Lanckorona od lat jest jedną z bardziej popularnych ekoturystycznych destynacji. Sielska atmosfera galicyjskiego miasteczka przyciąga spragnionych autentyczności turystów. Otoczenie zielonych wzgórz, panorama beskidzkich szczytów i boskie wody Cedronu. W Lanckoronie można uciec od tupotu szybkich sprawi zerknąć na stronę dojrzałej przyrody. Naprawdę warto przyjechać tu po ten jedyny i niepowtarzalny widok z balkonu willi w Lanckoronie.
Od lat wyznaję zasadę, że najlepszym prezentem na Dzień Matki jest dobrze spędzony wspólnie czas. Najlepiej podczas fajnego, niecodziennego i kojącego zmysły wyjazdu. Oczywiście w ekoturystycznym rytmie. To czas jest dziś przecież najcenniejszy. Szczególnie ten jakościowy, czas skupienia na tym co najważniejsze.
W tym roku wybór padł na Lanckoronę. Ta niewielka dziś wieś podjęła próbę stania się wzorową ekoturystyczną destynacją. Małomiasteczkowa, drewniana zabudowa, brukowane, nierówne ulice i bliskie otoczenie gór i zielonych wzgórzy – to wszystko składa się na wyjątkową atmosferę tej miejscowości. Nie jest to jednak wioska na końcu świata. Dostępne są tu także miejskie wygody, które sprostają bardziej wymagającym turystom. Stylowe kawiarenki, lokalna kuchnia, artystyczny slow life a nawet orientalne masaże ajurwedyjskie. Lanckorona zaspokoi zarówno ciało jak i duszę.
Polecam więc sprawić mamie taką rozkoszną niespodziankę, zabierającją do miasta aniołów. Choć do Lanckorony warto przyjechać także z babcią, dziadkiem, siostrą, ciocią lub najlepiej z całą rodziną.
Lanckorona miasteczko królów, artystów i aniołów
Lanckorona to położona na Pogórzu Wielickim wieś, która dawniej była uprzywilejowanym miastem królewskim. Samą osadę założyli już w XII wieku niemieccy osadnicy, jednak historia Lanckorony rozkręca się dopiero w XIV wieku, kiedy to Kazimierz III Wielki zakłada tu miasto królewskie na prawie magdeburskim. Wtedy też nadana jest miastu nazwa od słów Land i Krone - korona kraju.
W Lanckoronie bywają królowie, szlachta, wysocy urzędnicy państwowi. Jest stolicą starostwa lanckorońskiego. Pochodzi stąd ród Lanckorońskich herbu Zadora, a jednym ze starostów lanckorońskich był Mikołaj Zebrzydowski. Po latach historycznej zawieruchy, miasto upada na znaczeniu. Zajmują je Szwedzi paląc domostwa, a w 1869 roku nawiedza Lanckoronę pożar, w wyniku którego płonie prawie cała drewniana zabudowa centrum miasta.
W latach 30 XX wieku Lanckorona traci prawa miejskie. Jednak ta administracyjna zmiana zdaje się dziś być jednym z czynników zrównoważonego rozwoju Lanckorony.
Wieś, pięknie położona na stokach Góry Lanckorońskiej, nie pozostawała obojętna dla wrażliwych na piękno artystów i szukających wytchnienia turystów z wielkich miast. Turystyka w Lanckoronie zaczęła rozwijać się już w międzywojniu, kiedy budowano słynne lanckorońskie wille w stylu zakopiańskim. Wille te, jak Tadeusz, Zamek, Modrzewiowa, Słoneczna czy Bajka, przyjmują gości do dziś. Czasy największego turystycznego rozwoju przypadają na czas po wojnie, kiedy do Lanckorony zjeżdżają artyści, malarze, reżyserzy – wielu z nich o rozpoznawalnych nazwiskach. Jednym z nich był Marek Grechuta. Piosenkarz był tak zauroczony Lanckoroną, że uczynił ją bohaterką jednego ze swoich utworów.
Dróżki do Lanckorony. Przez Golgotę, Cedron i Górę Oliwną…
Do Lanckorony możemy dostać się lokalnym busikiem z Kalwarii czy Wadowic (także własnym samochodem, ale jesteśmy przecież w trybie eko). Ja polecam jednak do tej pięknej miejscowości dojść o własnych nogach. Sama trasa jest już wyjątkową atrakcją, prowadząc przez dróżki kalwaryjskie rozłożone na połogich wzgórzach.
