Jakie obrazy macie przed oczami myśląc o Wiedniu? Walc wiedeński w eleganckim Habsburskim pałacu? Tort Sachera i wiener melange w kultowej kawiarni? Secesyjne kamienice nad modrym Dunajem? A może by tak ugryźć Wiedeń po galicyjsku?
Zainspirowana potęgą Austro-Węgier w ostatni weekend października wybieram się na krótki, bo 3-dniowy wypad do Wiednia. Będzie to mój pierwszy raz w stolicy Mitteleeuropy. Zamierzam doświadczyć Wiednia na sposób w jaki mieni się w mojej podświadomości. Nie zabraknie więc pamięci o wielkim imperium i tego co cesarskie. Jakości zaklętej zarówno w smakowitych deserów i aromatycznej kawie jak i pięknej architekturze i wnętrzach. Ciepła, przyrody oraz różnorodności. Tej takiej swojskiej.
Dzień 1
Przepis na sos austro-węgierski, tort Sachera i fiołkowe lody cesarzowej Sisi.
Z Katowic dojeżdżamy pociągiem do wiedeńskiego Hauptbanhof, skąd od razu kierujemy się do dzielnicy Hietzing, gdzie położony jest Pałac Schönbrunn. Dzisiejszy dzień rozpoczynamy od spotkania z monarchią austro-węgierską a kolejne parę godzin spędzamy w towarzystwie Franciszka Józefa oraz jego małżonki Elżbiety Bawarskiej, lepiej znanej jako Sisi.
Pałac Schönbrunn jest najchętniej odwiedzanym obiektem Wiednia, jednym z najpiękniejszych barokowych pałaców Europy oraz symbolem panujących stąd przez wieki Habsburgów. Wybudowany z przepychem na wzór paryskiego Wersalu letni pałac cesarza posiada 1441 pomieszczenia z wnętrzami pełnych zdobień, sztukaterii i bogatym wyposażeniem. Elewacja nosi ulubiony kolor Marii Teresy – kaisergelb, cesarski żółty. To właśnie cesarzowa nadała ostateczny kształt pałacowi, który rozbudowywany był przez wieki. Historia pałacu rozpoczyna się w dniu, kiedy cesarz Maciej II w tutejszym lesie, będącym terenem, polowań rodziny cesarskiej, odkrył piękne źródło Schöner Brunnen. Przez wieki podejmowano w pałacu wiele ważnych dla Europy decyzji, odbywało się wiele spotkań o historycznym znaczeniu. Między innymi cesarz Karol I podpisał tu akt abdykacji oficjalnie kończący austriacką monarchię.
Oprócz głównego pałacu znajdziemy tu leżącą na przypałacowym wzgórzu Gloriettę – łuk triumfalny oferujący piękne widoki na pałac oraz położony nad modrym Dunajem Wiedeń. Franc Josef i jego małżonka lubili jadać tu śniadania, spoglądając na nieskończoność swoich włości.
Oprócz samych eleganckich wnętrz pałacu, z apartamentami Marii Teresy, sypialnią Franciszka i Sisi czy Salą Lustrzaną zwiedzić można również Oranżerię, Palmiarnię czy piękne ogrody francuskie. Jeżeli wybieracie się także do Hofburga warto kupić (trochę tańszy) bilet łączony.
Po zwiedzaniu pora zaspokoić głód ulubionym daniem Franciszka Józefa. Tafelspitz to gotowane w bulionie różne kawałki wołowiny, podawane z dodatkami jak jabłko, chrzan, ziemniaki. Zjemy je w wielu wiedeńskich restauracjach, ale najlepsze podają w restauracji Plachetta – na przykład tej w przypałacowej dzielnicy Hietzing. Fach mają w rękach, w końcu niegdyś cała dzielnica pracowała na usługach cesarza.
Kiedy lato kończyło się, Habsburgowie wracali do swojej głównej siedziby jaką był Hofburg. I my kierujemy tam teraz swoje kroki (a dokładniej jedziemy metrem). To tu przez ponad 700 lat mieszkały pokolenia Habsburgów, począwszy od pierwszego władcy Rudolfa I do ostatniego Karola I. Hofburg to symbol autorytetu, poważania, królewskości i austriackiej kultury. W dalszym ciągu zasiadają w nim władcy Austrii, co prawda już nie cesarz a prezydent.
