Zielony szlak z Goleszowa przez górę Tuł na Małą i Wielką Czantorię to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych wiosennych szlaków w Beskidzie Śląskim i jego okolicy. Wiosnę doświadcza się tu wszystkimi zmysłami. Wzrok koi widok rozległych łąk kwietnych rozsianych pod Tułem. Stopy stąpają po wapieniach i piaskowcach, na których wyrosła bogata, wiosenna flora Pogórza Cieszyńskiego oraz Beskidu Śląskiego. A przez całą trasę za nos wodzi upajający zapach czosnku niedźwiedziego.
Góra Tuł to sanktuarium przyrody Pogórza Cieszyńskiego. To miejsce dla każdego, kto kocha naturę i chce otaczać się jej organiczną magią. To także niezwykła okazja, aby podczas jednej wycieczki przejść granicę między Pogórzem Cieszyńskim a Beskidem Śląskim i poznać odmienną florę tych dwóch regionów.
Zielony szlak Goleszów - Tuł - Wielka Czantoria
Szlak rozpoczyna się kolorem zielonym na dworcu kolejowym w Goleszowie. Prowadzi przez Tuł (621 m n.p.m.) i Małą Czantorię (866 m n.p.m.), aż na polanę pod Wielką Czantorią (952 m n.p.m). Kolor szlaku został zmieniony w 2019 roku, czasami więc zielone znaki mieszają się z poprzednimi – koloru czarnego. Pod Wielką Czantorią szlak zielony należy zastąpić niebieskim, który kończy się na dworcu PKP Ustroń Zdrój. Łączna długość proponowanej przeze mnie trasy to 20 kilometrów. Można sobie drogę skrócić rozpoczynając szlak w centrum Goleszowa lub pominąć leśny odcinek i wejść na łąki pod Tułem bezpośrednio z Cisownicy. Ci, którzy chcieliby dodatkowo wejść na szczyt Wielkiej Czantorii powinni dodać jeszcze 1 kilometr.
Zielony szlak wiedzie spokojnymi ścieżkami przez las i łąki. Nie jest to trasa wymagająca, właściwie podejścia mamy tylko dwa, wpierw na Małą Czantorię, a potem na polanę pod Wielką Czantorią. Każdy piechur, powinien sobie z nimi poradzić, choć na pewno nie bez zadyszki. Szlak niebieski sprowadza szybko w dół, miejscami bywa umiarkowanie stromy.
Kropka rozpoczynająca szlak znajduje się na dworcu kolejowym w Goleszowie. Dojeżdżają tu pociągi Kolei Śląskich linii Katowice-Wisła (aktualnie remontowanej). Z łatwością dostaniemy się także do centrum miejscowości dość częstymi busami z Ustronia lub Cieszyna.
Zapraszam na opis wędrówki moją ulubioną wiosenną trasą!
Przyrodniczymi ścieżkami Pogórza Cieszyńskiego
Zaczynam szlak od jego początku, czyli spod kropki na słupie na przeciwko budynku dworca w Goleszowie. Maszeruję za znakami główną ulicą, przechodzącą przez samo centrum tej jednej z najstarszych miejscowości Śląska Cieszyńskiego. Przede mną wyrastają wieże dwóch zabytkowych kościołów, ewangelickiego oraz katolickiego. Reprezentują one wyznania mieszkańców. W tle wieży katolickiego kościoła św. Michała Archanioła widnieje Jasieniowa, niewielka góra, której stoki zaraz będę trawersować. Przechodzę obok budynku urzędu gminy, przed którym stoi tablica informująca o trasach turystycznych utworzonych w ramach programu współpracy granicznej Euroregion – Śląsk Cieszyński. Jest tam kilka które znam, ale szlak Śladami Stroju Cieszyńskiego dopisuję sobie do listy ‘do zrobienia’.
Skręcam w lewo w ulicę Cieszyńską. Zerkam na tablicę upamiętniająca pracujących w okolicznych kamieniołomach więźniów obozu Golleschau, hitlerowskiego podobozu Auschwitz. W budynku, na którym wisi tablica znajduje się Informacja Turystyczna.
