Szlak Warowni Jurajskich to jeden ze sztandarowych szlaków w rejonie Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej. Przebiega przez całą Jurę, zapoznając z jej regionami, krasowym krajobrazem, fauną, florą i licznymi atrakcjami. Szlak meandruje podkrakowskimi dolinami Będkówki i Prądnika z ich głębokimi wąwozami i wysokimi blokami skalnymi. Prowadzi między słynnymi grupami skał wapiennych Grodziska czy Góry Birów oraz wśród białych ostańców, których nie sposób zliczyć. Biegnie przez park narodowy oraz kilka rezerwatów. Obok słynnych jurajskich jaskiń – Nietoperzowej, Łokietka czy Na Biśniku, a przede wszystkim zagląda pod słynne jurajskie orle gniazda.
To drugi post opisujący Szlak Warowni Jurajskich. Jeżeli chcesz zacząć czytanie od początku - przeczytaj najpierw część 1.
Odcinek 3
Z Wolbromia przez Dolinę Wodącą, Smoleń, Ryczów do Zawiercia (34 km)
Atrakcje: Grodzisko Pańskie, Dolina Wodąca i krajobraz Pasma Smoleńsko-Niegowonickiego, Jaskinia Biśnik, zamek Pilcza w Smoleniu oraz rezerwat przyrody z śnieżyczką przebiśnieg, Ryczowski Region Skałkowy, Zamek Ogrodzieniec i Góra Janowskiego
Wracam do Wolbromia – miasta leżącego na wschodnim krańcu Jury. Tym razem szlak od dworca prowadzi mnie do centrum miasta, okrąża kwadratowy Rynek otoczony mieszczańskimi kamienicami z ażurowymi balkonami. Na północnej pierzei znajduje się zabytkowy kościół św. Katarzyny. Obok niego stoi pomnik Jana Kilińskiego, ufundowany przez lokalnych szewców, którzy stanowili dawniej wiodącą grupę wolbromskich rzemieślników. Pomimo iż wieki wstecz Wolbrom szczycił się rangą leżącego na szlaku handlowym miasta królewskiego - dziś jest to miejsce trochę zakurzone i zapomniane.
Wolbrom opuszczam ulicą Boczną oraz Radosną, a za niewielkim laskiem wychodzę na widokowe pola, które z jednej strony ukazują płaską powierzchnię Bramy Wolbromskiej, a z drugiej uwidoczniają pojawiające się już na horyzoncie poszarpane wierzchołki pasma Smoleńsko-Niegowonickiego, z rozświetlonym zamkiem w Smoleniu na czele.
Szlak mija wieś Dłużec z kapliczką św. Józefa na niewielkim kopcu oraz modrzewiowym kościołem z 1780 roku i wolno stojącą wieżą. Miesza się tu architektura z czerwonej cegły i ciosanego wapienia. Przed Strzegową szlak wraca na pola a na horyzoncie pojawiają się Skały Zegarowe i Pasmo Smoleńsko-Niegowonickie. Teren jest piękny i malowniczy, wyjątkowy na skalę Polski. Przytłacza więc ogrom śmieci wysypywanych na nieużytkach, w lesie, właściwie pod każdym drzewem. Ten uroczy krajobraz ocieka śmieciami.
Pod Grodziskiem Pańskim jest już całkiem jurajsko. Za nieliczną zabudową czekają na turystów dwie wiatki, dobre na chwilę odpoczynku. Choć najlepszym miejscem na relaks będzie Grodzisko Pańskie - wzniesienie oferujące cudną panoramę. Sam szlak nie przechodzi przez szczyt, aby na niego wejść będzie się trzeba trochę powspinać za ścieżką dydaktyczną i drogą krzyżową, ale dla tych widoków warto! W lutym lub marcu wzdłuż szlaku kwitnie wawrzynek wilczełyko a na górze czeka dawny gród obronny, na który składały się naturalne wapienne bramy, tunele i groty. Co więcej, w jednej z jaskiń odkryto ślady po zakładzie fałszerza miedzianych monet króla Jana Kazimierza. Co za historia!
