top of page

Z wizytą u Peruna i PTT „Beskid”. Godula, Ropička i Javorový.

W jeden z ciepłych lipcowych dni wybrałam się na dwudniową wycieczkę w Beskid Śląsko-Morawski. Za swój cel obrałam dwa krajobrazowo i historycznie atrakcyjne szlaki ze słowiańskim patronatem. Drugi dzień spędziłam na strzeżonej przez Ondraszka Goduli oraz na Ropicy, którą pilnuje naczelny bóg Słowian - Perun. Zanurzyłam się w turystycznej historii regionu. Odwiedziłam Chatę Ropiczka – miejsce pierwszego polskiego schroniska w Beskidzie Śląskim/Śląsko-Morawskim. A graniczną panoramę podziwiałam z Chaty pod Jaworowym, pierwszego schroniska w Beskidach Zachodnich. To był bardzo udany dwudzionek.



Czasami przychodzi taki dzień, że chce się rzucić to wszystko i wyjechać w Beskid Śląsko-Morawski. Zielone grzbiety wyraźnie wyrastające ponad szerokimi dolinami. Słowiańscy bogowie i wałaska kultura. Prawie jak w domu, jednak trochę egzotyczniej.



Mały Jaworowy w lipcowej odsłonie...

Wczorajszy dzień był przepełniony atrakcjami. Dziś będzie spokojniej. Dłuższy szlak przez spokojne lasy przeniesie mnie wstecz, zarówno do czasów pogańskich jak i okresu, kiedy na tych ziemiach rozwijał się śląsko-polski ruch turystyczny. Długość mojej trasy przez Godulę, pasmo Ropicy i Jaworowego wyniosła 33 km.




Hnojnik – Godula - Ropička – Ropica – Javoroý – Řeka – Střítež


Kolejny dzień mojej czeskiej wędrówki spędzam w tej części Beskidu Śląsko-Morawskiego, która położona jest po przeciwnej stronie Radhoštu, zdecydowanie bliżej polskiej granicy. Od Czeskiego Cieszyna dzieli mnie dosłownie kilka minut jazdy pociągiem, którym zresztą dostaję się na początek mojej trasy, czyli do wsi Hnojnik.



Kolej zatrzymuje się na przystankach dawnej austro-węgierskiej linii kolejowej zwanej Koleją Miast Śląskich i Galicyjskich, łączącej morawski Kojetín z galicyjską Kalwarią Zebrzydowską, przejeżdżając po drodze przez Frydek Mistek, Cieszyn i Bielsko. Tę działającą do dziś linią docieram do Hnojnika, aby potem wrócić do Cieszyna ze stacji Střítež. Czeski odcinek tej linii jest bardzo przydatny dla górołazów, gdyż można sobie łatwo planować pętelki z i do dworców kolejowych. Linia kolejowa biegnie także z Czeskiego Cieszyna na południe, wzdłuż Olzy i pod wschodnimi stokami Kozubovej, Ostrego czy Jaworowego. Czeskie pociągi jeżdżą tu regularnie (raz na godzinę), są punktualne i niedrogie.


Gdzieś na Śląsku Cieszyńskim...

Z Hnojnika na Godulę


Na niewielkiej stacji w Hnojniku łapię niebieski szlak, który prowadzi mnie ulicą do wsi Komorní Lhotka. 3-kilometrowa trasa jest przyjemna widokowo, wzrok przyciąga pasmo Jaworowego, gdzie mam nadzieję dotrzeć już za parę godzin. A także bliższej Goduli, na którą zaraz będę się wspinać. Wzdłuż drogi płynie potok Černý, a mnie otaczają wiejskie zabudowania, pola i pasące się na nich krowy.