Wspinam się powoli na stoki Jasieniowej opuszczając centrum Goleszowa. Dochodzę do wyrobiska po byłym kamieniołomie, w którym dziś rozbłyskują szmaragdowe wody jeziora Ton. Już od XVII w. wydobywano w okolicy wapień, który stał się istotnym elementem w rozwoju regionu.
Wspinam się ulicą Olimpijską. Mijam nieczynne skocznie narciarskie. Dziś mocno zarośnięte, kiedyś stanowiły jeden z ważniejszych ośrodków treningowych oraz kuźnię młodych talentów. Obiekt wychował takich podopiecznych jak Apoloniusz Tajner, słynny trener Adama Małysza i prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Podążam w górę drogą asfaltową, która niebawem zamienia się w młody las. Przez całą drogę widoczne są ślady po dawnych kamieniołomach. Wyrobiska pozwalają mi się przyjrzeć warstwom wapieni i łupków cieszyńskich, z których zbudowane jest podłoże, po którym stąpam, a które są najstarszymi skałami w obrębie beskidzkiego fliszu.
Podczas tej części trasy rozmyślam o relacji człowieka z przyrodą, gdyż właśnie w tej okolicy widoczne są następstwa tej znajomości. Dawniej tereny te były silnie eksploatowane przez człowieka. Wydobycie złóż doprowadziło do zmian w szacie roślinnej. Dziś to przyroda przejmuje te tereny, dawne wyrobiska porasta ponownie las oraz bogata roślinność wapieniolubna. Równowaga zostaje zachowana.
Wiosną, odcinek ten, choć nie jest najpiękniejszym lasem jaki widziałam, jest obłędnie zielony. Od tej leśnej wędrówki dostaję zielonego zawrotu głowy. Po jakimś czasie młody las zamienia się w dojrzalszą buczynę. Wychodzę z niej wprost na ulicę Zamkową w Dzięgielowie. Skręcając w prawo po kilu chwilach doszłabym do XV-wiecznego zamku rycerskiego. Ja jednak podążam za zapachem czosnku niedźwiedziego i skręcam w lewo.
Od razu wyczuwam dobry kierunek. Wzdłuż drogi, w poszyciu leśnym zauważam, a może raczej wyczuwam, kwitnący czosnek niedźwiedzi, który najwyraźniej upodobał sobie tą wilgotną miejscówkę. Czosnek niedźwiedzi najlepiej czuje się właśnie w wilgotnych lasach liściastych. Jest to roślina jadalna, z której przyrządzić można przepyszne pesto. Liście czosnku niedźwiedziego podobne są do liści trującej konwalii majowej i zimowitu jesiennego, jednak jego zapach podczas kwitnienia jest tak charakterystyczne, że ciężko go wtedy pomylić z inną rośliną. Należy jednak pamiętać, że czosnek niedźwiedzi jest pod ochroną gatunkową a możliwości jego zbioru są obecnie mocno ograniczone.
Kieruję się za znakami prowadzącymi do byłego schroniska PTTK, dziś restauracji i hotelu Pod Tułem. Kroczę drogą asfaltową, którą co chwila przejeżdżają ciężarówki wiozące kruszywo z pobliskiego czynnego kamieniołomu. Troszkę się denerwuje, że te wielkie i głośne tiry przeszkadzają mi w mojej sielankowej trasie, ale na szczęście z pomocą przychodzi mi znajomy już zapach.
Zerkam w lewo. Słyszę dźwięki potoku. Wchodzę w zarośla i mam go! Napojony wodami strumienia kwitnie sobie w pełni czosnek niedźwiedzi. Ponadto swój dom znalazły tu także inne gatunki pogórzańskiej flory, jak np. te z rodziny bodziszkowatych, o dość przewrotnych przydomkach. Nad potokiem dostrzegam rzadkiego bodziszka żałobnego, a na trasie mijam bardziej pospolitego bodziszka cuchnącego.