Szlak prowadzi wygodnym leśnym chodnikiem, wśród dębów, buków i jodeł oraz wyjątkowej, suchej doliny krasowej zwanej Doliną Wodącej (typowa dla Jury dolina, w której brak stałego cieku wodnego). To urocze miejsce, chętnie odwiedzane przez turystów – wokół znajduje się wiele atrakcji. Dołączają tu dwa szlaki Orlich Gniazd – pieszy i rowerowy. Ja dochodzę zaś do jednej z bardziej znanych jaskiń na Jurze – jaskini Biśnik. Jest niewielka i niedostępna, ale stanowi ważne stanowisko archeologiczne – odnaleziono tu jedne z najstarszych w Polsce śladów obecności człowieka (w tym Homo erectus), liczące ok. 300 tysięcy lat. Cały tutejszy obszar, z jaskiniami, grodami, skalnymi tunelami i warowniami to część systemu obronnego tak zwanego Smoleńskiego Rejonu Umocnionego istniejącego tu od wieków.
Pod skałą Biśnik kolejna wiatka. Szlak prowadzi teraz pod białymi wierzchołkami Skał Zegarowych. Te skalne atrakcje to część Pasma Smoleńsko-Niegowonickiego, które stanowi także granicę województw śląskiego i małopolskiego, którą na tym odcinku przekraczam.
Szlak Warowni Jurajskich ma to do siebie, że pomija niektóre warownie. Ideą jego powstania było uzupełnienie szlaku Orlich Gniazd, stąd podejrzewam decyzja, aby nie przebiegał przez miejsca, przez które prowadzi już szlak czerwony. Z jednej strony oryginalny przebieg szlaku podwyższa jego atrakcyjność, z drugiej zaś, trochę szkoda, kiedy szlak omija zamek leżący dosłownie rzut beretem od niego. Tak jest w przypadku zamku w Smoleniu czy strażnicy w Ryczowie. Nikt nam oczywiście nie broni zejść ze szlaku, aby zwiedzić daną atrakcję. Wiąże się to jednak z nadłożeniem drogi, dodatkowym czasem – być może nie będącym częścią dziennego planu. Poza tym, nie wszyscy mają świadomość atrakcji, ciekawej skały czy orlego gniazda kryjącego się tuż za rogiem.
Z zamkiem w Smoleniu nie będzie tego problemu, gdyż trudno go nie zauważyć. Wznosi się na wzgórzu zamkowym, chlubiąc się wysoką, białą wieżą. Smoleński zamek jest moim zdaniem jednym z najpiękniejszych na Jurze, a z jego cylindrycznej wieży rozciąga się zjawiskowa panorama na jurajskie krajobrazy, w tym najbliższe orle gniazdo - Zamek Ogrodzieniec. Zamek Pilcza, bo tak brzmi jego oficjalna nazwa, był zamkiem prywatnym, wybudowanym przez zamożnego i wpływowego Ottona z Pilczy herbu Topór (był związany m.in. z królem Kazimierzem Wielkim, jego własnością była Pilica, Łańcut oraz wsie składające się na dzisiejsze Katowice). Podczas potopu szwedzkiego warownia została zniszczona i po dziś dzień nieodbudowana. Z Zamkowych ruin można jednak odczytać potęgę dawnej posiadłości Toporczyków-Pileckich. Zamek górny z domem mieszkalnym i wysoką, kamienną wieżą oraz dwa zamki dolne z gotycką bramą, głęboką studnią i sporym dziedzińcem.
Wapienne skały, zamek oraz otaczającą go roślinność chroni niewielki rezerwat przyrody Smoleń. Odwiedzając rezerwat w przeddzień wiosny, warto udać się pod sam zamek, aby oko ucieszyć kwitnącymi pod nim śnieżyczkami przebiśnieg.
Kolejny odcinek szlaku biegnie ulicą do Wiesławowa, aby następnie przeprowadzić przez sam środek położonych na skraju lasu łąk i pól. Cisza, spokój i piękne widoki na pozostawiane z tyłu Pasmo Smoleńsko-Niegowonickie. Dalej wchodzę do jurajskiego lasu, którym wędruję z małymi przerwami aż do Podzamcza. Mijam wyrastające niespodziewanie wielkie wapienne skały, z których najbardziej znana jest skała Brzuchacka. Podczas mojej jeszcze-zimowej wędrówki zwisały z niej lodowe stalaktyty.
