Tym razem #ekośląskie zabierze nas na rowerową przejażdżkę przez śląską krainę tysiąca stawów. Jadąc slalomem wśród stawów spróbujemy wypatrzeć czaplę, ślepowrona i rybitwę. Zanurzymy się w polach rzepaku i poszukamy utopca. Towarzyszyć nam będzie autentyczna sielskość wsi Śląska Cieszyńskiego i Ziemi Pszczyńskiej.
Na Górnym Śląsku znajdziemy wiele miejsc na przyjemne rowerowe wycieczki, jednak Dolina Górnej Wisły, Żabi Kraj i pszczyńskie lasy są wręcz do tego stworzone. Płasko, spokojnie, z malowniczą panoramą na beskidzkie szczyty. Wokół wodna flora i fauna doliny Wisły i śląskiego morza, jak określa się Jezioro Goczałkowickie. Meandrujące rzeki, rozlewające się po horyzont pola rzepaku i kwitnące wiosną sady. Do tego tradycyjna, wiejska architektura i urocze przydrożne kapliczki. Ruszajmy!
Ptasi raj w Dolinie Górnej Wisły
Nasza dzisiejsza trasa prowadzi przez wyjątkowe na skalę całego kraju tereny górnego biegu Wisły wraz z kompleksami stawów rybnych ciągnących się na przestrzeni dziesiątek kilometrów. Taka śląska kraina tysiąca stawów.
Okoliczne stawy i tereny podmokłe upodobały sobie ptaki, stwarzając z Doliny Górnej Wisły jedną z najważniejszych krajowych ostoi ptaków, w tym wielu rzadkich i zagrożonych gatunków. Na wycieczce przyda się lornetka i wytężony wzrok, aby wypatrzyć któryś z 308 gatunków występujących i gniazdujących tu ptaków. Być może uda się zobaczyć perkoza (którego tutejsze siedlisko stanowi 1% populacji europejskiej), bączka, podgorzałka, krwawodzioba czy podróżniczka. Na przydomowych gniazdach klekotać będą bociany, nad głowami latać czaple siwe i purpurowe a na rzecznych kamieńcach i platformach gniazdowych przesiadywać rybitwy. Te ostatnie chroni program LIFE.VISTULA. zajmujący się ochroną rybitw (rzecznej, czarnej i białowąsej, która posiada tu najliczniejsze stanowisko w kraju) oraz ślepowronów, którego prawie cała polska populacja stacjonuje właśnie w Dolinie Górnej Wisły.
Śląska kraina tysiąca stawów
Ten wyjątkowy pod względem przyrodniczym obszar został utworzony ręką człowieka. W odległych czasach pokryte Puszczą Śląską i wiślanymi mokradłami ziemie nie zachęcały do zamieszkania. Z biegiem czasu ludzie zasiedlili tę podmokłą dolinę, która do dziś stanowi żyzny rolniczo teren. Mieszkańcy korzystali z zasobów rzeki i bardzo wcześnie, bo już w XIII wieku, okolica stała się słynną po dziś Krainą Karpia. Przyczynili się do tego Cystersi z Czech i Moraw, którzy wybudowali liczne stawy rybne, zarządzane przez klasztory oraz panujących książąt. Tym samym Dolina Górnej Wisły jest dziś jednym z najstarszych oraz największych w Polsce ośrodków hodowli ryb, w tym głównie karpia. Biegnie tędy ogólnopolski Szlak Karpia. W stawach można łowić ryby, wynająć łowiska wędkarskie. Brakuje jedynie czerpiących z lokalnych produktów restauracji, serwujących karpia w różnej odsłonie, np. karpia w sosie kurkowym jaki jadłam w Dolinie Baryczy czy pierogów z karpiem z Polesia.
Wielowiekowe tradycje hodowlane to piękny przykład relacji człowieka z przyrodą. Utrzymując tutejsze stawy, człowiek przyczynił się do utworzenie cennych siedlisk ptasich, stwarzając tym samym zrównoważony ekosystem, którego beneficjantem są nie tylko ptaki i ryby, ale przede wszystkim my sami.