Po chwili znajduję się już pod samym kamieniołomem. Przyspieszam więc kroku i po chwili przekraczam granicę Parku Krajobrazowego Beskidu Śląskiego. Tym samym wchodzęna najbardziej atrakcyjny odcinek szlaku. Czuję się już bezpiecznie, pod ochroną przyrody. Wędruję wzdłuż potoku, ponownie wodzona zapachem czosnku niedźwiedziego. Nie uwolnię się już dziś od niego.
Wchodzę na wzgórze Zagoj, las robi się coraz gęstszy. Po lewej stronie rozciągają się tereny rezerwatu przyrody Zadni Gaj, chroniącego okazy cisa pospolitego naturalnego pochodzenia. Choć idę tylko jego skrajem, próbuje dostrzec w oddali te długowieczne i trujące drzewa. Nie udaje mi się, jest ich na obszarze rezerwatu jedynie około 40. Wędruję wśród buków, modrzewi, jaworów i świerków.
Łąki pod Tułem - sanktuarium łąkowej przyrody
Po chwili las się kończy i wychodzę na rozległe łąki pod Tułem. Jestem na przyrodniczej ziemi obiecanej. Kocham takie miejsca! Wiosenna przyroda w pełnym rozkwicie, bogactwo polnych kwiatów i traw. Botanicy doliczyli się tu ponad 900 gatunków. Wchodzę w łąki, obniżam poziom, aby móc z bliska przyjrzeć się kolorowym, polnym kwiatom. Odliczam obecnych: firletka poszarpana, dzwonek rozpierzchły, kozibród łąkowy, pszeniec gajowy, przytulinka czy jastrun. Rośnie tu także kilka gatunków storczyków pod ochroną gatunkową, m.in. lilia złotogłów czy podkolan biały.
Warto zajrzeć tu także jesienią aby podziwiać łany zimowitów jesiennych.
Zachwycona łąkami dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z szerokiej panoramy na czeski i polski Śląsk Cieszyński, która mnie otacza. A tuż za mną czeka góra Tuł.
Góra Tuł - kryjówka czosnku niedźwiedziego
Góra Tuł oraz podszczytowe łąki kwietne objęte były dawniej florystycznym rezerwatem przyrody, zostały jednak „zdegradowane” do formy użytku ekologicznego. Stało się to w związku z intensywną gospodarką człowieka, która pomimo ochrony doprowadziła do zaniku niektórych cennych gatunków.
Cały wierzchołek góry Tuł oblany jest morzem czosnku niedźwiedziego, który wiosną nie tylko obłędnie pachnie, ale także rozkwita białymi kwiatami. Wyobrażam sobie latający dywan czosnku niedźwiedziego, który opadł właśnie na kopułę szczytową góry Tuł i wrósł się w ten wilgotny i zalesiony wierzchołek.
Na sam szczyt nie prowadzi żaden szlak. Dostrzegam jednak ledwie widoczną wydeptaną ścieżkę prowadzącą przez łąki na górę. Pod samym wierzchołkiem robi się dość błotnie i ślisko, także idę wolno, co chwila ześlizgując się kilkanaście centymetrów w dół. To ważne, żeby w takich sytuacjach nasza wygoda nie stała się ważniejsza niż przyroda, którą odwiedzamy. Nie poszerzajmy więc szlaku depcząc po rosnących na jego skraju roślinach. Cóż będziemy wtedy podziwiać?
Siadam na łące otoczona polnymi kwiatami. Rozglądam się wokół, otacza mnie panorama na wszystkie strony świata. Po lewej podziwiam Śląsk Cieszyński wraz z wystającymi kominami trzynieckiej huty. Mrużę oczy i w oddali dostrzegam charakterystyczny stożek hałdy Szarlota w Rydułtowach. Po prawej stronie obserwuję szybujących nad Małą Czantorią paralotniarzy. Najlepszy widok jednak przede mną. Patrzę na zielone polany, których koszeniem ze smakiem zajęte są krowy. Obserwuję tych kilka gospodarstw rozrzuconych na przeciwległych wzgórzach i rozmyślam. Jakby ktoś zaoferował mi możliwość zamieszkania w jakimkolwiek miejscu na ziemi, to wybrałabym właśnie te zielone wzgórza.