Kalwaria Zebrzydowska, do której już o wiele łatwiej dojechać publicznym transportem, kolejowym bądź autobusowym, to miejscowość kojarzona głównie z Sanktuarium Pasyjno-Maryjnym, jako ośrodek pielgrzymkowy oraz znana z inscenizacji Męki Pańskiej (Wielkanoc) i Zaśnięcia Marii Panny (15/VIII). Kalwaria leży jednak w okolicy, która przypadnie do gustu i tym mniej religijnym. Miasteczko jest malowniczo położone na Pogórzu Wielickim, u progu Beskidu Makowskiego, a dróżki kalwaryjskie prowadzą stokami Żaru i Wzgórz Lanckorońskich, oferując piękne panoramy. Dzieła człowieka i przyrody łączą się tu w harmonii. Dobre oko miał Mikołaj Zebrzydowski wybierając właśnie ten skrawek ziemi na swoją kalwarię.
To właśnie z postacią Mikołaja Zebrzydowskiego związana jest historia Kalwarii Zebrzydowskiej. Wojewoda krakowski i marszałek wielki koronny, znany ze swej pobożności, postanowił w 1602 roku rozpocząć budowę pierwszej na ziemiach polskich kalwarii, a dokładnie zespołu klasztornego wraz z kaplicami Drogi Męki Pańskiej. Kalwaria Zebrzydowska rozwijała się latami, co roku powstawały nowe kaplice. Plan Mikołaja kontynuowały był przez syna Jana, a następnie przez ród Czartoryskich.
Dziś na stokach Żaru, inaczej zwanego Golgotą, rozrzucone są 42 kaplice kalwaryjskie. Ich położenie jest odwzorowaniem Jerozolimy z czasów Chrystusa, opisanej przez katolickiego pisarza Chrystiana Adrichomiusa, którym zainspirował się Zebrzydowski. Podobieństwo robi wrażenie. Różnice w odległościach pomiędzy kapliczkami oryginalnej i kalwaryjskiej Golgoty nie przekraczają 100 metrów. W 1999 roku Polska Jerozolima wpisana została na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Dróżki kalwaryjskie malowniczo wkomponowują się w pogórzański krajobraz. Jedne schowane są wśród leśnych zarośli, inne rozrzucone po zadbanym parku, kolejne wyrastają tuż pod domami mieszkańców. Bez względu na wyznawaną religię, miejsce to docenić można ze względu na aspekt krajobrazowy, przyrodniczy oraz architektoniczny.
Aby wliczyć spacer kalwaryjskimi dróżkami w wycieczkę do Lanckorony, wysiadłam wraz z mamą na stacji kolejowej Kalwaria Zebrzydowska Lanckorona (podobno najdłuższa nazwa stacji kolejowej w Polsce). Stąd ulicami Kalwarii, a potem za zielonym szlakiem kierowałyśmy się w stronę Sanktuarium. Po drodze mijałyśmy szerokie błonia oraz zadbany cmentarz nr 478 z I wojny światowej (z rzadko spotykanym grobem upamiętniającym bośniackiego żołnierza muzułmanina).
Dróżki kalwaryjskie tworzą pętlę, która zawraca w dolinie Skawinki pod Lanckorońską Górą. Możemy więc wybrać jedną z dwóch opcji. Krótszą, która bezpośrednio zaprowadzi nas na most Anielski nad Cedronem lub bardziej okrężną prowadzącą stokami góry Żar. Każda z nich oferuje piękny krajobraz dookoła.
My wybieramy dłuższą wersję i szlakiem zielonym kierujemy się na grodzisko Bugaj i ruiny zamku na szczycie góry Żar. Przechodzimy obok Pustelni Pięciu Braci Polaków z kaplicą św. Marii Magdaleny – miejsca oddalonego od pozostałych kapliczek, w którym to chciał zamieszkać w ascezie sam pomysłodawca klasztoru Mikołaj Zebrzydowski. Do budowy pustelni użyto łamanego kamienia z ruin barwałdzkiego zamku.
Góra Żar. Grodzisko Bugaj i barwałdzki zamek.
