Lubicie wyzwania? Pokonywanie przeszkód? Jeżeli tak to zapraszam na Szlak Szwajcarii Zagłębiowskiej. Dzika wędrówka przez rozlewiska Czarnej Przemszy, wzdłuż meandrującej przez las Centurii, bogatej w faunę doliny Białej i naturalny przełom Białej Przemszy.
Sezon długodystansowych wędrówek 2023 rozpoczynam na Jurze. Podobnie jak w zeszłym roku, kiedy wybrałam się na Szlak Warowni Jurajskich. Tegoroczna lutowa aura jest jednak zgoła różna od tej z 2022 roku. Deszcz, wiatr i kalendarzowa zima w pełni. Termin umówiony, z podróżniczymi ziomalkami wyruszamy na szlak Szwajcarii Zagłębiowskiej.
Kiedy szukałyśmy ciekawostek o szlaku rzuciła nam się w oczy informacja na jednej ze stron jakoby szlak Szwajcarii Zagłębiowskiej miał być ‘najtrudniejszym szlakiem na Jurze’. Bardzo spodobała nam się ta koncepcja a szlak od razu podskoczył o kilka pozycji wyżej w rankingu. Rzadko słyszy się bowiem o trudnościach na nizinnych szlakach. Jednak czy rzeczywiście jest to najtrudniejszy szlak na Jurze? Czy w ogóle można określić ten szlak mianem trudny? Przebieg szlaku nie wydaje się zbytnio skomplikowany. Brak na nim przewyższeń, przeszkód do pokonania. Co prawda jest dość długi jak na jednodniowe, zimowe przejście. Prowadzi głównie lasem, przez niezurbanizowane tereny (co dla nas jest akurat plusem). Podjęłyśmy się tego wyzwania i sprawdzenia czy szlak Szwajcarii Zagłębiowskiej rzeczywiście jest najtrudniejszym szlakiem na Jurze?
Szlak Szwajcarii Zagłębiowskiej – informacje praktyczne
Znakowany na czerwono Szlak Szwajcarii Zagłębiowskiej rozpoczyna się w Zawierciu i kończy w Sławkowie. Do obydwu tych miast dojechać można pociągiem lub komunikacją autobusową.
Długość szlaku to 33 km. Biegnie z Doliny Warty przez Jurę Krakowsko-Częstochowską i Doliną Białej Przemszy wchodzi na tereny Wyżyny Śląskiej. Jest płasko i spokojnie.
Przyrodnicze atrakcje szlaku Szwajcarii Zagłębiowskiej
Szlak prowadzi głównie lasem, przez łąki, skrajem pustyni oraz wzdłuż dolin rzecznych. Jest atrakcyjny przyrodniczo. Pozwala zapoznać się z przyrodą charakterystyczną dla każdego z przemierzanych regionów geograficznych.
Pierwsza połowa szlaku to przede wszystkim zielone lasy pod Zawierciem i w okolicach wsi Hutki Kanki. Przekraczamy też pierwsze cieki wodne – co w ogólnym rozrachunku daje nam spotkanie z czterema ważnymi jurajskimi rzekami – rozlewającą się Czarną Przemszą, dziko meandrującą przez las Centurią, bogatą w faunę doliną Białej i przełamującą się Białą Przemszą.
Szlak doprowadza do okolic (jedynego na świecie!) siedliska warzuchy polskiej – jurajskiego endemitu znad Centurii. Widły Białej i Białej Przemszy to lokalny raj dla płazów i ptaków oraz kraina pstrąga.
Końcowy odcinek szlaku prowadzi wpierw skrajem naturalnych piasków tworzących antropologiczną Pustynię Błędowską z libijskimi wielbłądami. A dalej przełomem Białej Przemszy, naturalnym rzecznym jarem, którego piękno doczekało się miana tytułowej Szwajcarii.
Skąd wzięła się nazwa Szwajcarii Zagłębiowskiej
Mianem Szwajcarii Zagłębiowskiej określany jest przełomowy odcinek Białej Przemszy ciągnący się od Okradzionowa, w którym Biała Przemsza dokonuje prawie 90-stopniowego skrętu na południe aż do Chwaliboskiego, dziś dzielnicy Sławkowa. Na tym odcinku meandrująca, dziko płynąca Biała Przemsza przebija się przez wapienne i dolomitowe wzgórza Garbu Ząbkowickiego. W tym krajobrazie ktoś dopatrzył się Szwajcarii i nazwa przylgnęła.