Tą szeroką leśną ścieżką wśród potężnych ostańców dochodzę do Ryczowa. Tutaj szlak znów pomija leżącą nieopodal strażnicę (należącą najprawdopodobniej do linii obronnej kazimierzowskich orlich gniazd). Dziwne jest to o tyle, że w okolicy nie przebiega szlak Orlich Gniazd. De facto z ryczowskiej strażnicy zbyt wiele nie pozostało, ale nawet ten niewielki fragment wapiennych murów potrafi uruchomić wyobraźnie.
W Ryczowie szlak przybiera kierunek północno-zachodni, prosto na Podzamcze. Początkowo biegnie asfaltem pod ciekawą grupą skał będących częścią Ryczowskiego Regionu Skałkowego. Okolica cicha, zabudowa rzadka. Idę ulicą Turystyczną przez Kolonię Ryczów, gdzie na wędrowców czeka małe centrum odpoczynkowe. Po tym dłuższym leśnym odcinku szlak wychodzi na otwartą przestrzeń pól, oferując cudny widok na już coraz bliższy monumentalny zamek w Podzamczu. Ten odcinek jest dla mnie kwintesencją jurajskich szlaków – nieograniczona przestrzeń, rolnicze dziedzictwo, jurajskie ostańce i wapienne orle gniazdo na horyzoncie.
Przeciskam się pomiędzy Zakonnikiem i Adeptem i staję pod najsłynniejszym jurajskim orlim gniazdem. Zamek Ogrodzieniec w Podzamczu jest najbardziej majestatycznym jurajskim zamkiem, położonym na najwyższym wniesieniu Jury – Górze Janowskiego (515 m) i na pewno tym robiącym największe wrażenie. Jego rozmach musiał przyprawiać dawny świat o zawrót głowy. Na biednej, rolniczej ziemi, której ludność zamieszkiwała najprostsze, drewniane chaty kryte strzechą, wyrósł monumentalny obiekt.
Podobnie jak w przypadku zamku w Smoleniu, ten w Podzamczu stanowił własność prywatną (w przeciwieństwie do większości jurajskich warowni, które były w rękach króla). Początki twierdzy przypisuje się rodowi Włodków, jednak rozbudowę i rozmach zamek zawdzięcza rodzinie Bonerów – majętnych krakowskich kupców, królewskich bankierów i żupników wielickich. Seweryn Boner przy rozbudowie swojej posiadłości wzorował się na Zamku Książęcym na Wawelu, remontowanym w podobnym czasie, przez co dziś Zamek Ogrodzieniec nazywa się Małym Wawelem. Przepych nie był tylko kwestią rozmiarów zamku, ale i jego wnętrz – „podobno naczynia dla posiadłości robiono z kryształu górskiego, kubki z orzechów kokosowych oprawianych w złoto, mahoniowe krzesła obito srebrem, a na ścianach wisiały drogie arrasy”. Utrzymanie tej perły polskiego renesansu wyrastało ponad możliwości późniejszych właścicieli, przez co budowla marniała, stając się nawet źródłem kamienia przy budowie innych obiektów (np. leżącej nieopodal kaplicy mijanej na niebieskim szlaku).
Zamek jest ogromny a jego historia ciekawa. Jeżeli czas na szlaku pozwala, warto zatrzymać się tu na dłużej i zwiedzić twierdzę wraz z przewodnikiem, który odsłoni fascynujące tajemnice zamku. Zamek Ogrodzieniec jest istotny również z innych względów – kulturowych i turystycznych. Stanowi znak rozpoznawczy Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej. Kręcone tu były legendarne filmy jak Janosik, Zemsta czy ostatnio netflixowy Wiedźmin. Ponadto w czasie, kiedy teren Jury znajdował się pod zaborem rosyjskim, zamek stał się symbolem nowej organizacji, która poprzez turystyczne wojaże nawoływała do poznania Ojczyzny a tym samym zachowania jej w sercach Polaków. Ta organizacja przetrwała do dziś i nosi nazwę Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego (wtedy Polskie Towarzystwo Krajoznawcze).
Szlak prowadzi przez Plac Jurajski w Podzamczu (w okolicy kilka knajp) i biegnie główną drogą do Ogrodzieńca, dawnej wsi służebnej zamku. Za Ogrodzieńcem wchodzi w las, którym przez kolejne 10 kilometrów prowadzi do Zawiercia. Teren jest dobrze uwodniony, wpierw towarzyszy mi potok Ogrodzieniecki, dalej mijam stawy w Józefowie a następnie przechodzę przez rozlewiska Czarnej Przemszy, która bierze swoje źródła w niedalekim Bzowie. W końcu szlak wyprowadza do miasta i tak dochodzę do zabytkowego dworca w Zawierciu, gdzie kończę trzeci dzień wędrówki.