W drodze z Hnojnika na Godulę

W Ligotce Kameralnej (tak brzmi polska nazwa wsi) zmieniam szlak na żółty. To on zaprowadzi mnie na szczyt Goduli. Na przygranicznych terenach historia jest często burzliwa. Nie inaczej jest i tu, na Zaolziu. Przed wyznaczeniem nowych granic po wielkiej wojnie, tutejsze tereny były w dużej mierze zamieszkiwane przez osoby określające się jako Polacy, a których potomkowie dalej tu mieszkają stanowiąc sporą mniejszość polską. Wiele szczegółów, które napotykamy na trasie będzie to potwierdzać. Będą to między innymi różnego rodzaju napisy, nazwy czy tablice, które zachowały się z początku XX wieku. Zerkając na nazwiska strażaków wywieszone pod OSP w Ligotce, większość z nich brzmi polsko. Ciekawą atrakcją wsi są założone już w 1860 łaźnie ziołowe. Można w nich skorzystać z tradycyjnych kąpieli pokrzywowych, sosnowych, jałowcowych czy borowinowych.


Pamiątkowa tablica we wsi Guty

Mijam kościół ewangelicki Serca Pana Jezusa. Przed oraz wewnątrz kościoła (na głównym ołtarzu) także zobaczymy polskie napisy. Mieszkańcy Ligotki, byli Polakami luteranami. A kościół ten jest jednym z tzw. kościołów tolerancji, które wybudowane zostały po 1781 roku, kiedy to cesarz Józef II wydał patent tolerancyjny nadający protestantom więcej praw, w tym do obrządku religijnego.


Śpiewnik w kościele Bożego Ciała w Gutach

Droga powoli wznosi się, oferując coraz rozleglejsze widoki. Początkowo tylko na północ, na wieżę ewangelickiego kościoła, wiejskie zabudowania oraz na zurbanizowane wsie Śląska Cieszyńskiego. Trasa jest spacerowa, po wygodnej ścieżce dostępnej także dla rodzin z wózkami czy rowerzystów. Po niedługim i wygodnym spacerku staję pod szczytem Goduli.


Panorama na Lysą Horę (w tle) ze szlaku na Godulę

Na szczycie legendarnej Goduli – siedziby Ondraszka i węża Złotogłowca


Godula to najbardziej na północ wysunięty szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego. Góra o wysokości 738 metrów nie wydaje się jakoś szczególnie wyjątkowa, jednak głęboko zapisała się w kulturze regionu jako owiana legendami, związana z pogańskimi obrządkami oraz jako siedziba Ondraszka i węża Złotogłowca.



Gustaw Morcinek, ojciec cieszyńskich legend, umiejscowił podanie o wężu Złotogłowcu właśnie pod Godulą. Opowiada w nim o czasach, kiedy w Beskidach wilki nie jadły owiec, niedźwiedzie tańczyły z góralami na tylnych łapach a żmije spały z pasterzami. Beskidzki raj znikł jednak, kiedy Czarna Księżna poślubiła wielkiego zbója Ondraszka. A gdy ich syn przysiągł miłość zwykłej pastereczce Hance, jego matka w złości zamieniła go w węża Złotogłowca ze złotą koroną na głowie. Waż-syn uciekł więc z cieszyńskiego zamku na Godulę, gdzie przebywał jego ojciec. Miłość i wytrwałość Hanki była jednak tak silna, że pokonała złorzeczenie Czarnej Księżnej i z pomocą wróżki, Chwista-Pośwista, wilków, żab i bandy zbójników zdołała odczarować Złotogłowca, tak że wrócił do swojej ludzkiej postaci. A w Beskidach zwierzęta i ludzie znów ze sobą tańczyli i sobie dobrze życzyli.