Na pałac składa się wiele budynków, skrzydeł, dziedzińców, bram, kaplic i pomników. Do swoich dzisiejszych rozmiarów został rozbudowywany z niewielkiego gotyckiego zamku. Najstarszą część stanowi Schweizerhof, Dziedziniec Szwajcarski z renesansową Bramą Szwajcarską. A także średniowieczna Hofburgkapell – kaplica, w której w każdą niedzielę gra Wiedeński Chór Chłopięcy.
Wnętrza pałacu udostępnione do zwiedzania to Skarbiec z insygniami i relikwiami cesarskimi, Srebrna Komnata z elementami majątku Habsburgów. Jednak największym zainteresowaniem cieszą się Muzeum Sisi oraz Kaiserappartments – cesarski kwartał zajmowany przez Franciszka Józefa oraz jego małżonkę. Wędrując po pokojach wyściełanych bordowym atłaskiem, pełnych rokokowych mebli, gobelinów i czeskich żyrandoli możemy na chwilę zerknąć jak przez dziurkę od klucza do wewnątrz cesarskiego życia. Znając historię Sisi, jej ogromny smutek, stany depresyjne deklarujemy, że chciałybyśmy się z nią zamienić za żadne cesarskie skarby. Dziś to jednak jej historia przyciąga turystów. W Muzeum Sisi zobaczyć możemy wiele charakterystycznych artefaktów, jak podarowaną przez sułtana suknię wieczoru panieńskiego z arabskimi kaligrafiami, suknię gwiaździstą z słynną biżuterią w formie diamentowych gwiazd, w której Sisi pozowała do znanego obrazu Winterhaltera czy buduar z przyrządami do ćwiczeń oraz toaletką, przed którą Sisi spędzała do 3 godzin dziennie. Przez klasyczną wystawę prowadzi nas audiobook, także w języku polskim.
Na terytorium Hofburga warto zobaczyć także budynek Austriackiej Biblioteki Narodowej, której wnętrze zdobi słynny fresk na kopule, oraz przypałacowy park Burggarten, gdzie znajduje się jedyny w Wiedniu pomnik Franza Josefa I.
Dziś wokół Hofburga panuje wielkie zamieszanie – jutro Austriacy obchodzą swoje Święto Narodowe. Opuszczamy teren pałacu przechodząc przez Michaeletor – wybudowaną z inicjatywy Franca Josefa Bramę św. Michała, łączącą stare miasto z Hofburgiem, którą nie raz przekraczała rodzina cesarska. Po prawej Hiszpańska Dworska Szkoła Jazdy konnej ze słynnymi lipicanami – biało-szarymi ogierami sprowadzonymi przez dwór cesarskie z Hiszpani do ówczesnej Lipizzy (dziś w Słowenii). Były to ulubione konie Franciszka, które zabierać miał ze sobą wszędzie. Wożono je za nim nawet pociągiem czy statkiem. Tutejsze pokazy jazdy konnej to jedno z tych arystokratycznych wydarzeń, które jakoby kontynuuje habsburskie tradycje.
Jesteśmy na Michaelerplatz, który pamięta nie tylko czasy Habsburgów, ale nawet starożytność. Co potwierdzają zachowane ślady rzymskiej osady. Nad placem góruje Michaelerkirche – jeden z najstarszych wiedeńskich kościołów, w którym po raz pierwszy wybrzmiał Requiem Mozarta (po śmierci kompozytora).
Wędrujemy przez Kohlmarkt. Kiedyś handlowano tu węglem drzewnym, dziś sprzedaje się dobra luksusowe na miarę XXI wieku. W okolicy znajdują się dwie kawiarnie od lat konkurujące ze sobą o miano najlepszego i najbardziej oryginalnego tortu Sachera.
Tort Sachera to tradycyjny wiedeński deser, zresztą nie jedyny. Tutejsze kawiarnie wręcz uginają się od jabłkowych i serowych strudli, tradycyjnych babek Gugelhupf, tortów, jak ten Esterhazy, czy słynnego w całej Austrii omletu cesarskiego Kaiserschmarrn. Jednak Sachertorte ma szczególne miejsce na wiedeńskich stole, przede wszystkim ze względu na jego wyjątkową historię.