Przełomowy odcinek Białej Przemszy jeszcze przed wojną stał się popularnym miejscem wypoczynku dla wielu ciężko pracujących robotników licznych zagłębiowskich zakładów przemysłowych. Piknikowano nad rzeką, organizowano spływy kajakowe. W planach była nawet budowa ośrodka wczasowego i sanatorium. Po wojnie uwaga skupiła się jednak na Pogorii a o Okradzionowie trochę zapomniano.
Spacerując doliną Białej Przemszy mamy okazję poznać rzekę od jej naturalnej strony. Towarzyszą nam rzeczne zakola, wysokie trawy, leśne wąwoziki, nieuporządkowaną roślinność, odsłaniają się fragmenty skał a wiosną zakwitają zawilce, śledziennice i żółte kaczeńce.
Zawiercie, rozlewiska Czarnej Przemszy i kolczurka klapowana
Szlak rozpoczynamy pod drzewkiem przy dworcu kolejowym w Zawierciu. To tu znajduje się kropka oznaczająca początek szlaku. Początkowo szlak prowadzi asfaltem wzdłuż linii kolejowej. Aktualnie przeszkodą może być budowa obwodnicy Zawiercia i Poręby, której przekopy przekraczamy. W końcu szlak wprowadza nas do lasu. Chwila przerwy pod kurhanem powstańców styczniowych i ruszamy dalej, depcząc miękkie, leśne podłoże.
Lutowy las jest całkiem przyjemny. Zieleń jodeł, sosen i świerków miesza się z bielą śniegu. Trochę trudności sprawia nam przedostanie się przez rozlewiska Czarnej Przemszy, która swój początek bierze w zawierciańskim Bzowie. Pomimo, że w dalszym ciągu przypomina bardziej strumyk niż prężną rzeką to w roztopowym sezonie rozlewa się po okolicy. Pierwsze przeszkody na najtrudniejszym szlaku na Jurze…
W lesie spędzamy trochę czasu, ale takie szlaki lubimy najbardziej. Spokój i cisza. Droga raz szeroka, raz wąsko wcina się w drzewostan. Dochodzimy do kolejnej rzeki, której pokonanie jest o wiele prostsze dzięki wiszącemu nad potokiem Ogrodzienieckim mostku. Wokół zauważamy sporo suchych owoców kolczurki klapowanej. Roślina ma ładnie prezentujące się kwiatostany oraz owoce, przez co była chętnie hodowana w ogrodach, z których szybko uciekła i dziś uznawana jest za roślinę inwazyjną, której hodowanie bez zezwolenia jest nielegalne. Spotkać ją można dziko rosnącą nad leśnymi strumieniami i mokradłami.
Po przejściu pierwszych 8 kilometrach dzieje, się to co od tygodnia było zapowiadane. Z ciemnego nieba zaczyna padać i jak się później okaże, nie przestanie do końca naszej wędrówki. Szlak Szwajcarii Zagłębiowskiej pokazuje swoje pazurki.
Hutki Kanki, Centuria i warzucha polska
Wchodzimy do Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd i wsi Hutki-Kanki. Bardzo lubię to miejsce. Wieś przypomina leśną osadę, domy sprawiają wrażenie jakby wyrosły w środku lasu a sami gospodarze postanowili zachować ten leśny klimat na swoich działkach. We wsi znajdują się dwa ciekawe miejsca. Pierwsze to Góra Chełm wraz z rezerwatem przyrody utworzonym dla ochrony buczyny (sudeckiej, ciepłolubnej oraz niżowej) oraz jej bogatego runa. Nasz szlak przechodzi zaledwie u podnóża góry choć ona sama mocno zaznacza się w krajobrazie. Na szlaku znajduje się zaś druga atrakcja okolicy – rzeka Centuria. Ta dzika choć skromna rzeka pięknie meandruje przez lasy a jej dolina jest siedliskiem być może najważniejszej jurajskiej rośliny – warzuchy polskiej (cochlearia polonica). To jurajski endemit, co oznacza, że jego jedyne stanowisko na świecie znajduje się właśnie na Jurze. Warzucha polska pierwotne porastała źródliska rzeki Białej, jednak z powodu górniczej działalności i w konsekwencji wysuszenia okolicznych rzek, siedlisko to zostało zniszczone. Monitorujący roślinę przyrodnicy introdukowali warzuchę w inne miejsca, z których najbardziej polubiła dolinę Centurii. To właśnie tu rozwinęła się jej najsilniejsza populacja. Warzucha polska to niewielka wodno-błotna roślina o licznych, lecz małych, białych kwiatach. Kwitnie od maja do września. Jest to roślina pod ścisłą ochroną a jej stanowisko, dla bezpieczeństwa samej rośliny, jest niedostępne dla zwiedzających.