Idąc zielonym szlakiem wchodzimy na jeden z ważniejszych szczytów Wzgórz Lanckorońskich – Żar. Nazwa ta, często pojawiająca się w Beskidach, nawiązuje do żaru ogniska – a to zapewne często żarzyło się niegdyś na tej górze. Palili je mieszkańcy dawnego grodziska, założonego tu przez Wiślan na przełomie IX i X wieku. Nawet dziś, na drzewach zobaczyć można słowiański znak Ręce Boga. Bugaj to wszak święte miejsce Słowian.
Kawałek dalej znajdziemy kolejną atrakcję wyrastającą na stokach Żaru. Są to ruiny owianego legendami zamku Barwałd. Kamienne fundamenty zamku są słabo zauważalne, gdyż został on zburzony już w 1477 roku przez Kazimierza Jagiellończyka. Dziś ruiny pokryte są jaskółczym zielem i konwalią majową. Dobrze zachowała się fosa i wał ziemny, łatwo więc odgadnąć, że jest to góra z przeszłością.
Zamek określany jest jako zamek oświęcimski, gdyż najprawdopodobniej został on wzniesiony przez księcia oświęcimskiego Jana I Scholastyka, jako odpowiedź na wybudowany na przeciwległej Górze Lanckorońskiej zamek Kazimierza Wielkiego. Zamek zasłynął z mało dostojnych właścicieli - małżeństwa Włodka i Katarzyny Skrzyńskich herbu Łabędź. Nie był to jedyny zamek należący do tych rycerzy-rozbójników, czyli tzw. raubritterów. O innym, tym na Wołku, wspominałam we wpisie o kulturze Beskidu Małego. Skrzyńscy napadali okoliczne wsie, rabowali przejezdnych kupców, egzekwowali haracze. A najmocniej w pamięci mieszkańców zapisała się pani Włodkowa. Zapamiętano ją jako zachłanną, mściwą i budząca grozę. Mówi się, że nawet dziś można zaobserwować tu cień Pani na Barwałdzie.
Przekraczając Cedron
Wędrując dalej zielonym szlakiem kierowałyśmy się na Stronie, aby odbić potem na wschód (już bez szlaku) w kierunku Cedronu i Lanckorony. W trakcie spaceru mogłyśmy podziwiać piękną panoramę na Beskid Makowski z górującą Koskową Górą. Po drodze minęłyśmy kapliczkę św. Onufrego stojącą tu od 1769 roku. Ciekawostką jest, że figurę tą można było dawniej obracać dookoła, tak aby św. Onufry, patron pielgrzymów, mógł zapewnić pomyślność podczas podróży w każdym kierunku.
Schodząc ze wzgórz znalazłyśmy się w dolinie Skawinki, zwanej na tym odcinku Cedronem. Nazwa nawiązuje do potoku płynącego u podnóży Góry Oliwnej w Jerozolimie, aby tym samym całym swoim krajobrazem i toponimią upodobnić się topografii Ziemi Świętej. Warto też wspomnieć, że ta niewielka rzeka stanowiła przez prawie 300 lat historyczną granicę pomiędzy czeskim Śląskiem a polską Małopolską.
Aby przedostać się z niegdysiejszego księstwa oświęcimskiego do księstwa lanckorońskiego przechodzimy przez kamienny łukowy most na Cedronie w miejscowości Brody. Przemierzały już go przed nami rzesze kalwaryjskich pątników. Integralną częścią mostu jest kaplica Strącenia Jezusa do Cedronu. Kawałek dalej, chcąc pętlą dróżek kalwaryjskich zawrócić do Kalwarii, należy przejść przez kolejny kamienny obiekt wiszący nad Cedronem – barokowy Most Anielski. Zdobią go postacie czterech kamiennych aniołów: Michała, Rafała, Gabriela i Anioła Stróża.
Po przejściu przez Cedron pozostaje nam tylko wspiąć się na Górę Lanckorońską, wędrując czarnym szlakiem, aby znaleźć się w samym centrum niezwykłego galicyjskiego miasteczka.
Ekomuzeum - drewniana zabudowa Lanckorony
Lanckorona zyskała miano ekomuzeum, gdyż jej niepowtarzalna uroda i atmosfera wraz z wyjątkową i dobrze zachowaną w drewnianych belkach historią tworzą prawdziwe muzeum bez murów.
Najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu Lanckorony jest małomiasteczkowy układ urbanistyczny z położonym na naturalnej nierówności terenu rynkiem oraz charakterystycznymi domami podcieniowymi. Warto zatrzymać się tu na chwilę, zasiąść na wyżej położonej części rynku i podziwiać zabytkową, drewnianą architekturę na tle górskich pejzaży.