W 1878 Eduard Sacher założył hotel, który nazwał swoim nazwiskiem. Niedługo potem zmarł a jego obowiązki sprawnie przejęła żona, Anna Fuchs. To ona zbudowała legendę hotelu, a przy okazji swoją jako barwnej postaci w towarzystwie kilkunastu buldogów. W Hotelu Sacher spotykali się wielcy i znani wiedeńskiego świata. Dyskutowali, plotkowali, wyrokowali, śpiewali. Zajadali się tortem z przepisu ojca Eduarda, Franza Sachera. Czekoladowy biszkopt, przekładany morelowym dżemem, polany glazurowaną czekoladą. Tak zasmakował wiedeńczykom, że od XIX wieku stale podawany jest w przyhotelowej Café Sacher – według starego, sekretnego przepisu. Po kawałek tego czekoladowego tortu ustawiają się dziś kolejki turystów i Wiedeńczyków. Tort stał się przedmiotem skandalu i sporu prawnego pomiędzy hotelem Sacher a Café Demel. Poszło o prawo do używania nazwy ‘tort Sachera’. Oryginalny przepis pochodzi co prawda z hotelu, lecz najstarszy syn Eduarda pracował w Café Demel, gdzie miał ten przepis udoskonalić. Tak jak niegdyś austriacki sąd, tak i my do podjęcia mamy trudną decyzję – gdzie skosztować słynnego deseru? Wybieramy Café Demel. Była to ulubiona cukiernia cesarzowej Sisi a to z nią spędzamy dzisiejsze popołudnie. Obsesyjnie dbająca o figurę Sisi (najprawdopodobniej cierpiąca na zaburzenia odżywiania) nie potrafiła odmówić sobie ciast i fiołkowych lodów z Demel K. & K. Hofzuckerbäckerei, oficjalnie dostarczających słodkości na dwór cesarski.
Spacerujemy dwoma głównymi deptakami miasta, Graben i Kartnerstrasse, z pałacami i placami, kościołami i kamienicami. Mijamy Peterskirche – ulubiony kościół Sisi, gdzie lubiła modlić się w samotności. Złotem połyskuje Pestsäule – kolumna morowa ufundowana przez cesarza po ustaniu epidemii dżumy. Obok znajduje się Donnerbrunnen – fontanna Opatrzności z czterema nagimi postaciami symbolizującymi cztery dopływy Dunaju: Traun (młodzieniec), Inn (starzec), Morawę, Anizę (kobiety). Te nagie postacie nie podobały się konserwatywnej Marii Teresie, która kazała je usunąć. Wróciły dopiero po jej śmierci.
Nieopodal znajduje się Kościół Kapucynów, gdzie w Krypcie Cesarskiej (Kaisergruft) pochowane są ciała (prawie) wszystkich Habsburgów. Ród ten miał wyjątkowy rytuał chowania ciał. Ze zmarłych usuwano wnętrzności, które zawinięte w jedwabny materiał chowano do urn (spoczywających dziś w katedrze św. Szczepana). Wierzono, że jako siedziba duszy, najważniejszym narządem jest serce – te trzymano więc osobno. Dziś 54 habsburskie serca spoczywają w kaplicy Herzerlgruft w kościele Augustianów (można odwiedzić po niedzielnej mszy). To właśnie w tym kościele, rozpoczęła się historia cesarskiego love story – w 1854 Franciszek Józef poślubił w nim Elżbietę Sisi Bawarską. Przeciwny wiekowemu procederowi habsburskich pochówków był sam Franciszek Józef, stąd on sam pochowany został bez „krojenia”. Zaś ostatnim i niespełnionym życzeniem Sisi było rozrzucenie jej prochów u wybrzeży Korfu, jej ukochanej zielonej wyspy. Franz Josef, Sisi oraz ich syn Rudolf spoczywają obok siebie w secesyjnym grobowcu w krypcie pod kościołem Kapucynów.
