Czerwony szlak Południowy odczaruje każdy stereotyp o przemysłowej i mało atrakcyjnej śląskiej ziemi. Każdy kilometr szlaku prowadzi przez tereny zielone, pola, łąki, lasy a nawet puszczę. Podczas wędrówki towarzyszyć nam będzie kumkanie żab, piski mew oraz kto wie, być może z oddali obserwować nas będzie podstępny utopek. Trasa prowadzi bowiem Żabim Krajem, regionem położonym w dolinie Wisły, pełnym stawów, potoków i mokradeł.
Szlak biegnący z Nowego Bierunia do Strumienia to strzał w dziesiątkę dla tych, którzy chcieliby spędzić jeden lub kilka dni wśród zieleni i pięknych okoliczności przyrody ale w niedalekiej odległości od aglomeracji śląskiej.
Szlak rozpoczyna się przy moście na Wiśle oddzielającym Babice w województwie małopolskim i Nowy Bieruń w województwie śląskim. Jak dla mnie taki graniczny punkt to idealne miejsce na rozpoczęcie szlaku. Symboliczny początek drogi na granicy województwa, no i od razu spotkanie z królową rzek. Cały szlak prowadzi przez przepiękne tereny, zielone, spokojne, ale zróżnicowane. Nasze oczy oraz aparaty będą w pełni usatysfakcjonowane widokami jakie spotkamy na trasie.
Łączna długość szlaku to 61 kilometrów. Dobry więc będzie na dwudniowe przejście piesze, lub 1-dniową wycieczkę rowerową. Szlak ten nie jest zbyt popularny, bardziej oblegane są tylko jego fragmenty. Szlak polecam na każdą porę roku. Wiosna, jesień czy zima zaoferuje nam inny obraz otaczającej nas przyrody. Nawet latem na szlaku nie spotkamy tłumów, jest to więc dobre miejsce na ucieczkę przed miastem lub bardziej popularnymi szlakami turystycznymi. Większych skupisk ludzi możemy spodziewać się właściwie tylko w centrum Bierunia, nad jeziorem Paprocany oraz w okolicach Pszczyny. Całą resztę szlaku mamy tylko dla siebie.
Na trasie warto mieć mapkę, lub smartfona ze śladem szlaku, gdyż z jego znakowaniem w terenie bywa różnie. Są miejsca, gdzie znaków brakuje lub są prawie niewidoczne i łatwo je przeoczyć. Ale przy tak przyjemnej trasie nadrobienie kilku metrów to właściwie miłe doświadczenie.
Do Nowego Bierunia dojechać można Kolejami Śląskimi z północnych rubieży województwa. Pociąg jedzie z Kluczborka przez Lubliniec, Tarnowskie Góry, Bytom, Chorzów, Katowice, Mysłowice aż do Nowego Bierunia, w którym wysiadamy. Krótki spacer wzdłuż torów doprowadzi nas do wspomnianego mostu. Ja sama nie znalazłam wokół niego kropki zwiastującej początek szlaku, ale panorama na Wisłę wystarczająco mi to zrekompensowała.
Szlak zaczyna się znakomicie. Wędrujemy przez soczyście zielone pola, gdzieniegdzie poprzecinane łanami kwitnącego rzepaku. Początkowo towarzyszy nam Wisła, opuszczamy ją jednak aby spotkać się z nią jeszcze pod koniec szlaku.
Idziemy wałami, wśród pól lub przez spokojne drogi asfaltowe. Przechodzimy przez niewielkie połacie lasu z młodymi sosnami i modrzewiami. Mijamy stawy i niewielkie potoczki. Gdzieniegdzie w oddali pojawia się industrialny krajobraz Śląska, wysokie kominy czy kopalniane szyby. W połączeniu z otaczającą nas przyrodą ta panorama prezentuje się zjawiskowo.
Co kilka kilometrów mijamy miejsca postojowe z mapkami okolicznych szlaków, pieszych i rowerowych. Można tu odpocząć, urządzić mały piknik, choć równie dobrze nadają się do tego las lub łąka.
Niezauważalnie wchodzimy na Górę Chełmeczki, mijamy kapliczkę i przechodzimy przez tory kolejowe. Jesteśmy w Bieruniu.
Do centrum Bierunia wchodzimy mijając zabytkowy drewniany kościół św. Walentego, patrona miasta, znajdujący się na szlaku Architektury Drewnianej. Kościół jest orientowany, jednonawowy, konstrukcji zrębowej, otoczony cmentarzem. Z krytego gontem dachu wyrasta niewielka sygnaturka. Świątynie może poszczycić się relikwiami św. Walentego oraz organami z 1650 roku, jednymi z najcenniejszych na terenie Górnego Śląska.