Odcinek 4
Z Zawiercia przez Skarżyce, Morsko do Łutowca (29 km)
Atrakcje: widoki z Góry Gaj, Pomrożyc i Skarżyc, Zamek Bąkowiec w Morsku, wiosenne buczyny, Podlesice, Skały Kroczyckie, dolina Białki, widoki i buczyna na Wielkiej Górze, strażnica Łutowiec
Choć planowałam na szlak wracać co weekend, pomiędzy 3 a 4 odcinkiem załamała się pogoda a mnie złapał covid. Na szlak powróciłam więc dopiero po kilkutygodniowej przerwie. Przede mną dwudniowa wędrówka i 67 kilometrów drogi.
Czwarty odcinek szlaku rozpoczynam w Zawierciu. Szlak prowadzi ulicami miasta, obok neogotyckiej kolegiaty świętych Piotra i Pawła, Pałacyku Szymanowskiego – dawnej willi dyrektora fabryki TAZ i przewodniczącego zawierciańskiego oddziału PTK. Za centrum droga zaczyna się wznosić, co oznacza, że wchodzę na właściwy teren Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, oddzielony od doliny Warty kuestą jurajską. Z Blanowic miasto Zawiercie oglądam już z góry.
Szlak biegnie teraz krętą drogą wzdłuż wapiennych domów i płotów. Wychodzi na otwartą przestrzeń Góry Gaj, z której rozciągają się widoki na całkiem jeszcze odległe a już imponujące Skały Rzędkowickie. Panoramę podziwiać można, siedząc na tutejszych ławeczkach. Wraz za szlakiem rowerowym wędruję bardzo widokową i meandrującą przez pola ścieżką. Mijam dwie położone na sporej wysokości miejscowości, Pomrożyce i Skarżyce. To bardzo przyjemny odcinek szlaku, choć w dużej mierze prowadzi asfaltem.
W Skarżycach, miejscowości, w której skarżono i pytano, idę ulicą Kmicica i przecinam Wołodyjowskiego. Szlak omija centrum Skarżyc, ale z prawej strony rysuje się dziurawy Okiennik Wielki oraz wieża skarżyckiego kościoła. Świątynia jest dość wyjątkowa, gdyż nie tylko wybudowana została z jurajskiego wapienia, to jeszcze jej częścią jest XIII-wieczna wieża obronna, wykorzystywana niegdyś jako miejsce sądu dominialnego (to w tym wiejskim sądzie mieszkańcy tak chętnie skarżyli).
Cały czas wygodną rowerową ścieżką maszeruję w błogiej ciszy przez pola i polany, obok wysokich sosen i śpiących jeszcze sadów. Gdzieś na ostatnim planie mienią się już pierwsze ostańce Skał Morskich wyrastające spomiędzy gołych jeszcze drzew. W powietrzu latają motyle cytrynki. To kojący odcinek, który przez las, za aż trzema szlakami rowerowymi doprowadza mnie pod Zamek Bąkowiec w Morsku.
Choć nie do końca byłam zadowolona z dłuższej przerwy jaką zmuszona byłam zrobić pomiędzy odcinkami szlaku, to dziś, patrząc na otaczający mnie świat, coraz bardziej się z tego cieszę. Zbliżając się do zamku w Morsku las staje się coraz piękniejszy. Otacza mnie malownicza buczyna, z srebrzącą się korą drzew, morzem czerwonych liści oraz wystawiającymi swoje nieśmiałe główki kolorowymi płatami wiosennych kwiatów. W bukowym runie nastała wiosna. Pojawiają się fioletowe przylaszczki, kwitnie wawrzynek wilczełyko oraz żywiec dziewięciolistny. Te kilka tygodni pozwoliło przyrodzie rozkwitnąć, dzięki czemu przyglądam się jej w zupełnie innym wydaniu niż to, które obserwowałam 3 tygodnie temu.