Wędrując dalej ulicami Wiednia, przechodzimy obok Albertina Palais, założonego przez księcia Alberta Sasko-Cieszyńskiego (na elewacji symbole Rzeczpospolitej). Mijamy Wiedeńską Operę, uznawaną za jedną z najlepszych na świecie. W premierze uczestniczył sam cesarz Franciszek z małżonką. Budynek opery piękny jest z zewnątrz a jeszcze większe wrażenie robią jego wnętrza. Przy Karlsplatz znajdują się kolejne charakterystyczne wiedeńskie instytucje – Kunstlerhaus, Muzeum Historii Wiednia czy Musikverein – Wiedeńskie Towarzystwo Muzyczne, gdzie codziennie odbywają się koncerty muzyki klasycznej. Wybranie się do opery, na musical, koncert wielkich kompozytorów czy Wiedeńskiego Chóru Chłopięcego jest jednym z must do w Wiedniu.
Przechodząc przez Karlsplatz warto zerknąć na zabytkowe pawilony dworca (metra) projektu Otto Wagnera. Delikatnie zdobione złotem i zielenią budynki to kolejne przykłady wiedeńskiej secesji użytkowej.
Nasze kroki kierujemy teraz do otoczonego ogrodami Belwederu, barokowego pałacu księcia Eugeniusza Sabaudzkiego. Przed murami miasta wybudował on swoją letnią rezydencję, na którą składa się Pałac Dolny i Górny. Pomiędzy nimi rozciągają się zadbane ogrody, w tym Ogród Botaniczny, założony z inicjatywy prywatnego lekarza Marii Teresy. Książe Sabaudzki był wielkim miłośnikiem sztuki a dziś w pałacu mieszczą się najcenniejsze zbiory austriackiej sztuki, malarstwa, w tym dzieła Gustava Klimta czy obrazy należące niegdyś do rodziny cesarskiej.
Nad Wiedniem powoli zapada zmrok. Pora i na naszą zasłużoną drzemkę, w niedalekiej odległości od dworca i Górnego Belwederu.
Dzień 2
Przepis na wiedeńską secesję, galicyjskie kanapki Trześniewskiego i najpyszniejsze place i zaułki Starego Wiednia.
Drugi dzień rozpoczynamy od śniadania w stylu galicyjskim. Dziś na naszym stole zagoszczą słynne kanapki Franciszka Trześniewskiego. Do Wiednia przyjechał z Krakowa, z odważnym pomysłem serwowania tutejszym Polakom, Galicjanom oraz Wiedeńczykom kanapek ze świeżego żytniego chleba z polską pastą jajeczną. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Odkąd w 1902 roku otwarł swój pierwszy bar, kanapki Trześniewskiego na stałe zapisały się na kulinarnej mapie Wiednia. Do kanapek, z niezliczoną dziś ilością past, tradycyjnie podaje się piwo w niewielkim kufelku zwanym pfiff (1/8 litra) – co wiąże się z galicyjską kulturą śniadankową. Dziś barów Trześniewskiego jest w Wiedniu kilka. Ten najbardziej kultowy znajduje się przy Dorotheergasse 1. Dalej hołduje mu hasło nawiązujące do prób wypowiedzenia nazwiska: Trześniewski – niewypowiadalnie dobry.
Katedra św. Szczepana położona jest w samym sercu Wiednia, wyznaczając jego środek. To symbol miasta, a Wieża Południowa Sudturm widziana jest z każdej jego części. Ze szczytu wieży, czule nazywanej przez miejscowych Steffl, rozciąga się szeroka miejska panorama. Obecna gotycka katedra pochodzi z początków XIII wieku i jest trzecią świątynią w tym miejscu. Z jej budową wiąże się ciekawa historia. Pierwsze produkowane w Wiedniu wina nie szczyciły się najwyższą jakością. Podobno bywały tak niesmaczne, że mieszkańcy chcieli wylewać je na ulice. Sprzeciwić miał się temu cesarz Fryderyk III, który kazał wykorzystać wino do zaprawy przy budowie katedry. Świątynia Stephansdom robi wrażenie, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Pełna cennych rzeźb, zdobień, wyposażenia, ołtarzy i grobowców. Najbardziej spektakularny jest dach katedry wyłożony 230 000 kolorowych glazurowanych płytek, ułożonych na kształt cesarskiego dwugłowego orła z godłem Habsburgów oraz dwóch orłów z herbami Wiednia i Austrii. Do kościoła wejść można przez Wieże Pogan lub Bramę Olbrzymów, przeznaczoną niegdyś tylko dla cesarza. W katakumbach katedry spoczywają urny z wnętrznościami zmarłych Habsburgów.