Szlak przechodzi przez rynek Bierunia, którego układ przestrzenny stanowi typowy przykład miasta średniowiecznego. Rynek oraz wychodzące z niego ulice zdobią niewysokie kamienice o kolorowych elewacjach.
Wyjątkowa jest fontanna na rynku, która prezentuje figury utopków - Starego i Młodego Utopca oraz Kaczki. Jest to hołd oddany śląskim podaniom i wierzeniom. Te wodne demony znało kiedyś niemal każde śląskie dziecko. Utopiec to niewielka postać męska, z dłońmi i stopami zrośniętymi błoną. Zamieszkuje stawy, rzeki, potoki a nawet kałuże, rowy i studnie. Idealnym więc miejscem zamieszkania okazał się dla utopca Żabi Kraj. Tym mianem określa się obszar, przez który przebiega cały nasz szlak, czyli dzisiejszy powiat bieruńsko-lędziński oraz nadwiślański Śląsk Cieszyński. Utopiec zachęcał ludzi do wejścia do wody, kusząc ich przeróżnymi przedmiotami, których pragnęli, jak lalki, zabawki, kolorowe wstążki, konie czy cielaki. Potrafił przybierać różne postacie, ludzkie i zwierzęce. Prowadził standardowe śląskie życie, miał żonę, córki. Za dnia suszył w słońcu pierzyny, a nocą naprawiał buty. Potrafił być przyjacielski i pomagać ludziom, kosił z nimi siano, palił z chłopami fajkę. Bano się go jednak i przestrzegano przed nim, szczególnie dzieci. Woda to przecież niebezpieczny żywioł.
Opuszczamy rynek i podążamy wzdłuż przyjemnej ścieżki położonej na niewielkim wzniesieniu wzdłuż rzeki Mlecznej. Mijamy zabudowania i pustą drogę asfaltową przechodzącą przez niewielki las. Wychodzimy z niego przy moście na rzece Gostynia, w miejscu gdzie wpada do niej rzeka Mleczna. Bardzo przyjemne miejsce widokowo.
Dalej podążamy skrajem lasu, aż dochodzimy do bramy prywatnego zakładu, przez którą należy przejść. Przeskakujemy przez ulicę Barwną i podążamy dalej prostu do wsi Cielmice.
Kawałek dalej witają nas już Paprocany oraz jezioro Paprocańskie. W okolicy jest kilka sklepów, jeżeli skończą się już zapasy plecakowe. A jeżeli wędrujemy w sezonie, to otwarte będą również lodziarnie, kawiarnie czy food tracki zlokalizowane przy jeziorze. Tereny te są popularne wśród mieszkańców i turystów wypoczywających czy spacerujących wokół jeziora. My okrążamy jezioro zgodnie z czerwonym szlakiem, prowadzącym w lekkim oddaleniu od samego jeziora.
W Promnicach mijamy zameczek myśliwski z 1868 roku. Ten drewniany obiekt łączący angielski neogotyk i budownictwo szwajcarskie wybudowany został przez rodzinę Hochbergów, panujących na obszarze, przez który przechodzi nasz szlak. Byli oni w posiadaniu również takich posiadłości jak pałac w Pszczynie czy zamek Książ w Wałbrzychu.
Od teraz zaczynamy wędrówkę po pszczyńskich lasach. Z początku jeszcze uczęszczanych, później coraz bardziej dzikich i tajemniczych. Wchodzimy bowiem na teren dawnej Puszczy Pszczyńskiej. Był to niegdyś wielki obszar leśny obejmujący lasy pszczyńskie i raciborskie, a także południowe dzielnice Katowic. Niestety lata prowadzenia na tych terenach nieodpowiedzialnej gospodarki leśnej przez zamożnych właścicieli oraz bliskość industrialnego Śląska, doprowadziły do negatywnych zmian w drzewostanie oraz utraty pierwotnego charakteru lasu. Dawna puszcza jednak wciąż potrafi zachwycić. Gęsta, zielona, częściowo o charakterze naturalnym zaskakuje leśnymi łąkami, rzadkimi zbiorowiskami leśnych roślin, pięknym podszyciem turzycowym. Dzięki licznym potokom i mokradłom wyrósł tu łęg jesionowo-olszowy, licznie występuje także sosna, buk czy modrzew. Łatwo o spotkanie z jeleniem, danielem czy dzikiem.