Piękny bukowy las na Goduli

Główny szlak nie prowadzi przez sam wierzchołek Goduli, warto jednak dodać tych parę kroków i podążyć za odnogą żółtego szlaku. Zaraz pod szczytem zobaczymy ciekawy obiekt – pomnik upamiętniający powstanie Pierwszej Republiki Czechosłowackiej. ČSR powstała w 1918 roku. Był to czas zaraz po wielkiej wojnie, kiedy to nowe granice państw były ustalane różnymi traktatami i decyzjami politycznymi, które nie zawsze i nie każdemu się podobały. Początkowa granica polsko-czechosłowacka ustanowiona została na zasadach etnicznych (język był podstawowym kryterium oceny przynależności narodowościowej, co jeszcze nasiliło konflikt, gdyż na Zaolziu pracowało wielu przyjezdnych z Galicji, posługujących się językiem polskim). To spowodowało, że spora część ziem na zachód od Olzy przypadła właśnie Polsce (łącznie Polska otrzymała aż 76% Księstwa Cieszyńskiego, w tym zagłębie górnicze w okolicy Karwiny oraz Kolej Koszycko-Bogumińską). Polska była z tej decyzji zadowolona. Jak się jednak można domyśleć, decyzja nie spodobała się Czechosłowacji, która oponowała za utrzymaniem granic historycznych i od tej decyzji ‘odwołała’ się zbrojnie. Zaatakowała polską część Śląska Cieszyńskiego i na 2 lata zatrzymała po swojej stronie ziemie na zachód od linii Wisły. Ostatecznie granice ustalone zostały w 1920 przez Radę Ambasadorów. Jak widać, początki nowych państw jakimi były wtedy Polska i Czechosłowacja nie były wcale kolorowe. Zapewne dlatego czoło pomnika ČSR zwrócone jest w stronę ziem, które z perspektywy Czech zostały utracone w 1918 roku.


Pomnik Pierwszej ČSR zwrócony w stronę polskiej granicy

Wracam na właściwy szlak. Wraz z żółtym szlakiem biegnie tu znakowana na zielono ścieżka tematyczna, która przypomina o dość zadziornym, bo rycersko-zbójeckim charakterze tych ziem. Dziś jest to jednak zbójnictwo, które łączy a nie dzieli. Na Czantorii czekają śpiący rycerze, na Goduli spotkać zaś można Ondraszka – lokalnego zbójnika grasującego dawniej po Śląsku i Morawach. Ondraszek uznawany był za największego w tej części Beskidów zbójnika a jego osoba zapisała się w legendach, podaniach a nawet sztuce i muzyce Czech, Polski i Niemiec. Co istotne, jest to postać autentyczna, choć opowieści o tym co jakoby okradał bogatych i rozdawał biednym, są zapewne już tylko legendą. Urodził się jako Andrzej Fuciman w Janowicach koło Frydka. Grasował ze swym pomocnikiem Jurą po granicznych szczytach jak Łysa Góra, Godula, Stożek, Ostry, Girowa czy Czantoria. Legendą stał się dopiero po śmierci. Wierzy się, że schował swoje skarby na Goduli, albo że Godula połączona jest tajemnym korytarzem z Girową, gdzie także przechowywane są skarby. Dziś, projekty takich transgranicznych ścieżek zachęcają do przekraczania granic podczas swoich wędrówek, tak jak dawniej czynił to Ondraszek ze swą bandą.



Pod Godulą stoi hotel-schronisko Ondras, gdzie można napić się kofoli lub ondraszkowej mioduli, którą podobno lubił wypić słynny zbójnik. Za hotelem roztacza się piękny widok na graniczne pasmo Czantorii Wielkiej i Stożka, Baranią Górę a także hutę trzyniecką i dolinę Olzy.


Beskid Śląski spod schroniska Ondras

Idę dalej za żółtym i zielonym szlakiem, a kiedy ścieżka skręca w prawo, decyduję się iść za nią, zostawiając szlak żółty. Dzięki temu dochodzę do innego ciekawego pomnika upamiętniającego wydanie tolerancyjnego patentu, dopuszczającego obrządek luterański. W tym miejscu znajdował się jeden z wielu leśnych kościołów, gdzie ewangelicy odprawiali swoje nabożeństwa w ukryciu (o innym wspominałam tutaj). Ścieżką dochodzę do asfaltowej drogi, którą biegnie szlak zielony, mój przewodnik od tej pory. Przyjemną, wygodną i bardzo zieloną leśną ścieżką, wspinam się powolutku na Ropičkę (918 m), pod którą znajdował się ważny obiekt dla rozwoju polskiej turystyki górskiej.