Pierwszą część dnia spędzamy na wędrowaniu ulicami Starego Miasta, przyglądając się wysokim kamienicom, wąskim uliczkom, zdobionym ścianom i licznym placom. Jedną z najbardziej uroczych uliczek Wiednia jest Schönlaterngasse – ulica Pięknej Latarni. Wąska, z kolorowymi fasadami kamienic i wiekowym kościołem Dominikanów.
Krążąc po wybrukowanych ulicach, dochodzimy do Ringstrasse – 5-kilometrowego bulwaru koliście otaczającego historyczne centrum Wiednia. Powstawał na przełomie XIX i XX wieku w miejscu wyburzonych murów miejskich. Decyzję na budowę Ringu podjął sam Franz Josef. Miał on stanowić reprezentacyjny bulwar Wiednia, najważniejszą arterię komunikacyjną oraz miejsce spacerów Wiedeńczyków. Wzdłuż Ringstrasse znajdziemy najpiękniejsze pałace i najważniejsze instytucje. Dominuje tu patetyczny i pełen przepychu historyzm. Za dnia Ring warto przejść pieszo, po zmierzchu pięknie prezentuje się z okien tramwaju.
W Stadtparku dajemy oczom odpocząć od cegieł. Ówcześni włodarze zdawali się dbać o zielone oblicze Wiednia i chętnie budowali publiczne parki. W tym, oprócz przyrody, znajdziemy słynny, złoty pomnik Straussa oraz Kursalon, salę, w której grywał sam kompozytor.
Zerkamy na Pałac Henckel von Donnersmarcków – jednego z najbogatszych rodów górnośląskich i kierujemy się na Naschmarkt – najsłynniejsze wiedeńskie targowisko. W zabytkowych halach w stylu epoki Biedermeier kupimy i zjemy produkty z całego świata. Dziś, przy sobocie, działa także pchli targ. Pełen staroci, być może pamiętających jeszcze koniec imperium. Nieopodal znajduje się Café Museum, jeżeli to już czas na kleine brauner w jednej z kultowych kawiarni.
Rodzina cesarska hołdowała tradycji, lecz nie każdemu podobało się to konserwatywne i staroświeckie otoczenie. Artystycznie sprzeciwił się temu Otto Wagner, przedstawiciel rozwijającego się na przełomie XIX i XX wieku ruchu w architekturze. Secesja (Jugendstil) była powiewem świeżości w przesiąkniętym tradycją Wiedniu. Otwieramy więc oczy w poszukiwaniu secesyjnej lekkości bytu. Niedaleko Naschmarktu, przy ulicy Linke Wienzeile stoi secesyjny gmach będący ikoną stylu, zdobiony słynną złotą główką kapusty. Kawałek dalej, przy tej samej ulicy oglądamy najpiękniejsze przykłady wiedeńskiej secesji – kamienice mieszczańskie zaprojektowane przez Wagnera. Budynki ozdobione są delikatnymi motywami kwiatowymi (nr. 40), złotymi ornamentami i rzeźbami (nr. 38). W najskromniejszej kamienicy przy Köstlergasse 3 mieszkał sam Wagner.
Secesja zepchnęła nas trochę z Ringu. Wracamy na niego spacerując kolejnymi pięknymi duktami Wiednia. Ulicą Stiegengasse i jej wąskim przesmykiem pomiędzy kamienicami, wzdłuż których rozłożyły się sklepiki i małe kawiarnie. Spittelberggasse i Gutenberggasse, przy których leżą jedne z najstarszych kamienic w Wiedniu. Spittelberg może dziś pochwalić się odnowionymi biedermeierowskimi budynkami. Niegdyś była to dzielnica robotników i rzemieślników, z alejkami pełnymi artystów, grajków i prostytutek.