Przez las przechodzi droga numer 1, którą musimy przejść, przeskakując metalowe barierki. Następnie droga skręca w prawo, aby doprowadzić nas do mostku ponad rzeką Korzeniec. Idziemy dalej prosto drogą asfaltową, aby po chwili znów skręcić w tereny magicznej puszczy pszczyńskiej. Miękka ścieżką uformowana przez leśne runo przynosi ulgę zmęczonym już stopom. W lesie szlak jest dość słabo oznaczony, warto więc mieć ze sobą mapę elektroniczną. Mijamy staw Żebrak, nad którym można odpocząć i posilić się na ostatnie kilometry szlaku dnia pierwszego.
Z lasu wychodzimy do wsi Studzienice. W okolicy, na terenie pszczyńskich lasów, znajduje się Rezerwat „Żubrowisko”, w którym mieszka w stanie półwolnym ponad 30 żubrów. Nasz szlak nie prowadzi przez jego tereny ale rezerwat jest dodatkową atrakcją dla tych, którzy mają nadwyżkę czasu i energii. Rezerwat powstał jako kontynuacja lokalnej tradycji hodowli żubrów zapoczątkowanej przez Jana Henryka XI Hochberga w 1865 roku. Teren żubrowiska jest ogrodzony i można go zwiedzać jedynie po wyznaczonej ścieżce.
W Studzienicach wypada połowa naszej trasy. Osoby dzielące cały szlak na połówkę mogą zacząć rozglądać się w okolicy za noclegiem (szczególnie jeżeli mamy ze sobą namiot) lub udać się dodatkowe cztery kilometry na stację kolejową we wsi Piasek, skąd odjeżdżają pociągi Kolei Śląskich. Tym, którzy mają jeszcze trochę siły polecam jednak przedłużyć trasę o dodatkowe 6 kilometrów, tak aby zakończyć ten dzień w Pszczynie. Łatwiej tu o zakwaterowanie, a stacja znajduje się niedaleko szlaku, nie trzeba więc nadrabiać nadprogramowych kilometrów.
Wędrujemy dalej wzdłuż wsi Studzienice. Przekraczamy na wskroś las Żorek. Obok stawu wchodzimy na drogę asfaltową, którą biegnie niebieska trasa rowerowa Plessówka, którą już mijaliśmy za mostem nad rzeką Korzeniec.
Od tego momentu znaki szlaku będą nas zawodzić. Tak jak do tej pory, w powiecie bieruńsko-lędzińskim oraz Tychach szlak był oznakowany dość dobrze. Tak, od Studzienic aż do końca szlaku, znaki zdecydowanie wymagają odnowienia, a bez mapy lub śladu trasy pobłądzimy.
Przechodzimy przez lasek Szachty i wychodzimy na ulicę Studzienicką, którą idziemy cały czas prosto aż do przejścia dla pieszych na drodze ekspresowej nr. 1. Za torami skręcamy w lewo i przechodzimy przez osiedle domków aż dojdziemy do mostu na Pszczynce, za którym zaczyna się już słynny pszczyński park. Mijamy Zagrodę Wsi Pszczyńskiej, gdzie zachowały się zabytki architektury drewnianej z regionu. Miejsce godne polecenia zainteresowanym kulturą ludową. Kawałek dalej znajduje się Muzeum Militarnych Dziejów Śląska, a za nim otwierają się zadbane tereny Parku Zamkowego. Park ma wyjątkową atmosferę minionej epoki. Stawy w stylu angielskim, łukowe mostki nad wijącą się Pszczynką, alejki zacienione przez wiekowe buki i dęby. W samym centrum parku stoi zabytkowy Zamek Pszczyński nazywany polskim Wersalem. Dziś Muzeum, kiedyś siedziba różnych książąt oraz rodów magnackich, jak wspomnianych wcześniej Hochbergów, którym zamek zawdzięcza obecny neobarokowy wygląd.
W okolicy Parku znajduje się kilka stoisk z lodami czy kawą. Sam szlak nie przechodzi przez Rynek, ale ci którzy mają ochotę zjeść coś konkretniejszego mogą się tam wybrać na większe co nie co.
Wchodzimy do bardziej dzikiej części parku, tak zwanego Zwierzyńca z Zagrodą Żubrów. Spacerujemy Dziką Promenadą, wąską, zarośniętą ścieżką prowadzącą wzdłuż Pszczynki, zostawiając cały ten przepych w tyle.
Wychodzimy na szeroką drogę asfaltową z rosnącym wzdłuż niej potężnym starodrzewiem.