Zamek Bąkowiec nie leży bezpośrednio na szlaku. Aby go zobaczyć należy podejść kilka kroków za szlakiem Orlich Gniazd, który na chwilę do nas dołącza. Zamek co prawda nie jest obecnie dostępny do zwiedzania. Wraz z tutejszymi domkami i hotelem należy do prywatnego właściciela.
Idę dalej. Początkowo przez piękną buczynę z wiekowymi bukami. Następnie przez pachnący las sosnowy. Kończąc na polanach porośniętych jałowcami. Jestem w Podlesicach – jurajskim centrum wspinaczki oraz turystyki, a przede mną najsłynniejsza góra Jury – Góra Zborów.
Podlesice to przyjemna wieś o letniskowym charakterze oraz idealnym położeniu wśród najpotężniejszych jurajskich ostańców Skał Kroczyckich, Podlesickich i Morskich a do Rzędkowickich też niedaleko. Mijam kilka starych chałup, tych drewnianych, jak i już murowanych, ze stodołami na tyłach domów. Jest tu sklep oraz hotelowe restauracje. Szlak biegnie prosto przez wieś, pomijając największe atrakcje okolicy, czyli Skały Podlesickie i Górę Zborów – wspinaczki dzisiaj nie będzie.
Trzymam się szlaku, idę piaszczystym lasem przez przysiółek Kajetanówka, obok starej, murowanej kaplicy mszalnej. Wchodzę do sosnowego lasu. Na chwilę dołącza do mnie zielony szlak Skałek Rzędkowickich. Ja zaś wchodzę w Skały Kroczyckie. Kluczę między górami Pośrednią, Popielową i Łysakiem. Oserwuję wspinających się na białe ostańce młodych alpinistów. Wraz ze Szlakiem Orlich Gniazd przechodzę pod torami Centralnej Magistrali Kolejowej. Za nią na szlaku aż roi się od fioletowych przylaszczek oraz zapylających je pszczół.
Szlak schodzi do szerokiej doliny Białki, która nieopodal ma swoje źródła. Po leśnym odcinku aż miło spojrzeć na szeroką i pustą przestrzeń tej zarastającej doliny. Dawniej stała tu chatka studencka Fata Sokoła, dziś jest wypasiony hotelik. Spod jednej ze skałek wypływa źródełko będące pomnikiem przyrody. Po chwili szlak z leśnej ścieżki wychodzi na asfalt, prowadząc przez typowo rolniczy Zdów oraz spokojny i dość widokowy Ogorzelnik. Chwilę wcześniej żegnam SOG, a na horyzoncie pojawiają się zarysy dwóch charakterystycznych jurajskich zamkowych braci – Mirowa i Bobolic, przedzielonych, jakby za karę, skalną grzędą.
Za skrzyżowaniem z żółtym Szlakiem Zamonitu wchodzę w skalny las. Od niewielkich skalnych grzybków niewysoko odrastających od powierzchni ziemi, przez białe skały zasypane przez liście, mchy i porosty aż do coraz większych ostańców pięknie wtopionych w leśną tkankę. Kiedy docieram na wierzchołek Wielkiej Góry (410 m) moim oczom ukazuje się dywan zielonych liści i kremowo-żółtych kwiatów żywca dziewięciolistnego – gatunku dość rzadkiego i pod ochroną. Ja zaś spotykam go dziś na szlaku już któryś raz z kolei.
Spomiędzy gałęzi wyłaniają z oddali średniowieczne zamki w Mirowie i Bobolicach. Teren jest mocno zarośnięty, ale wysokość, na której jestem pozwala spojrzeć w siną dal. Po drodze w dół mijam zabezpieczoną jaskinię Kamiennego Gradu a dalej wąska ścieżka broni się nieudolnie przed całkowitym pochłonięciem przez młode sosny i jałowce. Po paru chwilach jestem w otoczonym z każdej strony przez las Łutowcu.
Jest chwila przed zachodem słońca a każda tutejsza skała okupowane jest przez wspinaczy. Różowa Ścianka, Knur, Locha i Warchlak. Wolna jest tylko Skała Zamkowa, na którą udaję się na wieczorną kontemplację otaczającego krajobrazu, A ten dookoła i o tej porze jest wyjątkowy. Pode mną polany przypominające górskie hale, za nimi wielki, zwarty i kolorowy las. Na horyzoncie widać wieżę i kościół w Niegowej.
