze” skupiająca się na lokalnej florze. Szlak zwraca uwagę na typowy dla pogórza las grądowy, cenne rośliny jak jedno z największych w Polsce stanowisk storczyka białego, czy właśnie cieszyniankę wiosenną.




Malinka

Ponad doliną Leśnicy, na północnych stokach Gościejowa leży polana i osiedle Malinka. To również miejsce z długą pasterską historią. Dawniej stał tu Sallasch Malinka, dziś koliba programu Owca Plus. Tradycje pasterskie kultywują na Malince właściciele gospodarstwa agroturystycznego „U Gazdy”. Gospodarze dbają także o dziedzictwo niematerialne, organizując imprezy jak Mistrzostwa Górali Karpackich w koszeni łąki tradycyjną kosą, czy smażenie świątecznej wajeśnicy (więcej o zielonoświątkowej jajecznicy tu).


Stojąca na polanie bacówka to prosta, sochowa konstrukcja z opartym o podłoże dachem pełniącym również funkcje ścian (więcej poniżej). Podczas prowadzonych na sałaszu warsztatów edukacyjnych można przygotowywać własnoręcznie ser czy nauczyć się jak pozyskiwać, gręplować, prząść czy filcować wełnę.



Ciekawym obiektem i zaledwie jedynym z kilku w polskich Beskidach jest zainstalowana na Malince brama karpacka. To symboliczne wejście w pasterski świat Wołochów, prekursorów tej najważniejszej dla polskich Karpat dziedziny gospodarki. Pomysłodawcą jest projekt Szlak Kultury Wołoskiej, który stara się odnaleźć, odtworzyć i wypromować wołoskie tradycje.


Poza Szlakiem Wołoskim, przez Malinkę nie przebiega żaden inny szlak, dojść tu można jednak zwykłą drogą prowadzącą z doliny Leśnicy. Polanę pokrywają cenne łąki z mieczykiem dachówkowatym, orlicą pospolitą oraz psiarą.




Szałasy, chałupy i szopy z Brennej - zespół zabudowań pasterskich w Górnośląskim Parku Etnograficznym


Spacer po pasterskich polanach w poszukiwaniu szałaśnej przeszłości niekoniecznie musi zakończyć się w Brennej. Moja wędrówka doprowadza mnie do mojego rodzinnego miasta Chorzowa i Górnośląskiego Parku Etnograficznego znajdującego się w Parku Śląskim. To tu przeniesiono cenny zespół zabudowań pasterskich z okolic Brennej.


Ekspozycja chorzowskiego skansenu podzielona jest na różne regiony. Interesujące mnie szałasy i chałupy z Brennej znajdują się w świecie Beskidu Śląskiego i Pogórza Cieszyńskiego. Zaglądam więc do środka tych architektonicznych zabytków.



Chałupa groniowa ze Starego Gronia


Kurna chałupa groniowa (czyli położona na groniu) ze Starego Gronia pochodzi z 1809 roku. Pierwotnie służyła jako chata pasterska typu samotniczego, złożona z sieni, izby kurlawej, dwóch komór oraz chlewu. W chałupie mieszkano i gospodarzono, gotowano, przygotowywano paszę dla zwierząt, magazynowano żywność, tkano i spano. Częścią ekspozycji są sprzęty nawiązujące do codzienności jej mieszkańców.


Chałupa zbudowana z jodłowych bali na jaskółczy ogon, stoi na podmurówce z kamienia. Posiada dwuspadowy dach kryty gontem oraz niewielkie i nieotwieralne okna. Wewnątrz zobaczyć można także sprzęty pasterskie jak skrzynię na sery, czerpaki, warzechę czy nawet charakterystyczny pasterski instrument muzyczny jakim jest trombita.



Chałupa tkacza z Brennej


Chałupa wybudowana w 1820 roku, stanowiła dawniej część gospodarstwa groniowego. Dopiero później wynajęto ją rodzinie tkacza i dziś stanowi w skansenie obiekt przedstawiający tkacze rzemiosło.



Szopa dla owiec z Bukowego Gronia


Szopa ta stanęła na Bukowym Groniu najprawdopodobniej pierwszej połowie XIX wieku. Stanowiła tzw. zimiarkę, czyli miejsce przechowywania owiec zimą, po jesiennym zejściu z hal. Obiekt jest zrębowy, zbudowany z belek świerkowych i uszczelniony mchem oraz nakryty dachem dwuspadowym. Wewnątrz znajduje się koryto na wodę oraz jaśla – proste paśniki. W szopie można było przetrzymywać do 60 sztuk owiec. Ciekawostką związaną z budynkiem są ślady po tzw. garach, czyli otworach w futrynach, w które wkładano dodatkowe belki zabezpieczające stado przed atakiem głodnych wilków.



Szopa dla owiec ze Starego Gronia


Druga, jodłowa szopa została przeniesiona na teren skansenu ze Starego Gronia. Jest mniejsza, mieści do 30 sztuk owiec. Pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku i jest w użytkowaniu do dziś, zgodnie z przeznaczeniem. To właśnie w niej trzymane jest muzealne stado owiec wrzosówek, które swobodnie wędrując po skansenie spełniają rolę eko-kosiarek.


Koszor na owce z Brennej


Obok szopy ze Starego Gronia znajduje się zrekonstruowany, drewniany koszor do owiec, pochodzący oryginalnie z początku XX wieku. To przenośna zagroda, w której przetrzymywano, zamykano stado owiec.



Szałas pasterski z Brennej - Małej Orłowej


Szałas pasterski a właściwie kolyba z Małej Orłowej jest obiektem wyjątkowym. Wykonana została w konstrukcji sochowo-ślemieniowej – należącej do najstarszych konstrukcji dachowych na terenie polskich Karpat (i nie tylko), powszechnych, lecz najbardziej archaicznych. Konstrukcja opiera się na tzw. sochach, czyli drewnianych belkach wbitych w ziemię i zakończonych naturalnym rozwidleniem. To na nich spoczywa ślemię i belka kalenicowa. Dwuspadowy dach będący zarazem ścianami budynku oparty jest na sochach i ślemieniu, co dawniej dawało pasterzom możliwość szybkiego przeniesienia kolyby w inne miejsce w miarę potrzeb. Szałas jest częściowo otwarty posiada tylko jedną ścianę szczytową.


Szałas został zrekonstruowany z kolyby z początku XX wieku. W tym okresie, konstrukcję sochową stosowano już tylko w budynkach gospodarczych. Obiekt został zakupiony od gazdy z Małej Orłowej - Józefa Grynia. Wewnątrz kolyby zobaczymy typowe wyposażenie szałasu ułożone wokół centralnie położonej watry i zawieszonego nad nią kotła.

W Chorzowie kończy się moja wędrówka przez polany i historię szałaśnictwa Brennej.



Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

4 Comments


Marian
Dec 01

Mieszkam na Bukowym Groniu 880 mnpm i nieustannie się nim zachwycam o każdej porze doby i porze roku.

Doceniam autorów strony za treść i formę.

Like
EtnoEko
Dec 01
Replying to

Oj to zazdroszczę miejsca zamieszkania... :)

Like

Marian
Dec 01

Podziwiam za znajomość tematu, wyczucie ogrom pracy !

Like

Jakub
Dec 01

Niełatwe, choć piękne (bo w harmonii z naturą) musiało być życie juhasa. Wędrówka Piotra Kohuta przez cały łuk Karpat - piękny pomysł! Jak zwykle podziwiam świetne zdjęcia (coraz lepsze!) i ogrom informacji w tekście - porządna, turystyczno-literacka robota! 

Like
bottom of page