Od Ringu dzieli nas jeszcze MuseumsQuartier, dzielnica wiedeńskich muzeów o światowej randze, działających na terenie dawnych stajni cesarskich. Miejsce, w którym codziennie dzieje się coś wokół sztuki, kultury, sportu, mody i muzyki. Naprzeciwko znajduje się imponujący pomnik Marii Teresy, która spogląda na miasto z prawie 20-metrowego cokołu. Po jej prawicy i lewicy umiejscowiły się majestatyczne budynki Muzeum Historii Sztuki i Muzeum Historii Naturalnej.
Ponownie stoimy pod Hofburgiem. Dziś wielkie narodowe święto, wokół pochody policji, wojska, polityków. Ringu zamknięty jest dla ruchu samochodowego. Tysiące mieszkańców Wiednia spacerują jego środkiem, słuchając żołnierskiej orkiestry, popijając sturm i zajadając Kaiserschmarrn. Powtarzamy po Wiedeńczykach, na chwilę stając się jednymi z nich.
Kierujemy się wzdłuż Ringu na północ, przechodzimy przez Volksgarten, pierwszy publiczny park Wiednia wybudowany w 1823. W niewielkim parku pełnym róż, zasiadła marmurowa wersja cesarzowej Sisi. Znad świętujących tłumów wyłaniają się budynki zainspirowanego starożytną Grecją Parlamentu, wiedeńskiego Ratusza i Uniwersytetu Wiedeńskiego. Dochodzimy do Votivparku, gdzie po nieudanym zamachu na swoje życie Franz Josef ufundował Kościół Wotywny Votivkirche. Od śmiertelnego ciosu sztyletem w szyję uratował go wojskowy mundur, który cesarz nosił z upodobaniem.
Już prawie zatoczyłyśmy pełne koło Ringu. Pora wracać do wewnątrz starówki. Jej północno-zachodnia część należy do najstarszych w Wiedniu. Tu tętniło średniowieczne życie miasta. Handlowano, targowano się, korzystało z usług rzemieślników. Przechodzimy przez dzielnicę Schottenviertel. Wśród licznych tutejszych pałaców ulokowało się Café Central – jedna z najpiękniejszych wiedeńskich kawiarni, z klasycznym wystrojem, oryginalnymi sklepieniami krzyżowymi, potężnymi kolumnami i zachowaną atmosferą przełomu wieków.
Przechodzimy przez plac Am Hof i Hoher Markt, gdzie znajduje się jeden z kultowych wiedeńskich würstelstandów. Spoglądamy na Ankeruhr – secesyjny zegar, na którym godziny pokazuje dwanaście związanych z historią Wiednia figurek. Krążymy wokół wieży Kornhäuselturm, ulic Judengasse, Fleischmarkt oraz miejskiej synagogi Stadttempel. Zachwycamy się wiekowym zaułkiem przy kościele św. Ruperta przy Ruprechtsplatz. Po czym, w przenośni i dosłownie, zostawiamy przeszłość za nami i wkraczamy w bardziej współczesne oblicze Wiednia. Choć w Wiedniu od historia i przeszłość zawsze są blisko.
Ulicą Franz-Josefs-Kai kierujemy się nad Kanał Dunajski. Przez Wiedeń przepływa jedna z najważniejszych europejskich rzek – Dunaj. To druga po Wołdze najdłuższa rzeka kontynentu. Płynie przez kraje byłego imperium austro-węgierskiego, Słowację, Węgry, Chorwację, Rumunię i Ukrainę. Nie zapominając o Austrii i Wiedniu, który Johann Strauss w swoim najsłynniejszym walcu opisuje się jako miasto położone nad pięknym, modrym Dunajem. Dunaj dzieli Wiedeń na pół. Stare Miasto i większość atrakcji znajdują się na prawym brzegu rzeki. Na lewym wyrosło zaś wiedeńskie City. Spławnym Dunajem popłyniemy z Wiednia do malowniczego regionu Wachau, z winnicami i położonymi na wzgórzach zamkami i klasztorami. A bardziej lokalnie, do leżacego pod Wiedniem Parku Narodowego Łęgów Naddunajskich (Nationalpark Donau-Auen).