Na skale stała dawniej strażnica. Niewiele o niej wiadomo, jak wyglądała i kto ją wybudował (Kazimierz Wielki, Władysław Opolczyk czy ród Lisów z Koziegłów?). Istniała od XIV wieku i najprawdopodobniej popadła w ruinę już na przełomie XV i XVI wieku. Zachował się tylko fragment muru. Przypuszcza się, że strażnica składała się z dwóch części i otoczona był fosą i wałami ziemnymi. Dziś skałę tę przejął rojnik pospolity. Ja zostaję tu na noc.
Odcinek 5
Z Łutowca przez Przewodziszowice, Ostrężnik, Zrębice do Mstowa (38 km)
Atrakcje: strażnica w Przewodziszowicach, jaskinia Ostrężnicka, strażnica i rezerwat przyrody Ostrężnik, strażnica w Suliszowicach, Zrębice: kościół i kapliczka św. Idziego, jurajskie bory sosnowe, krajobraz północnej Jury, dolina Warty, Mstów
Ostatni, najdłuższy odcinek Szlaku Warowni Jurajskich przede mną. Będzie historycznie i tematycznie, bo jak pisał Zinkow, odcinek ten to „najpełniejsze uzasadnienie dla nazwy ‘Szlak Warowni Jurajskich’. Wyobraźmy sobie – aż cztery strażnice obronne: Łutowiec, Przewodziszowice, Ostrężnik i Suliszowice. Umieszczone one były na trudno dostępnych szczytach ostańców, w okolicach bezludnych, daleko od sadyb ludzkich, w miejscach – nawet jak na dzisiejsze warunki – niełatwych do osiągnięcia, wśród lasów oraz kamiennych i piaszczystych pustkowi”.
Wczesnym rankiem opuszczam Łutowiec i wchodzę do zupełnie cichego, śpiącego jeszcze lasu. Czeka mnie dziś długi dzień, cieszy więc ta piaskowo-igliwiowa amortyzacja. W runie borówki, mchy i porosty oraz jałowce, z których podjadam świeże szyszkojagody. Pierwsza połowa dzisiejszego dnia będzie sponsorowana przez jurajskie lasy. Szlak prowadzić będzie przez zielone bory i srebrno-czerwone buczyny, z lasu wyprowadzając tylko na chwilę, pod strażnicę, do wioski czy na polanę.
Po rozgrzewającym leśnym spacerku dochodzę do strażnicy w Przewodziszowicach. Toczą się spory, kto był jej fundatorem. Czy był to Kazimierz Wielki czy może Władysław Opolczyk, będący wówczas właścicielem Przewodziszowic? Pozostałości strażnicy stanowi dziś wysoka, 10-metrowa kamienna ściana murów zamku górnego zlewająca się ze skalnym ostańcem. Pod nim najprawdopodobniej stał zamek dolny. Dziś jest za to wiatka dobra na drugie śniadanie.
W okolicy krzyżuje się kilka asfaltowych uliczek, idealnych na wycieczki rowerowe. Jechałam tędy z Żarek do Lelowa na Święto Ciulimu i Czulentu. Taka właśnie rowerowa ścieżka prowadzi do kolonii leśnej Czatachowa – uroczego osiedla w samym środku lasu. Wchodzę na teren lasów złotopotockich i obszaru Natura 2000 Ostoja Złotopotocka i wędruję szeroką leśną ścieżką, w cudownym otoczeniu przyrody, ten zielonej oraz nieożywionej.
Mijam jaskinię Pawloki. Tutejszy obszar jest bogaty w jaskinie wraz z ich mieszkańcami. Nieopodal znajduje się Jaskinia Wierna – do niedawna najdłuższa jaskinia na Jurze. Ciekawym obiektem jest także znajdująca się już tuż pod strażnicą w Ostrężniku – jaskinia Ostrężnicka, której wejście składa się z dwóch komór, porównywanych często do ludzkich płuc lub do szwajcarskiego sera.