Żabi Kraj i przekraczanie granic światów
Podmokłe tereny Doliny Górnej Wisły to także siedlisko gadów i płazów a według śląskich podań także miejsce zamieszkania utopca, śląskiego demona wodnego. Nie na darmo tereny te określane są mianem Żabiego Kraju. Woda to niebezpieczny żywioł. Porwać nas mogą fale, wciągnąć mokradła, utopić możemy się nawet w studni. Schodząc pod powierzchnię wody przekraczamy granicę światów. Pod taflą wody kryje się już inna, nieznana nam sfera, który od wieków działa na ludzką wyobraźnię. Do wycieczki dorzucamy więc trochę magii.
Trasa naszej wycieczki to także miejsce graniczne w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wszak poruszamy się na granicy ziemi pszczyńskiej, cieszyńskiej i oświęcimskiej. Wisła zaś dawniej była granicą pomiędzy Śląskiem a Cesarstwem Austriackim (Galicją), a dziś oddziela województwo śląskie od małopolskiego.
Domy Bezdomne, czyli trochę wiejskiej architektury
Do trasy zainspirował mnie piękny reportaż Doroty Brauntsch Domy Bezdomne, w którym autorka opisuje zanikającą tradycyjną architekturę pszczyńskiej wsi z przełomu XIX i XX wieku. Dziś te budowane przez stare roczniki wiejskie domy są materialnym dziedzictwem tych ziem, w ciepłym, rodzinnym wydaniu. Tym samym będąc uroczym elementem krajobrazu.
Jak pisze autorka, pszczyński dom to ten, który namaluje dziecko, kiedy poprosi się je o rysunek domu. Prosta bryła, dwuspadowy dach, symetryczne okna i drzwi. Najbardziej infantylny, ale najgłębiej zapisany obraz domu w naszej podświadomości. Dom, który jest źródłem ciepła, tradycji, miejscem dla wielu pokoleń, zawsze pełnym ludzi, zwierząt. Dawniej nawet zmarli nie opuszczali swych domów tak szybko. Domy miały dusze, bo nigdy nie stały puste.
Budowane na skraju lasu pszczyńskie domy, początkowo były drewniane. W końcu tego materiału tutaj nie brakowało. Las był tu gospodarzem. Tam się pracowało, polowano na zwierzęta, zbierano surowiec na budowę, chrust na opał, jagody do kołocza czy grzyby do żuru. Rozwój przybył na ziemie pszczyńską wraz z ceglanymi domami, do których coraz bardziej przekonywali się niechętni zimnym murom mieszkańcy. Pierwszy murowany dom stanął tu w 1837 roku. Zaś kres budownictwu drewnianemu przyniósł pruski zakaz przeciwpożarowy z 1862 roku. Od teraz budować można było już tylko z cegły i kamienia.
Dawne budownictwo silnie czerpało z przyrody. Cegły, a więc wypalaną w piecach glinę z wapnem i piaskiem, zbierano i wytwarzano własnoręcznie, zostawiając na cegłach ślady swoich palców. Glina, drewno, kamień. Naturalny surowiec harmonijnie wpisuje się w spokojny krajobraz pszczyńskiej wsi. Materiał trwały, ale nie wieczny. To co z ziemi powstało, w ziemię się obróci. Bilans wobec przyrody jest więc wyrównany. Tradycyjne pszczyńskie domy wpisane były w krajobraz, gdyż do ich budowy użyto wiedzy o krajobrazie, padaniu promieni słonecznych, kierunku wiatru. Charakter wsi zmienił przemysł, komunizm, nowoczesność. Ceglane domy znikają, a te nowe powstają od jednego szablonu, bez powiązania z lokalną tradycją budownictwa. W przeciwieństwie do domów drewnianych, tych murowanych nie można przenieść do skansenu. Ocalić je może tylko nasza świadomość i zainteresowanie. Na naszej rowerowej przejażdżce uważnie ich więc wypatrujemy.
Trasa – informacje techniczne
Chybie Mnich – Zarzecze – Zabłocie – Strumień – Wisła Mała – Łąka – Goczałkowice Zdrój – Rudołtowice – Grzawa – Miedźna – Międzyrzecze – Nowe Bojszowy – Studzienice – Piasek
Cała trasa jest długa i wynosi 77 km. Rozpoczyna się na stacji PKP Chybie Mnich i kończy w Piasku. Można ją jednak modyfikować w zależności od chęci i możliwości. Na całej trasie poruszamy się w niedalekiej odległości od linii kolejowej w kierunku Katowic, Gliwic, Wisły, Cieszyna, Bielska Białej. Trasę można tak dobrać, skrócić, aby szybciej znaleźć się na jednej z licznych tu stacji PKP.