Przez miasto przepływa także wybudowany pod koniec XIX wieku Kanał Dunajski. Nim także można spłynąć krótkim rejsem miejskim. Miałyśmy go w planach, lecz ostatecznie wybrałyśmy spacer wzdłuż kanału. Okolica Donaukanal nie wydała nam się wystarczająco atrakcyjna na rejs. Każdy centymetr murów wzdłuż kanału zdobi sztuka graffiti i street art. Nad wodą bawi się wiedeńska młodzież a na jednym ze statków znajduje się miejski basen i sauna. A kawałek dalej, dawne obserwatorium astronomiczne Urania.
Pragniemy poznać kolorowe i mniej nadęte oblicze Wiednia, dalekie od cesarskiego przepychu. Tego najlepiej doświadczyć pod Hundertwasserhaus – kamienicy zaprojektowanej przez Friedensreicha Hundertwassera. Ten ekscentryczny projektant tworzył wyjątkowe dzieła, kolorowe, niebanalne, ekologiczne. Łączył architekturę i ochronę środowiska. Nie znosił linii prostych, powtarzających się elementów – bo te nie występują w przyrodzie, która była jego inspiracją. Nawet podłogi były u niego krzywe. Twierdził, że linia prosta będzie upadkiem ludzkości. Wierzył, że należy porzucić to co odgradza nas od przyrody – miasta, domy, ubrania – przez co zdarzało mu się chodzić po mieście… nago.
Chętnie zamieszkałabym w tym bajkowym tworze Hundertwassera. Choć nie wiem, jak czułabym się, gdyby codziennie pod moimi oknami wystawali zaciekawieni turyści. Na fasadę kamienicy warto zerknąć z każdej strony, a także wejść do sklepu z pamiątkami Hundertwasserhaus Village, aby zobaczyć jak wizja nierównych ścian i podłóg funkcjonuje w praktyce. Nieopodal znajduje się równie bajkowy KunstHausWien – Wiedeński Dom Sztuki, muzeum prezentujące współczesną sztukę, w tym prace Hundertwassera.
Trzymamy się tej niebanalnej atmosfery stawiając swe nogi na Wyspie Dunajskiej, położonej na drugim brzegu Donaukanal. Rozłożyło się tu najstarsze na świecie wesołe miasteczko. Położone nad Dunajem zielone tereny parku Prater były terenami łowieckimi Habsburgów, kiedy w 1766 cesarz Joseph II podarował je miastu. Szybko pojawiły się pierwsze kawiarnie, restauracje a za nimi karuzele i huśtawki. W 1897 roku, czyli w rocznicę 50-lecia koronacji Franza Josefa, w parku stanął 65-metrowy Wiener Riesenrad, karuzela w formie diabelskiego młyna. Ta wiekowa karuzela i kolejny symbol Wiednia wciąż działa, oferując malownicze widoki na miasto. A te oglądać możemy także z łańcuchowej karuzeli Prater Turm. Nam brakło jednak odwagi na kręcenie się wokół 117-metrowej wieży.
Na Wyspie Dunajskiej rozciąga się także kolejny z parków miejskich, barokowy Augarten. Swoje poranne koncerty dawał tu Mozart. Na drugim brzegu Dunaju, wyrósł najwyższy punkt miasta – wieża Donauturm. My zobaczyłyśmy już wystarczająco dużo Wiednia. Ilość kroków wskazuje, że możemy już odpocząć.
Dzień 3
Przepis na jesienny sturm, Grüner Veltliner i najlepsze punkty widokowe na winnych wzgórzach Kahlenberg i Leopoldsberg.
To ostatni dzień naszej podróży przez zeszłe wieki. Rozpoczynamy go od kawy w Café Hawelka. To jedna z tych wiedeńskich instytucji, które odwiedzić po prostu trzeba. Po wypiciu Franziskanera dzień od razu staje się lepszy, nawet jeżeli w perspektywie mamy powrót do domu.
W Café Hawelka żegnamy się z dystyngowanym światem wiedeńskich kawiarni i monarchii austro-węgierskiej. Zostawiamy za sobą ciężkie kamienice i jedziemy w naturę! Tramwaj zawozi nad do Nussdorfu, jednej z północnych dzielnic Wiednia, położonych wprost na winnych wzgórzach. Jadąc tramwajem czujemy się jak w domu. Choć na Śląsku nikt nie wybudował jeszcze spalarni śmieci, która byłaby także dziełem sztuki i obiektem kulturalnym, tak jak wiedeński Spittelau – projektu, ma się rozumieć, Hundertwassera. Bardziej swojski może wydać się nam Karl Marx-Hof – najdłuższy budynek mieszkalny na świecie o długości 1100 m. Trochę ponad 200 metrów dłuższy niż słynny falowiec w Gdańsku (trzecie miejsce w Europie pod względem długości).