Docieram pod strażnicę w Ostrężniku. Historia się powtarza. Choć sam obiekt mały nie był, zachowały się jedynie niewielkie fragmenty murów zamku górnego oraz otaczające zamek dolny ziemne wały. Właściwie uważa się, że najprawdopodobniej budowa nigdy nie została ukończona, być może więc nigdy nie pełniła swojej obronnej funkcji. Niektórzy wiążą strażnicę z różnej maści rozbójnikami. Oficjalnie przypisuje się powstanie zamku Władysławowi Opolczykowi (przez niektórych również uznawanego za zbójnika). I raczej wyklucza się, że mógł być to jeden z kazimierzowskich orlich gniazd. Ale to nie szczątki murów robią na tu największe wrażenie, a tutejsza przyroda, objęta rezerwatem przyrody. Zamek chronią wysokie i smukłe buki, a pod nimi rozciąga się wiosenny dywan, pełen białych zawilców i śnieżyczek, fioletowych przylaszczek i kokoryczy oraz seledynowej śledziennicy skrętolistnej. Jest pięknie.
Naprzeciwko strażnicy znajduje się restauracja Dworek Ostrężnik z bardzo smacznym jedzeniem.
Szlak okrąża górę od południa, przechodząc obok Źródła Zdarzeń – tajemniczego wywierzyska, z którego co kilka lat, tak jakby przypadkowo, wypływa woda, znikając już po kilkuset metrach. Zgodnie z wiarą miejscowych, takie wypływy zwiastują wielkie choć nieszczęśliwe wydarzenie... Co ciekawe, jakieś 10 tysięcy lat temu źródła te dawały początek Prawiercicy, jednej z ważniejszych jurajskich rzek.
Wracam do lasu, wysokich sosen, piaszczystych wydm i jałowcowych ugorów. W kontraście do czerwonych liści buków odznaczają się białe skały ostańców. Dochodzę do osiedla Zastudnie, zaraz przy suliszowickim żurawiu. Dostępna jest tu wiatka odpoczynkowa, a kilka metrów za nią trzecia dziś warownia. Suliszowicka strażnica ogrodzona jest płotem. Leży w rękach prywatnych i bywa dostępna tylko czasami. Historia strażnicy przypomina tez wcześniejsze. Wybudowano ją w XIV wieku, jednak szybko została opuszczona i popadła w ruinę.
W okolicy las się przerzedza, otwiera się panoramiczne okno na okolicę. Jest bardziej sielsko-wiejsko, słychać muczące krowy. Tak dochodzę do Siedlec – typowej wioski, z kilkoma starymi domami i słynną Jaskinią na Dupce oraz Pustynią Siedlecką. Nie leżą bezpośrednio na szlaku, choć do jaskini mamy zaledwie parę dodatkowych kroków (za PTSMem). Z innych, rzadkich dziś atrakcji – są tu aż 3 sklepy.
Przed Pabianicami szlak krzyżuje się ze Szlakiem Orlich Gniazd. Jedna z tabliczek informuje mnie, że do końca szlaku pozostało 20 kilometrów! Połowa dzisiejszej trasy już za mną. Kiedy przyglądam się licznym szlakowym tabliczkom, zagaduje mnie pan, mówiąc, że podziwia tych, którzy tak wędrują tymi szlakami. On by nie poszedł nawet jakby mu zapłacili. Ja zaś robię to za darmo i to z wielką przyjemnością!
Idę dalej przez Brusy, wzdłuż drogi krzyżowej z ciekawymi rzeźbami w stylu ludowym. Dochodzę do Zrębic – ważnej jurajskiej wsi, która słynie przede wszystkim z kultu świętego Idziego. Szlak wyprowadza bezpośrednio na największą atrakcję Zrębic, czyli drewniany kościół św. Idziego Opata. Mam chwilkę, więc zasiadam przy nim na małą przekąskę, obserwując wysoką palmę, opartą o drewnianą dzwonnice, zapewne pozostałość po Niedzieli Palmowej. Pierwotny kościół powstał w 1596 roku, został jednak zburzony i postawiony na nowo pod koniec XVIII wieku. Wewnątrz znajduje się oryginalny obraz z pierwotnej kapliczki z 1652 roku.
Na horyzoncie Góry Sokole. Mój szlak skręca w prawo do malowniczo położonej na polnej miedzy kapliczki św. Idziego. Ta zbudowana z łamanego wapiennego kamienia kapliczka stoi w tym miejscu już od XVII wieku. To idealne miejsce na chwilę metafizycznego odpoczynku.
Wędruje za moim szlakiem i Dróżkami św. Idziego. Mijam małe ocembrowane źródełko, od którego wziął się cały kult św. Idziego w Zrębicach. To te źródło miał wskazać Idzi podczas panującej wtedy zarazy, mówiąc, że kto tę wodę pić będzie zostanie wyleczony. Wśród czerwonych liści pojawiają się białe ostańce, nazwane oczywiście Skałkami św. Idziego. Tu wszystko kręci się wokół świętego.