Pomimo sugerującemu ‘Nakaz kąpieli’ znakowi nad stawem, nie decydujemy się na ten krok. Za to zatrzymujemy się na krótką przerwę regeneracyjno-osuszającą w wiosce nowych wiatek na samym końcu wsi.
Kontynuujemy wędrówkę lasem, tym razem bardziej liściastym i czerwonym. Drzewa chronią nas przed deszczem za co jesteśmy im wdzięczne. Bardziej wyraźne są tu nieśmiało wyrastające z ziemi białe ostańce. Szlak prowadzi wzdłuż Centurii, choć nie mamy z nią bezpośredniego kontaktu.
Chełcho, pstrągi i wielbłądy
Z lasu wychodzimy dopiero w Chechle. Ponad horyzontem wyłaniają się otaczające nas wały Wyżyny Olkuskiej. W niewielkiej odległości od szlaku znajduje się osiedle Młyny z zespołem stawów hodowlanych. Plan wycieczki zakładał tu dłuższą przerwę na obiad i tak też z uśmiechem czynimy. Za trud włożony w przejście najtrudniejszego szlaku na Jurze należy nam się nagroda (to nic, że to dopiero połowa drogi). Pomimo położenia na uboczu w restauracji Jurajski Młyn chętnych na pstrąga nigdy nie brakuje, nawet w deszczowy lutowy dzień.
Pomimo dłuższej przerwy deszcz nie zmalał ani trochę. Wędrujemy przez deszczowe Chechło, robiąc sobie pamiątkowe zdjęcie w tutejszym wielbłądem, stojącym na głównym skrzyżowaniu wsi (trochę poza szlakiem). Trochę go przypominamy, z plecakami i nałożonymi na nie przeciwdeszczowymi paltami. Sam jednak wielbłąd do dzisiejszej aury ni trochę nie pasuje. Co zaskakujące, okolice odwiedziły także prawdziwe wielbłądy i to nie byle jakie. Podobno kilka wielbłądów podarował Polsce sam Muammar Kadafi, przywódca dyktator Libii, kraju, w którym 90% powierzchni zajmują pustynie. W 1991 roku libijska wielbłądzia karawana przybyła do Olkusza, w ramach promocji libijskiego spojrzenia na świat. Libijczycy wyjechali, a wielbłądy zostały. Narodził się pomysł, aby zasiedliły Pustynię Błędowską. Co jednak nie doszło do skutku a libijskie wielbłądy trafiły do ogrodów zoologicznych.
Pustynia Błędowska, Centuria po raz drugi i Błędów
Za wsią szlak biegnie wschodnią krawędzią Pustyni Błędowskiej, choć teren jest właściwie cały zalesiony i gdyby trzymać się dokładnie szlaku, pustyni nawet nie dostrzeżemy. Bliskość pustyni czujemy jednak pod stopami. Podłoże staje się bardziej piaszczyste a piaskowe wydmy porasta miękki mech. Wszak Pustynia Błędowska była kiedyś lasem na piasku, dopóki człowiek nie wyciął go na potrzeby przemysłu.
Szybko dochodzimy do meandrującej Centurii, malowniczo przełamującej się tu pomiędzy piaskowymi skarpami. Rzeka zbliża się do nas, idziemy teraz właściwie wzdłuż jej koryta, z którego chętnie się wylewa. W czym pomaga jej dzisiejsza ulewa. Skacząc pomiędzy kałużami dochodzimy do Kuźni Błędowskiej.