Ropiczka i Polskie Towarzystwo Turystyczne „Beskid”


Na początku XX wieku, Beskid Śląski i Śląsko-Morawski stawał się coraz bardziej popularny wśród turystów posługujących się językiem polskim. Jako, że był to czas waśni na polu narodowościowym, Polacy postanowili zorganizować konkurencję dla prężnie działających, głównie niemieckich organizacji turystycznych, takich jak pionierskie Beskidenverein. Zapaleni, polscy działacze turystyczni zaczęli wydawać polskojęzyczne mapy i przewodniki (np. wydany w 1901 roku Przewodnik po Śląsku Cieszyńskim), organizowali wycieczki. W końcu postanowili zrzeszyć się w utworzonym 6 marca 1910 roku w Cieszynie Polskim Towarzystwie Turystycznym „Beskid”. Do PTT „Beskid” należeli turyści i działacze głównie ze Śląska – Cieszyńskiego i Górnego, a jego celem był rozwój polskiej turystyki górskiej na terenie Beskidu Śląskiego i Śląsko-Morawskiego.


Czerwonym szlakiem z Ropiczki na Ropicę

Po podziale Śląska Cieszyńskiego w 1920 obszar działalności jak i jego członkowie zostali przedzieleni granicą państwa, biegnącą wzdłuż linii Olzy i pasma Czantorii i Stożka. Polskie Towarzystwo Turystyczne „Beskid” zakończyło swoją działalność, choć członkowie kontynuowali swoje dzieło, od tej pory po dwóch stronach granicy. W Polsce powstał Oddział Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego „Beskid Śląski”. A w Czechosłowacji Polskie Towarzystwo Turystyczne Beskid Śląski.

Obelisk na Jaworowym upamiętniający powstanie PTTS Beskid Śląski

Czego brakowało wtedy działaczom na polskich mapach turystycznych? Górskiego schroniska, które chętnie przyjmowałoby Polaków, w przeciwieństwie do schronisk prowadzonych przez organizacje niemieckie. Plany na budowę schroniska pojawiały się wcześnie. Pierwsze jeszcze przed utworzeniem PTT Beskid, kiedy to zakupiono parcele na Czantorii. Kolejny wybór padł na Stożek. Jednak wypaliła dopiero Ropiczka, kiedy w 1913 pod jej szczytem otwarto niewielkie schronisko.



Wczoraj schronisko na Ropiczce, dziś Chata Ropička


Dziś, pod szczytem Ropiczki (918 m) znajduje się Chata Ropička. Powstała ona w miejscu spalonego schroniska PTT „Beskid” na Ropiczcepierwszego polskiego schroniska w Beskidzie Śląskim i Śląsko-Morawskim oraz drugiego na zachód od linii Raby. Było to niewielkie schronisko w stylu zakopiańskim, mieszczące na nocleg 20 osób. Schronisko było popularne, jednak nie posłużyło turystom zbyt długo. Niebawem wybuchła wojna, a w 1918 roku budynek strawił pożar o niepewnym pochodzeniu (czyżby gospodarz schroniska sam je podpalił?). Budynek nie został już przez PTT odbudowany. W zamian powstały dwa inne schroniska, położone po dwóch stronach granicy – polskie na Stożku i czechosłowackie na Kozubowej.


Teren po spalonym schronisku przeszedł w ręce ówczesnego Klub československých turistů (takie czeskie PTTK) i w 1924 roku wybudowano nowe schronisko - Bezručova chata. Przez lata zmieniali się właściciele. Dziś chata, po wielokrotnych przebudowach, funkcjonuje jako obiekt prywatny.