Dochodzimy do miejscowości Łąka, która słynie z tradycyjnego obrzędu zimowego tzw. chodzeniem po mikołajstwie. Są to obchody kolędniczych band mikołajów, w których uczestniczą mieszkańcy przebrani m.in. za św. Mikołaja, Biskupa i Księdza. Jeden z powodów, dla którego warto wybrać się na szlak zimą.
Zbliżamy się do dużego Jeziora Łąka, sztucznie utworzonego zbiornika na Pszczynce. To dobre miejsce na odpoczynek, szczególnie w czasie słonecznej pogody. Zimna woda ochłodzi i przyniesie ulgę zmęczonym nogom. Przy jeziorze powstała infrastruktura turystyczna Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. A w kilku miejscach można też założyć dzikie obozowisko.
Po darmowej hydroterapii ruszamy dalej. Po prawej stronie mamy wielkie połacie wody, a po lewej otwiera się przed nami panorama na szczyty niedalekiego już Beskidu Śląskiego. Z takimi widokami przed sobą wędrujemy przez pola i łąki wzdłuż jeziora. Wkraczamy na asfalt i dolne zabudowania Wisły Wielkiej. Po chwili jednak znów wchodzimy na tereny zielone lasu Czarne Działy. W okolicy aż głośno od kumkania żab. Otaczają nas liczne stawy, a my idziemy wzdłuż potoku Stenclówka.
Wychodzimy na pola, z ponad których ponownie wyrastają beskidzkie stoki, do których przybliżamy się z każdym krokiem. Takie wędrowanie to ja rozumiem. Na polach ponownie warto włączyć ślad szlaku aby dobrze nas on przez pola przeprowadził.
Wychodzimy na główną drogę w Wiśle Małej. Wieś jest pięknie położona nad Jeziorem Goczałkowickim z panoramą gór w tle. Przechodzimy obok najważniejszego zabytku miejscowości, czyli kościoła św. Jakuba Starszego, położonego na Szlaku Architektury Drewnianej. Został wybudowany w 1775 przez cieślę Jerzego Laska zwanego Beczałą z niedalekiego Chybia. Kościół jest orientowany, zrębowy, z oryginalnym wyposażeniem w stylu baroku i rokoko. Warto przyjrzeć się szerokim sobotom oraz kamiennej chrzcielnicy z 1608 roku znajdującej się tuż przed wejściem do kościoła.
Kilka zakrętów wśród zabudowań Wisły Małej i wychodzimy na polną drogę, którą możemy już nazwać ostatnią prostą przed Strumieniem. W oddali widać już wieże Ratusza w Strumieniu.
Wkraczamy na pierwsze zabudowania Strumienia. Idziemy ulicą Graniczną, na której znajduje się słup graniczny dzielący Śląsk w czasie rozbiorów na część pruską i austriacką. Aby go zobaczyć należy na chwilkę opuścić czerwony szlak. Im bliżej centrum tym klimat bardziej miejski. Dochodzimy do zabytkowego Rynku z otaczającymi go kolorowymi kamienicami mieszczańskimi, które zastąpiły wcześniejszą zabudowę drewnianą. Na środku stoi późnobarokowy ratusz. Szlak prowadzi jedną z uliczek wychodzących z kwadratowego rynku. Mijamy miejsce, które stało się spełnieniem wielogodzinnych wizualizacji podczas trasy – lodziarnia. Pyszne, zimne i słodkie lody na gałki to chyba najlepsza nagroda za przejście tego wyjątkowego szlaku.
Z lodami w ręku i pełną satysfakcją czeka nas jeszcze jednokilometrowy spacer wzdłuż ulicy 1 Maja i Towarowej aż do dworca kolejowego gdzie kończy się nasz czerwony Szlak Południowy.
Aby wrócić do domu musimy wydłużyć naszą trasę o jakieś 6 kilometrów do dworca w Chybiu, skąd odjeżdżają pociągi do Katowic.
Mam nadzieję, że teraz już nikt nie będzie mieć wątpliwości, że Śląsk również może być zielony, ustronny i idealny na piesze wycieczki wśród bujnej przyrody.
Podzielam Twój zachwyt tym szlakiem. Ja przeszedłem go w 3 etapach w maju i czerwcu 2023. Nowy Bieruń - Tychy - Pszczyna - Strumień. Teraz zastanawiam się nad Szlakiem Polskiej Husarii.
Świetna trasa przez Żabi Kraj! Zielone oblicze Śląska znów pokazało, co ma w sobie najlepszego.
Wspomniana w tekście "Plessówka" również warta jest eksploracji - polecam tym, co na dwóch kółkach 😁
Pozdrowienia z Wielkich Hajduk 😍