Wysiadamy na ostatniej stacji i rozpoczynamy nasz marsz przez spokojne osiedla Nussdorfu, aby już po chwili wspinać się na zielone wzgórza. Nie jesteśmy tu same. Winne spacery stanowią popularne zajęcie Wiedeńczyków od kiedy z końcem XIX wieku zyskiwali coraz więcej czasu wolnego. Na Kahlenberg wjeżdżała wtedy parowa kolej zębata Kahlenbergbahn, otwarta już w 1874 roku. Trekking przez las wiedeński i po porośniętych winoroślą wzgórzach to idealne połączenie aktywnego spędzania czasu z poznawaniem lokalnego kolorytu. Zdecydowanie najlepszym okresem jest jesień. To czas na sturm – mętny, tylko częściowo sfermentowany moszcz winny, takie przed-wino. Przed hucznie obchodzonym w Wiedniu dniu św. Marcina, kiedy to sturm staje się po prostu winem, następuje istny szturm na sturm. Zanim same zasiądziemy przy kieliszku tego słodkiego napoju czeka nas spory kawał spaceru.
Kierujemy się szlakiem ST10, oznaczonym drewnianymi tabliczkami. Powoli wznosimy się coraz wyżej, choć jesienna mgła zasłania nam widoki. Jednak taki spacer przez zamglone pola winorośli, również ma swoje zalety. Choć kolory lekko zblurowane, jesień objawia się w ognistych i złotych barwach otaczającej nas przyrody. Po drodze mijamy ukryte wśród krzewów winorośli karczmy heuriger, pełne degustatorów sturmu.
Trasa prowadzi asfaltową ścieżką z pięknymi widokami i dopiero pod szczytem Kahlenbergu (484 m) przeistacza się w leśny dukt. Spoglądać na miasto z szczytu Kahlenbergu uwielbiała sama cesarzowa Sisi. I na nas wrażenie robi owa panorama, choć widzimy ją dosłownie jak przez mgłę. To właśnie spod Kahlenbergu król Jan III Sobieski bronił Wiednia podczas tureckiego oblężenia w 1683 roku. Dziś polskiej historii strzeże prowadzony przez polskich księży kościół św. Józefa.
Nie poddajemy się pogodzie i ruszamy dalej. Podjeżdżamy busem na Leopoldsberg. Drugi z najlepszych punktów widokowych na Wiedeń i dolinę Dunaju. Na szczycie znajdują się stare mury kościoła Leopolda. Po nasyceniu się widokami, wracamy na zbocza Kahlenbergu przez leśne i błotniste ścieżki Wienerwaldu. Po drodze zahaczamy o jedną (no dobra, dwa) heurigery. Po czym schodzimy do dzielnicy Grinzing, z długą tradycją winiarstwa. Podobnie jak do Nussdorfu, łatwo tu dojechać zbiorkomem, stąd to niegdyś osobne miasteczko stało się bodajże najchętniej odwiedzaną winną dzielnicą Wiednia. Zanim wsiądziemy do autobusu 38, który zabierze nas z powrotem do centrum miasta i dalej na dworzec, zasiadamy jeszcze w drewnianych i ciepłych wnętrzach jednej z karczm, przy akompaniamencie Grüner Veltlinera...
Wow, sporo kilometrów nabiły wasze nogi :D Skrupulatnie przemyślany spacer po Wiedniu - zanurzony w tradycji, historii, wypchany atrakcjami. Właściwie jest gotowym planem na dobrze spędzone 3 dni w tym mieście.
Koncepcje Friedensreicha Hundertwassera przypominają mi budowle Gaudiego w Barcelonie - na przekór liniom prostym, a ku naturalnym krzywiznom, fakturom i chaosowi. Jest w tym coś ciekawego i intrygującego. Ciekawe, jakby to wyglądało w warunkach domowych? ;)