Pierwsze schronisko na Ropiczce to niewielki, drewniany budynek konstrukcji zrębowej, na kamiennej podmurówce, z boczną werandą.

Po chwili odpoczynku w tym historycznym miejscu oraz doładowaniu baterii w postaci smażonego sera, ruszam dalej. Zmieniam szlak na czerwony, który prowadzi mnie przez zalesione szczyty Příslopu (946 m) i Velkiego Lipovego (999 m) aż na najwyższy szczyt całego pasma – Ropicę (1083 m). Trasa jest względnie łatwa, biegnie przez leśny rezerwat przyrody Ropice, jest przyjemnie, zielono a wokół dużo dorodnych jagód.



Perun na Ropicy


Podobnie jak wczoraj na Radegaście, dziś na szczycie Ropicy znowu wita mnie słowiański bóg. Tym razem jest to Perun – pan piorunów, grzmotów, niebios i wojny. Ropica także hołduje swojej słowiańskiej historii. Drewniany pomnik Peruna – jednego z ważniejszych bogów całej Słowiańszczyzny, wypada dość licho przy potężnym, kamiennym Radogoście. Bóg piorunów przedstawiony jest jako niewysoki, szczupły, długowłosy mężczyzna, w długiej szacie, a grzmot, który trzymał na piersi nie przetrwał próby czasu i warunków atmosferycznych. Socha z roku na rok niszczeje. Mam jednak nadzieję, że kiedyś stanie tu trwalszy posąg Peruna, na wzór jego boskiego kamrata z Radegastu. Wszak jego atrybutem jest wieczna skała – twarda, skrystalizowana postać gromu. O Perunie i jego wpływie na śląskiego pierona wspomniałam także we wpisie o Szlaku Powstańców Śląskich. Tablica na szczycie informuje, że Perun stanowić ma symbol wzajemnej tolerancji pomiędzy narodami Czechów, Słowaków i Polaków. Oby nam tego strzegł!


Lichy Perun na Ropicy

Początkowo trzymam się dalej szlaku czerwonego, po chwili jednak zamiast nadrabiać drogi, decyduję się iść prosto, nieoznaczoną żadnym szlakiem ścieżką prowadzącą skrajem rezerwatu. Tym sposobem zwinnie dochodzę do przełęczy pod Šindelnią i szlaku niebieskiego. Idę dalej prosto, przez wierzchołek Szyndzielni (1003 m), szybko stając na szczycie Javorovego (1031 m). Szlak jest przyjemny, cały zalesiony, pełny kwitnących purpurowych i białych naparstnic.


Naparstnica purpurowa licznie porastała mój szlak

Javorowy vs. Jaworowy


Na Jaworowym znów zanurzam się w turystycznej historii tego górskiego pogranicza. Znajdujący się na szczytowej polanie obelisk upamiętnia powstanie w 1922 w Czechosłowacji Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Sportowego „Beskid Śląski”. Nazwa szczytu podana jest na pomniku w dwóch językach, polskim i czeskim. Na betonowej ławie wyryte są zaś nazwy okolicznych szczytów, stanowiące już od lat swoistą polsko-czeską miedzę.


Polanka na szczycie Jaworowego z falującą jak góry ławą

Szczytowa polana jest zalesiona, widoki z niej ograniczone, ale idąc dalej w kierunku Malego Javorovego trasa staje się coraz bardziej widokowa. Kończy się zaś pięknymi widokami spod Chaty Javorový.


W drodze na Mały Jaworowy


Schronisko na Jaworowym – pierwsze schronisko w Beskidach Zachodnich


Maly Javorovy (947 m) to turystycznie zagospodarowany szczyt. Znajdziemy tu schronisko górskie, kolejkę linową, wyciągi narciarskie, punkt startowy dla paralotniarzy, wieżę przekaźnikową i stanicę Horskiej služby. To tego idealna na chwilę relaksu polanka z szeroką panoramą, zarówno na te bliskie szczyty jak Wielka Czantoria czy Barania Góra, a także widoczne przy dobrej pogodzie Fatry i Tatry. Odkładam więc na chwilę plecak i zasiadam na polanie z wielkim kubkiem kofoli (wielki plus dla schroniska za plastikowe kubki wielokrotnego użytku!).