Najlepszym okresem na odbycie tej wycieczki jest wiosna. To wtedy kwitnie rzepak i krzewy owocowe a stawy pełne są ptactwa. Ale okolica piękna jest o każdej porze roku.
Trasy rowerowe w Dolinie Górnej Wisły
Dolina Górnej Wisły i ziemia pszczyńska to wspaniała rowerowa kraina, gdzie znajdziemy sporo szlaków rowerowych, w tym ten najważniejszy, którego osią jest królowa polskich rzek, Wisła. Na naszej trasie będziemy posiłkować się różnymi szlakami, w tym Wiślaną Trasą Rowerową (WTR), Greenways, R4, szlak 279 Strumień – Pszczyna, 192 Strumień – Jaworze, ale też poruszać bezszlakowo. Nie wszystkie szlaki są idealnie oznaczone, najlepiej oznaczone są fragmenty WTRki. Na pewno przyda się mapka.
Przebieg trasy
Wysiadamy na stacji Chybie-Mnich i prawie od razu wskakujemy na WTRkę. Ulicą Bieniowiecką i Jagodową wjeżdżamy na teren położonych w dolinie Wisły wsi, Zarzecza, Frelichowa, Zabłocia. Jest cicho, spokojnie a szlak kluczy ulicami, pomiędzy domami, przy których licznie kwitną drzewa owocowe. Jedną z najstarszych wsi Śląska Cieszyńskiego jest Zarzecze. Jego długa historia została przerwana w 1954 roku, kiedy przesiedlona wieś została zalana wodami Wisły spiętrzonymi zaporą w Goczałkowicach. Wspomnienia mieszkańców opisują traumę tego lata, kiedy po raz ostatni zbierali plony swojej ziemi, kiedy zabił pożegnalny dzwon w kościele. Pamięć o Wielkim Zarzeczu kultywuje dziś Towarzystwo Miłośników Zarzecza, którego członkowie co roku spotykają się nad brzegiem jeziora.
Mijamy Izbę Edukacji Przyrodniczej Kadłubek i dalej ulicą Polną i Rolną dojeżdżamy do Zabłocia. Mijamy odwierty Korona i Tadeusz, z których wydobywa się słynną zabłocką solankę. Złoża jodowo-bromowej solanki odkryto przypadkiem w 1891, poszukując węgla kamiennego. Już wtedy wiadomo było o jej niezwykle wysokim stężeniu jodu, jednym z najwyższych na świecie. Zaczęto produkować Zablaczer Kronenjodsalz, czyli Zabłocką sól jodowa z Koroną. Sama korzystam z niej w chorobie, w formie domowych inhalacji. Tak jak czynią to lecznictwie uzdrowiskowym od dekad.
Kierując się już szlakiem rowerowym Strumień – Jaworze przejeżdżamy most na Wiśle i wjeżdżamy do Strumienia – jednej ze stolic Żabiego Kraju. Miasto od wieków stanowiło ośrodek hodowli karpia, zaś w okolicznych stawach żyje utopiec – demon władający wodną krainą (więcej o nim tutaj). Przejeżdżamy przez strumieński park, w którym stoi pomnik żaby i utopca, a z fontanny wypływa zabłocka solanka. Z parku kierujemy się na strumieński Rynek z najstarszym na Śląsku Cieszyńskim ratuszem z 1628 roku, starymi kamieniczkami mieszczańskimi i zabytkowymi domami z przełomu XVIII/XIX wieku. Jedynie parking na środku zabytkowego Rynku zdaje się nie być najlepszym pomysłem. Krótka przerwa na lody z cukierni U Szostka (Olanda) i jedziemy dalej.