Kiedy wychodzimy z lasu jest już prawie ciemno. Ścieżką przez błotniste pola kierujemy się do Błędowa. W oddali pobłyskuje wieża kościoła w Błędowie. Legenda głosi, że to właśnie o nią zahaczyła workiem z bałtyckim piaskiem czarownica dając początek pustyni.
Deszcz wezbrał na sile. Szukamy wiaty przystankowej na chwilę suchego odpoczynku. Wielka kałuża przed wiatą i szybkie samochody powodują jednak, że bilans wodny wychodzi na zero. Dochodzą do nas pewne myśli… A może powinnyśmy zakończyć wędrówkę na dzisiaj i wrócić w bardziej sprzyjających warunkach? Bez deszczu i za dnia. To by jednak oznaczało, że zostaniemy pokonane przez chyba rzeczywiście najtrudniejszy szlak na Jurze. Nie możemy na to pozwolić! Idziemy dalej! W nogach 18, przed nami jeszcze ‘tylko’ 11 kilometrów.
Łąki, gady i widły Białej Przemszy i Białej
Przed nami najatrakcyjniejszy odcinek szlaku. Malowniczy przełom Białej Przemszy, od którego nazwę wziął cały szlak. Już wiemy, że dziś nie dane nam będzie zobaczyć Szwajcarii Zagłębiowskiej. Doświadczymy jej różnymi zmysłami, ale na pewno nie wzrokiem. Szkoda, gdyż rzeka zachowała tu swój naturalny charakter. Meandruje, tworzy dzikie odnogi a przede wszystkim wcina się pomiędzy wzgórza Garbu Ząbkowickiego.
Początkowo szlak prowadzi sporym odcinkiem wzdłuż głównej ulicy w Błędowie. Następnie skręca na pola i łąki. Włączamy czołówki a w tle pobłyskują światła industrialnego krajobrazu Dąbrowy Górniczej z Hutą Katowice na pierwszym planie.
Leje deszcz, jest ciemno, jesteśmy na mokrej łące, brak tu jakichkolwiek oznaczeń szlaku. Kiedy wróciłam na ten odcinek kilka tygodni później zbyt wiele się nie zmieniło. Ścieżka jest słabo wydeptana, znaków brak, warto mieć tu ze sobą ślad szlaku (chociażby po to, aby trafić na jedyne w terenie jako tako niegrożące zmoczeniem butów przejście przez strumień). Za to widoki na meandrujący przez łąki i zarośla Strumień Błędowski urocze.
Przechodzimy przez most na Białej Przemszy i rozpoczyna się bogaty przyrodniczo i krajobrazowo odcinek. Znajdujemy się w widłach dwóch rzek: Białej Przemszy i Białej. Wokół turzycowe łąki, rzeczne zakola, wysoki tatarak, które użyczają schronienie licznym żabom, ptakom i gryzoniom. Ja zaś przypominam sobie ciepłe lato, kiedy na wycieczce z Kubą z Poza Schemat zażywaliśmy w tym miejscu orzeźwiającej kąpieli. No cóż, dziś też mamy prysznic od rana.
W ciemności próbujemy dostrzec dwie stare lipy – 400-letnie pomniki przyrody. Od tej pory lasem wędrujemy aż do Okradzionowa. Mijamy leśne osiedle Kuźniczka Nowa z nocną panoramą na oświetlone zabudowania Niegowonic i okolic.
Przełom Białej Przemszy, Okradzionów i Szwajcaria Zagłębiowska
Wychodzimy na ulicę Okradzionowa i okrążamy Grodzisko, jedno z wzgórz, przez które przebija się Biała Przemsza. Za dnia zobaczyć można zabytkowy wodny młyn Freya. Położony nad wodami Białej Przemszy Okradzionów był dawniej ośrodkiem młynarskim z aż 3 młynami.