W okresie największego rozwoju, czyli w drugiej połowie XVI wieku, Lanckorona była prężnym i ludnym miastem, odbywały się tu jatki miejskie i kramy sukiennicze. W 1869 roku, Lanckoronę niespodziewanie nawiedził pożar, który zniszczył starą zabudowę centrum miasta, w tym stojący na samym środku rynku nieistniejący już drewniany ratusz. Zachowało się tylko kilka starych domów. Zaraz po pożarze miasto odbudowano, zachowując dawny układ przestrzenny. Dziś już trochę zmieniony, gdyż niegdyś od rynku odchodziły tylko 4 ulice wylotowe, obecnie jest ich 7. Makietę starego rynku sprzed pożaru oglądać można w muzeum regionalnym, mieszczącym się w domu, który szczęśliwie uniknął spalenia.
Po pożarze, miasto odbudowywano przez kolejne trzy lata, między 1869 a 1872. To z tego okresu pochodzi większość drewnianych domów otaczających rynek. Są to parterowe, wąsko frontowe chaty konstrukcji zrębowej, z naczółkowo-przyczółkowymi dachami, z wysuniętymi okapami tworzącymi podcienia. Niegdyś wystawiano pod nimi towary podczas lanckorońskich targów. Domy ustawione są szczytami do rynku, posiadają sienie przejazdowe z bramami, prowadzącymi do obiektów gospodarczych na tyłach chałup. Między sobą domy oddzielone są wąskimi przejściami tzw. miedzuchami. Poza samym rynkiem domy są częściej szerokofrontowe, o układzie kalenicowym i zdobione ażurowymi balustradami.
Jednym z najstarszych, drewnianych, zabytkowych budynków w Lanckoronie jest zbudowana w 1869 roku, położona w dolnej pierzei rynku, bielona i kryta gontem chata, w której dziś mieści się Izba Muzealna im. prof. Antoniego Krajewskiego. Prezentowane są tam zabytkowe sprzęty codziennego użytku mieszkańców Lanckorony, pamiątki z czasów Konfederacji Barskiej czy wyroby lokalnego rękodzielnictwa. Jest to obowiązkowy punkt każdej wizyty w Lanckoronie.
Zgodnie z wolniej płynącym w Lanckoronie czasem, warto przespacerować się po wsi poznając jej tajemnice. Te zapisane w wiekowym drewnie, jak i ukryte gdzieś pomiędzy murami. Odpocząć na rynku z kawą czy lodami w ręce, spoglądając na słowa Marka Grechuty wymalowane na pamiątkowej studni ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy…
Atrakcje Lanckorony dla ciała i duszy
Oprócz samego zwiedzania i wchłaniania historii tego uroczego miejsca, w Dzień Matki (ale i każdy inny) warto się trochę rozpieścić. W Lanckoronie można uczynić to na wiele sposobów.
Czy to gorącą kawą i wielkim kawałkiem ciasta, czy to posiłkiem przygotowanym z dobrych, lokalnych składników. Knajpki takie jak Cafe Arka czy Czarna Owca (i nie tylko) mieszczące się w zabytkowych domach, oferują smaczną kuchnię i relaks w zielonych ogródkach na tyłach zabytkowych, drewnianych domów. Za to foodtruck i leżaki na zielonej łące przy Targowej 19 omamią nas najpiękniejszymi beskidzkimi widokami w Lanckoronie.
W restauracjach, kawiarniach, ale i przeznaczonych do tego stoiskach zakupić można dzieła lokalnych artystów, obrazy, ceramikę, rzeźby. Pamiątkowe rękodzieło dostępne jest także w muzeum przy rynku. Najbardziej popularne są lanckorońskie aniołki. Lanckorona jako Miasto Aniołów, co roku w grudniu organizuje festiwal Anioł w Miasteczku, podczas którego miasto wypełnia się aniołami i anielskimi dźwiękami. Poza tym odbywają się tu także: Jarmark Świętojański, Lanckorońska Majówka Sztuki, Festiwal dla zakochanych - Romantyczna Lanckorona czy Rajd Szlakami Konfederatów Barskich.
Lanckoronę otaczają stuletnie, drewniane wille, w których warto zanocować, aby do atmosfery wyjazdu dołożyć jeszcze dźwięk skrzypiących drewnianych podłóg oraz piękne widoki z willowych balkonów. W jednej z nich, Leśny Ogród, dostępne są nawet kojące zmysły zabiegi masażu ajurwedyjskiego.