Ulicą Londzina kierujemy się na Wisłę Małą. Jedziemy drogą wojewódzką nr 939 i zatrzymujemy się pod wieżą widokową nad brzegiem Jeziora Goczałkowickiego. Z najwyższego punktu wieży doskonale widać, dlaczego jezioro zyskało miano śląskiego morza. Wody rozlewają się szeroko pomiędzy wsiami, polami oraz górami na horyzoncie. To punkt obowiązkowy wycieczki. Warto zasiąść tu na dłużej z lornetką w dłoni w poszukiwaniu skarbu okolicy – różnorodności ptaków. Mewy czarnogłowej gniazdującej na Ptasiej Beczce, mewy śmieszki, rybitwy rzecznej czy nielubianych przez rybaków kormoranów. Perkozów, krzyżówek i łabędzi. Na podestach przesiadują niespieszący się nigdzie wędkarze. Weźmy z nich przykład. Po skończonych ptasich obserwacjach i sesji opalania, ruszamy dalej, na naprzeciwległy brzeg śląskiego morza.
Zerkając z wieży na drugą stronę, w kierunku Wisły Małej możemy dostrzec na wysokości drzew wieżę zabytkowego drewnianego kościoła św. Jakuba, wybudowanego przez lokalnych rzemieślników z Chybia i Łąki. Mijamy go, przejeżdżając przez Wisłę Małą, dawniej zwaną Niemiecką (w przeciwieństwie do Wisły Wielkiej, zwanej Polską). Jedziemy ulicą Pawią, bez szlaku. W pewnym momencie, dołączamy do szlaku rowerowego ze Strumienia do Pszczyny, którym możemy kierować się na Studzionkę lub zaraz za linią wysokiego napięcia skręcić na biegnącą przez pola widokową ścieżką z panoramą na 360 stopni i romantyczną kapliczką pośród pól.
W Czarnych Dołach dołączamy do szlaku rowerowego Greenways. Przejeżdżamy przez fragment kwietniowego lasu liściastego, w którym odbywają się właśnie przesłuchania ptasiego chóru. Z lasu wyjeżdżamy na ulicę Hodowców a z lewej ukazuje się już błyszcząca tafla zbiornika Łąka – najlepiej widocznego z udostępnionej turystycznie zapory.
Trzymając się szlaku Greenways jedziemy przez rzepakowe pola z beskidzką panoramą w tle. Cudne miejsce na rowerową przejażdżkę. Okolica piękna jest wiosną, ale równie barwnie bywa tu zimą, kiedy Łąkę odwiedzają mikołajowe bandy (więcej o Łące i lokalnych tradycjach tutaj). Mijamy drewniany kościółek św. Mikołaja i jadąc wiejskimi uliczkami pełnymi kwitnącego bzu dojeżdżamy do zapory w Goczałkowicach.
Jezioro Goczałkowickie, zbiornik wody pitnej dla Górnego Śląska, wyłączony jest z wodnej rekreacji. Zarówno wody jeziora jak i wszystkich okolicznych stawów zarażają spokojem, tu swój raj mają ptaki. Jedynie wodna zapora chętnie odwiedzana jest przez spacerowiczów, rowerzystów i rolkarzy. Nasz szlak skręca zaraz przed zaporą, wzdłuż wypływającej z jeziora Wisły. Kierujemy się na stawy Zabrzeszczak, miejsce wyjątkowo urocze. Przedzielone groblami stawy, z bogactwem siedlisk, mozaikowym krajobrazem i kameralnym charakterem. Nietrudno tu o spotkanie z czaplą, łatwo zauważyć pogryzione przez bobry drzewa a z szuwarów dobiega głośny śpiew trzciniaka. Szczególnie dziś, w czasach, kiedy zmagamy się z suszą, efektami osuszania i przekształcania terenów podmokłych, takie kompleksy stawów są bezcenne.
Slalomem przejeżdżamy pomiędzy stawami Zabrzeszczak i Maciek oraz pod działającą od XIX wieku linią kolejową. Wjeżdżamy do Goczałkowic-Zdroju.
Kiedy w 1856 pruski zarząd górniczy odkrył tu złoża solanki o leczniczych właściwościach Goczałkowice-Zdrój zaczęły rozwijać się jako uzdrowisko. Co, z przerwami na wydarzenia historyczne, trwa do dziś. Sprzyja temu przyjemna lokalizacja pośród stawów i sielski krajobraz. Przejeżdżamy przez park zdrojowy do głównej ulicy Uzdrowiskowej. Nie brakuje tu zabytkowej zabudowy sanatoryjnej, a zdrój pięknieje z roku na rok. Odrestaurowano XIX-wieczne budynki zdrojowe, te z czerwonej cegły, murem pruskim i ażurowymi dekoracjami. W pięknej, drewnianej Starej Pijalni nawadniamy się goczałkowicką solanką, jemy richtig smaczne lody o smaku szekulady, waniliji czy mielonego mandla i ruszamy dalej.