Przed mostem na rzece skręcamy w leśny trakt prowadzący wzdłuż samej rzeki. To właśnie tu zaczyna się tytułowa Szwajcaria Zagłębiowska. Pomimo braku widoków oraz deszczu idzie nam się wyjątkowo dobrze. Na szczęście nasze obawy o totalne zalanie tego odcinka okazały się bezpodstawne. Prowadzi tędy wygodna ścieżka nad samą Białą Przemszą, która wierci się w tym naturalnym jarze. Odcinek nie jest długi, ale tak bliskie spotkanie z rzeką to miła nagroda na zakończenie szlaku. Teren jest dziki i raczej spokojny, choć popularny wśród wędkarzy.
Dostrzegamy tabliczkę informującą o znajdującym się w tym miejscu sztucznym tarlisku pstrąga potokowego. Biała Przemsza nazywana jest krainą pstrąga. Pstrąg potokowy żyje na całej jej długości. Ryby te lubują się w wartkich, dobrze natlenionych wodach, najlepiej o kamienistym dnie, a takie oryginalnie występowało w okolicach przełomu Białej Przemszy. Ostatnie lata nie były jednak dla pstrąga łaskawe. Odwadniając podziemia olkuskie kopalnie rud cynku i ołowiu dostarczały sporej ilości wody rzekom Białej, Sztole i Białej Przemszy. W związku z zaprzestaniem działalności znacząco spadł stan wód w rzekach, co wpłynęło na ichtiofaunę. Zamknięcie kopalń oznacza jednak także poprawę czystości wód Białej Przemszy. Jest szansa, że naturalne tarliska pstrąga potokowego powiększą się w przyszłości.
Chwaliboskie, Sławków i koniec najtrudniejszego szlaku na Jurze
W Chwaliboskim robimy chwilkę przerwy na gorącą herbatkę nas stawem Basen. Stąd mamy już rzut beretem do Sławkowa. Przekraczamy Białą Przemszę, stawiamy ostatnie kroki wzdłuż jej koryta i kierujemy się już na Rynek w Sławkowie. Na horyzoncie pojawia się podświetlona wieża XIII-wiecznego kościoła św. Mikołaja. Jeszcze ostatnia górka i stajemy pod słynną sławkowską austerią z XVIII wieku.
Sławków wart jest dokładniejszego poznania. To niewielkie dziś miasteczko, dawniej było ważnym punktem na średniowiecznej mapie. Wydobywano tu najcenniejsze kruszce przez co konkurowało z Olkuszem. Leżało na szlaku handlowym z Krakowa, co potwierdza ulica Sławkowska wychodząca z północnej pierzei krakowskiego Rynku. Pierwszą rzeczą jaka w Sławkowie rzuca się oczy jest zabudowa. Niewysokie murowane domy, rzadziej drewniane, niektóre z charakterystycznymi podcieniami, bywa, że jeszcze z XIX wieku. Zachował się średniowieczny układ przestrzenny rynku. Historycznym zabytkiem są także ruiny zamku biskupów krakowskich, kamienne stodoły sławkowskie, dawna synagoga i kirkut.
To właśnie na sławkowskim rynku po 33 kilometrach w deszczu i ciemnościach kończymy najtrudniejszy szlak na Jurze. Według mapy szlak kończy się pod budynkiem Muzeum Regionalnego. W nagrodę za trud dzisiejszej wędrówki liczyłyśmy na dotknięcie kropki, oficjalnie kończącej szlak Szwajcarii Zagłębiowskiej. Jednak śladu po kropce nie znajdujemy. No nic, pozostaje nam przygoda, mokre buty i czysta satysfakcja przejścia najtrudniejszego szlaku na Jurze.
Przeszedłem ten szlak dzisiaj: 28.05.2024 i mam podobne wrażenia, dodatkowo:
na odcinku od mogiły powstańców do Potoku Ogrodziniec jest armia komarów. Zimą tego nie było. Nie byłem tak pokąsany od czasu wizyty w Poleskim Parku Narodowym 3 lata temu. Na późniejszych odcinkach też się pojawiają ale mniej.
Podmuch wiatru na pustyni może sprawić problemy.
Przełomem Białej Przemszy jestem zawiedziony. Zdecydowanie bardziej podoba mi się ta rzeka na odcinku Sosnowiec Maczki - Jaworzno Długoszyn. Prowadzi tam szlak XXV lecia PPTK. Kiedyś były tam spływy kajakowe, ale nie wiem czy to aktualne.