Zapachem świeżego chleba i słodkich ciast kusi zaś prawie stuletnia piekarnia Siwek znajdująca się tuż przy rynku.
Aleją Cichych Szeptów na Górę Lanckorońską
Po kilku sporych kawałkach pysznego ciasta, zaleca się spacer wokół Góry Lanckorońskiej (545 m n.p.m.).Oplata ją sieć tras spacerowych, udostępniających spokojniejszą, zalesioną i zieloną część Lanckorony. Ścieżki powstały już w dwudziestoleciu międzywojennym, na potrzeby ówczesnych wczasowiczów. Jednak spacer wśród jodeł i świerków, w rytmie stukania dzięciołów jest równie kojący i szczególnie wskazany i dziś. Trasy są odpowiednio oznaczone i posiadają piękne nazwy: Aleja Cichych Szeptów, Aleja Zakochanych czy Dawny Trakt Królewski...
Zamek Lanckoroński
Wymienione wyżej ścieżki prowadzą na szczyt Góry Lanckorońskiej, gdzie znajduje się najstarszy zabytek wsi - Zamek Lanckoroński.
Kazimierz Wielki, często polujący w okolicach Lanckorony, postanowił na stokach Góry Lanckorońskiej wybudować zamek, który przy okazji chroniłby granicy oddzielającej rodzimy Kraków z królewską siedzibą na Wawelu od księstwa oświęcimskiego. Najprawdopodobniej zamek powstał na miejscu istniejącego drewnianego grodu.
Pierwszym burgrabią zamku był Orzeszko, później zarządzał nim Zbigniew z Brzezia herbu Zadora, protoplasta rodu Lanckorońskich. Następnie zamek przechodził z rąk do rąk, stanowiąc siedzibę starostów lanckorońskich, m.in. Jordanów, Mikołaja Zebrzydowskiego, rodu Czartoryskich czy Wielopolskich. Zarządzali nim Szwedzi podczas szwedzkiego potopu, a także konfederaci barscy pod wodzą Maurycego Beniowskiego. Podczas konfederacji barskiej, pod zamkiem rozegrały się istotne bitwy i choć nie zawsze wygrane przez konfederatów, nigdy nie doprowadziły do zdobycia zamku przez wojska rosyjskie. Po rozbiorach, znalazł się on jednak pod rządami austriackimi, a na zamku utworzono więzienie.
Sam zamek pochodzi z połowy XIV wieku. Zbudowany był z kamienia w stylu gotyckim, z dziedzińcem, dwoma wieżami i mostem zwodzonym. Legendy głoszą, że zamek połączony jest z lanckorońskim rynkiem tajemniczymi korytarzami. Podczas zaborów strażnica została wysadzona w powietrze przez władze Galicji, a potem przez lata niszczała. Zachowały się jedynie fragmenty ścian i wież oraz zarys dawnej fosy. Zamek lanckoroński przejęła dziś przyroda, porastają go krzewy i młode drzewa. Wokół znajdują się wiaty i ławki, a spomiędzy drzew wyłaniają się strzępki widoków. W najbliższej przyszłości planowana jest rewitalizacja zamku i okolicy.
Szlakiem Konfederatów Barskich – żywa lekcja historii
Podczas pobytu w Lanckoronie pogoda niekoniecznie nam sprzyjała. Tego dnia słońce schowało się za chmurami, a z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Uznałam, że będzie to dobry dzień, aby wybrać się na leśną wycieczkę śladem konfederatów barskich. Na okolicznych ziemiach toczyły się bowiem kluczowe walki konfederatów barskich przeciwko Imperium Rosyjskiemu oraz królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu. Zbrojny związek szlachty polskiej zawiązano w 1768 w Barze na Podolu, ale to zachodnia małopolska stała się głównym punktem walk. Wokół Lanckorony walczyło i zginęło wielu konfederatów, a historia konfederacji, określanej jako pierwsze powstanie narodowe jest dziś częścią lokalnego dziedzictwa kulturowego.