Panoramka z tarasu schroniska na Jaworowym
Grzbiety północnego skraju Beskidu Śląsko-Morawskiego wyrastające ponad Gutami i Rzeką

Chata Javorový to idealne miejsce na chwilę kontemplacji nad turystycznym dziedzictwem. Stanęło tu bowiem pierwsze w Beskidach Zachodnich schronisko górskie z prawdziwego zdarzenia (te wcześniejsze były to raczej bacówki czy chaty myśliwskie). Zostało wybudowane przez cieszyńską sekcję Beskidenverein w kwietniu 1895 roku i funkcjonowało pod nazwą Erzherzog Friedrich Schutzhaus, ku czci arcyksięcia Fryderyka z cieszyńskiej linii Habsburgów. Drugie najstarsze schronisko także powstało po dzisiejszej czeskiej stronie granicy, a trzecie w dzisiejszej Polsce – na Szyndzielni.


Schronisko na Jaworowym - spory budynek pokryty szyndziołami, stojący na kamiennej podmurówce.

Mały Jaworowy - łatwo rozpoznawalny w terenie po wysokim maszcie

Gutskie peklo - piekło, które da się lubić


Czas ruszać dalej, w stronę piekieł. Wraz za zielonym szlakiem schodzę w dół do rezerwatu przyrody Gutskie peklo, który reklamuje się hasłem – Peklo, které se vám bude líbit. I rzeczywiście, mnie się podoba!

Szlak prowadzi delikatnie opadającą stokówką przez zielony las bukowy. Pod Gutskim Sedlem, możemy zadecydować, czy wybieramy szlak niebieski do spokojniejszych Gut, czy idziemy dalej zielonym szlakiem przez wieś Řeka. Ja wybieram pierwszą opcję i przez labirynty lokalnych uliczek w Gutach i Smilovicach dostać się na stację kolejową we wsi Střítež.



Polska część Śląska Cieszyńskiego

Śmiłowice, Guty i Rzekę zamieszkuje spora mniejszość polska, która dawniej stanowiła zdecydowaną większość. To właśnie w Rzece spotykali się pierwsi działacze PTT Beskid i to w tutejszej szkole narodził się pomysł utworzenia tej polskiej organizacji turystycznej, działającej w Księstwie Cieszyńskim, należącym wtedy do Habsburgów. W Śmiłowicach urodził się były premier Jerzy Buzek. A w Gutach stał do niedawna jeden z najstarszych drewnianych kościołów w Beskidach – gotycki kościół Bożego Ciała. Wybudowano go w 1563 roku. Należał do ewangelików, aż do czasów represji kontrreformacyjnych. Świątynia dotrwała do 2017, kiedy spłonęła doszczętnie. Dziś oglądamy jej wierną kopię.


Odbudowany od zera drewniany kościół w Gutach

O jezu, wreszcie w Śmilowicach

Mijam Guty, Śmiłowice, a kiedy dochodzę do stacji w Trzycieży, nadjeżdża mój pociąg, którym wracam do Czeskiego Cieszyna. Dalej już na pieszo pokonuję tę wyznaczoną w 1920 roku granicę. Dziś, na szczęście tak jakby jej znów nie było, dzięki czemu mogę bez przeszkód i paszportów spędzać tak piękne lipcowe dwudzionki.



2 komentarze

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

2 comentarios


J
02 dic

Co za dawka historii w tym aktywnym dwudzionku 😎 Kolejna trasa tak zachęcająca, że najlepiej od razu wzięłoby się plecak i... A no tak, mamy styczeń 😄

Me gusta
EtnoEko
02 dic
Contestando a

Jak to mówią Czechy nie uciekną ;)

Me gusta
bottom of page