38 kilometrów to walka z czasem i ze słabościami. Choć chętnie podejmuję tego typu wyzwania, bardzo nie lubię spieszyć się na szlaku, cały czas słysząc w głowie tykanie zegarka. Duża część mojej koncentracji, zamiast na tym do dookoła, na tu i teraz, skupia się wtedy na tym pościgu, aby zdążyć na czas, na ostatni pociąg czy przed zachodem słońca.
W głowie zmieniam nazwę szlaku, a przynajmniej dzisiejszego odcinka na Szlak Sójek i Saren, spotykam je bowiem w ilościach hurtowych. Dochodzę do Przymiłowic – ciekawe komu mieszkańcy musieli się przymilać, że otrzymali tak fajną nazwę? Czyżby gościom zmierzających do zamku w Olsztynie?
Przechodzę przez tory i stację kolejową w Turowie. Za nią przestrzeń jeszcze bardziej się otwiera a szlak staje się niezwykle widokowy. Biegnie polami, nieużytkami, skrajem młodników i niewielkich lasków. Okolica jest wiejska, rolnicza, choć może bardziej porolnicza? Otaczają mnie falujące wały Wyżyny Częstochowskiej o pięknym zbożowym kolorze. W okolicy odkryto groby ciałopalne z okresu kultury łużyckiej, jednak ich lokalizacja nie jest oznaczona w terenie.
Małusy welcome to. Dotarłam do ostatniej miejscowości przed wielkim finałem. Wchodzę na ostatni wał przed zejściem do doliny Warty. Idę teraz wśród sadów owocowych, z których to przecież słyną okolice Mstowa. Wśród kwitnących na biało jabłoni na horyzoncie wznosi się już wieża kościoła w Wancerzowie, czyli mojego celu. Mijam jeszcze użytek ekologiczny o ciekawej nazwie Golizna z wielką tradycyjną barcią na drzewie.
Ulicą Wolności dochodzę do dość sporego mstowskiego Rynku, gdzie wita mnie ogromne jabłko – symbol Mstowa. Warto zwrócić uwagę na małomiasteczkową zabudowę, kilka drewnianych chałup oraz sporo niskich murowanych domów, połączonych ze sobą bramami wejściowymi. Wraz z układem urbanistycznym stanowią one zabytek.
Mstów, był dawniej znaczącym ośrodkiem, ważniejszym od Częstochowy. Stał na szlaku handlowym, pobierano tu myto na Warcie. Pracowało tu wielu rzemieślników, tkaczy, kuśnierzy, garncarzy, odbywały się słynne jarmarki. Jan Długosz pisał o Mstowie: „trawy były lepsze, bydło tłustsze i piękniejsze, a owce dawały delikatniejszą wełnę niż gdziekolwiek w Polsce”.
W Mstowie rzeka Warta oddziela Wyżynę Krakowsko-Częstochowską od Wyżyny Wieluńskiej. Przechodzę przez zabytkowy most na Warcie, przekraczając tym samym dawne granice, dwóch kultur: krakowskiej i sieradzkiej oraz dwóch diecezji: krakowskiej i gnieźnieńskiej.
Dziś jest to granica pomiędzy wsiami Mstów i Wancerzów. Po kilku krokach dochodzę do Sanktuarium Najświętszej Maryi Panny Mstowskiej i Klasztoru Kanoników Regularnych Laterańskich. Pod nim, na jednym ze starych drzew widnieje symboliczna niebieska kropka kończąca ten długodystansowy Szlak Warowni Jurajskich. Po tylu kilometrach wędrówki, widoków i wrażeń przychodzi wielka radość, ale też pewien żal, że to już koniec przygody...
Każdemu kto jeszcze waha się, zastanawia czy wybrać się na Szlak Warowni Jurajskich mogę głośno i pewnie odpowiedzieć: Tak! Zdecydowanie iść! Szlak należy do Top 5 najpiękniejszych długodystansowych szlaków w Polsce!
Rzeczywiście piękny szlak no i piękny dystans przebyty piechotką - gratki 😍
Bardzo pozytrywnie, czcionka troche mała ale dałem radę.