Wyruszamy z Lanckorony podążając za niebieskim szlakiem w kierunku Harbutowic. Schodzimy ze stoków Lanckorońskiej Góry i przechodzimy przez przysiółek Lanckorony – Dział Palecki. Na tym pięknym widokowo terenie odbywały się zacięte walki wojsk, czego dowody odnajdujemy kawałek dalej. Mijamy Krzyż Konfederatów Barskich i wchodzimy w młody las, który starzeje się z każdym krokiem. Po chwili otaczają nas już dorodne drzewa, a my jesteśmy w miejscu o wiele mówiącej nazwie - Las Groby. Pod starą lipą z kapliczką św. Michała ułożone są ziemne mogiły, pod którymi pochowano około 300 żołnierzy wojsk konfederackich, którzy zginęli w srogiej bitwie w 1771 roku. Miejscowa tradycja mówi, w miejscu leśnego cmentarza stał niegdyś niewielki drewniany kościół. W deszczowy i nostalgiczny dzień jak dziś, ta historia jest jeszcze bardziej przeszywająca.
W okolicach Lanckorony znajdują się także inne miejsca upamiętniające konfederację barską. To przez nie prowadzi Szlak Konfederatów Barskich, składający się z 10 przystanków. Oprócz punktów wspomnianych już w tekście, dodatkowo na trasie leży lanckoroński kościół św. Jana Chrzciciela, w którego podziemiach pochowano żołnierzy konfederackich czy stalowy krzyż na Przełęczy Sanguszki.
Opuszczamy Las Groby. Podążając dalej za szlakiem niebieskim idziemy skrajem lasu, zza którego wyłania się nam piękna panorama na Pasmo Babicy i Koskowej Góry.
W okolicy przysiółka Granice zbaczamy ze szlaku i kierujemy się na Drożdżówkę (wieś, nie przekąskę) a potem do wsi Skawinki, przez którą zamierzamy wrócić do Lanckorony. Po drodze mijamy zabytkowy kościół św. Joachima, leżący na Szlaku Architektury Drewnianej Małopolski. Jest to barokowa, kryta gontem świątynia z 1733 roku, zbudowana na planie krzyża greckiego. Kościół pochodzi z pobliskich Przytkowic, ale został przeniesiony do Skawiny w XX wieku. Wyposażenie jest współczesne, ale warto wejść do środka aby zobaczyć wnętrze świątyni z malowanymi słupami podtrzymującymi strop.
Powroty
Opuszczając Lanckoronę po 3 dniach przyjemnej eksploracji, uznałyśmy z mamą jednogłośnie, że jedynym słusznym zakończeniem świętowania Dnia Matki na Wzgórzach Lanckorońskich będzie spożycie kremówek na wadowickim rynku. Z Lanckorony przyjemnym spacerkiem udajemy się z powrotem do stacji kolejowej w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie wsiadamy w pociąg dawnej austriackiej linii kolejowej Miast Śląskich i Galicyjskich, łączącej pod koniec XIX wieku Kalwarię Zebrzydowską z czeskim dziś Kojetínem. Tak, historyczną linią i nigdzie nie spieszącym się pociągiem, dojeżdżamy do Wadowic. Zjadamy po kremówce na miejscu, a kolejne bierzemy ‘na drogę’ i wyruszamy już na finalny odcinek naszej drogi powrotnej do domu. Z pełną satysfakcją w sercu, głowie i żołądku.
Jak zwykle tekst przebogaty w informacje, z pięknymi zdjęciami, a dodatkowo ogromny plus za pokazywanie, że warto świętować tak, jak się lubi - wśród przyrody, historii i w ruchu! :)
Lanckorona to moja Arkadia, znam miejsca o których piszesz. Może nie wszystkie ale większość. Byłem tam trzy razy, dwa razy nocowałem w Leśnym Ogrodzie, raz w willi Zamek. W sierpniu wybieram się tam po raz czwarty.
Warto nadmienić, że Lankcorona leży na zboczu góry, co jest charakterystyczne dla południa Europy, a w Polsce jest ewenementem.
Kawiarnie lanckorońskie są niepowtarzalne. Wyróżniłbym Arka Cafe i Cafe Pensjonat na Rynku. Czarna Owca już nie istnieje. Niepowtarzalna jest tez tamtejsza społeczność - nie przez przypadek miejsce to upodobali sobie krakowscy artyści. Oprócz Grechuty lubili tu przebywać: Wajda, Szymborska, Mrożek i inny.
Warto też nadmienić, że w Lanckoronie nie widziałem żadnego baneru.
Z tego co słyszałem, prace rewitalizacyjne na zamku się rozpoczęły.
Podoba mi się…