Ulicą Borowinową, Stawową i Dębową kierujemy się na Rudołtowice. Powoli opuszczamy bezpośrednie sąsiedztwo Wisły i zagłębiamy się w zatopione w rzepaku pszczyńskie wsie i zielone lasy Puszczy Pszczyńskiej.
Rudołtowice, Grzawa, Miedźna, Frydek, a dalej Międzyrzecze, Nowe Bojszowy, Świerczyniec i Studzienice. Spoglądając na mapę, nawet dziś łatwo dostrzec, że wsie rozlokowały się na skraju lasu, niegdyś gęstej Puszczy Pszczyńskiej, w dolinach puszczańskich rzek Pszczynki i Korzeńca, na północnym, śląskim brzegu Wisły. Las, choć już nie tak przepastny jak stara puszcza dalej żyje. I jak dawniej biegają po nim królewskie żubry.
Z Rudołtowic przez widokowe, żółte rzepakowe pola jedziemy do Grzawy, skąd główną ulicą kierujemy się na Miedźną i dalej prosto na Frydek. Zwróćmy uwagę na okoliczną zabudowę, tradycyjne, pszczyńskie domy, których wartość tak pięknie opisała Dorota Brauntsch w swoim reportażu Domy Bezdomne. Tradycyjne ceglane domy ziemi pszczyńskiej zachowały się w mijanych wsiach, które ciągną się po obu stronach głównej drogi. Niektóre odnowione przez mieszkańców, bielone, otynkowane, niektóre powoli przechodzą w wieczny spoczynek. Gdzieniegdzie zachowała się prosta cementowa dachówka, zdobione ściany szczytowe. Czerwona cegła kontrastuje z bielą kwitnących krzewów. Piękny, tradycyjny obraz stanowiący o tożsamości pszczyńskiej wsi, lecz powoli zanikający pod grubą warstwą tynku lub styropianowego ocieplenia.
Urodzie temu obrazkowi dodają drzewa owocowe. Jabłonie, grusze, wiśnie i czereśnie okrywają się kwietniowym kwieciem. Skromne i przydatne drzewka, którymi dawniej chętnie obsadzano gospodarstwo i drogi. Przydomowe sady, podobnie jak ceglane domy, stają się elementem przeszłości. Dziś przy domach dominują tuje.
Mijamy drewniane kościoły, Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Grzawie i św. Klemensa Papieża w Miedźnej. Najwięcej tradycyjnych domów zachowało się Miedźnej i to tych o całkiem sporych rozmiarach. Zastanawiam się czy tradycyjne budownictwo zobowiązuje do dawnego stylu życia? Dawniej w śląskim domu sercem była kuchnia. Duża, jasna, zawsze ktoś w niej siedział. Najczęściej gospodyni, która na piecu gotowała gęsty, kwaśny żur. Z byfyju wyciągała talerze, szolki. Robiła sobie kawy, mieląc ją w starym młynku z napisem Kaffee. Siadała na ryczce, w ciszy i spokoju, bez informacji płynących z radia czy telewizora. Zerkała przez okno na świat najbliższy, dla niej najważniejszy. W dużym pokoju stał kaflok ogrzewający cały dom. W ciężkiej dębowej szafie wisiały kiecki, jakle i zopaski. A w całym domu mówiło się tylko po śląsku, choć mieszkańcy znali także polski i niemiecki.
Między Frydkiem a Międzyrzeczem śmigamy wygodną leśną drogą. W głąb lasu zanurzamy się dopiero w Świerczyńcu, do którego dojeżdżamy ulicą Żubrów i Ruchu Oporu. Wraz za szlakiem rowerowym Sławków – Pszczyna wjeżdżamy do dawnej Puszczy Pszczyńskiej, która dalej zachwyca swą gęstością, starymi dębami i książęcą historią. Wyjeżdżamy w Studzienicach, skąd kierujemy się na Piasek, gdzie kończymy tę piękną podróż, która pokazuje jak bliskie mogą być relacje łączące człowieka z przyrodą.
Comments