Schodzę z góry i dołączam do szlaku, który prowadzić będzie odtąd niezwykle malowniczą polną drogą wśród pasących się krów i owiec, oferującą przy tym wspaniałe widoki na polskie i czeskie Beskidy. Ponadto dostrzegam jeszcze storczyka męskiego, zagrożonego wyginięciem, dziś do spotkanie głównie w górach. Z polnej drogi obsadzonej starymi paklonami, czyli polnymi klonami, wychodzę na drogę asfaltową, ale sielski krajobraz pozostaje. Takie trasy lubię najbardziej!
Uwaga! Przyroda na wysokości
Opuszczam Pogórze Cieszyńskie i jego niezwykłą florą porastającą wapienne podłoże. Wkraczam w Beskid Śląski. Znajduje się na granicznej Przełęczy pod Tułem. Odwracam się, aby po raz ostatni zerknąć na górę Tuł i ruszam dalej w las, tym razem poznać beskidzką przyrodę, której nie straszne wysokości.
Wśród buków wspinam się stokiem Małej Czantorii pokrytym jeszcze zeszłorocznymi, brunatnymi liśćmi. Droga jest dość stroma, ale coraz niższe słońce pięknie oświetla bukowy las. Patrzę pod nogi i obserwując rumowisko piaskowców nie zauważam nawet kiedy dochodzę na szczyt Małej Czantorii. Z samego wierzchołka widoki są ograniczone, ale wystarczy przejść kawałek w dół za szlakiem, aby ukazała nam się panorama na szereg szczytów Beskidu Śląskiego. W całej okazałości ukazuje się Równica, Błatnia, Klimczok, Skrzyczne i oczywiście Czantoria Wielka, na którą teraz zmierzam. To dobre miejsce, na popas na polanie i podziwianie tych nieziemskich widoków.
Idę dalej drogą przez polanę, na której zauważam kępki ciemiężycy zielonej, dość rzadkiego gatunku, któremu ewidentnie spodobało się na stokach Czantorii.
Wspominam moją ostatnią wizytę na Małej Czantorii, podczas której jadłam posiłek razem z całkiem sporym stadkiem wypasanych tu owiec. Polany na Małej i Wielkiej Czantorii to dawny ośrodek tradycyjnego szałaśnictwa. Jeden z większych w Beskidzie Śląskim. Przez wiele lat polany stały puste, jednak dziś dzięki programowi Owca Plus kultywuje się tradycje pasterskie, a owce znów zawitały na polany pod Małą Czantorią. Pasterskie szałasy są widoczne z pod wyciągu na Poniwcu.
Droga wznosi się oraz zarasta świerkami i krzewami borówki czarnej. Podążam teraz szlakiem granicznym. Po prawej mijam czeski rezerwat Čantoryje, chroniący naturalne lasy regla dolnego z buczyną oraz leciwymi okazami jaworów i cisów pospolitych. Po chwili dochodzę do polany, na której stoi słynne czeskie schronisko oferujące czeskie piwo oraz smažený sýr, hranolky i tatarská omáčka.
Na tej polanie także prowadzony był dawniej wypas owiec. W 1913 roku zginął tu nawet 12-letni pasterz, który zamarzł szukając zaginionej owieczki podczas zadymy śnieżnej.
Szlak zielony prowadzi dalej w kierunku Wielkiej Czantorii. Ja jednak wybieram przyrodę i kierują się w dół szlakiem niebieskim przez rezerwat leśny Czantoria. Podążam wśród świerków i młodych buków, uważnie stąpam po mokrych skałach, po których spływają wody potoku. Tak jak na pogórzańskiej części trasy, tu również przyglądam się warstwom skał, z których zbudowany jest Beskid Śląski. Gdzieniegdzie odsłaniają się bowiem warstwy piaskowców i łupków. Wyrasta z nich zakręcona wietlica samicza, paproć lubująca się w lasach regla dolnego i kwaśnej buczyny karpackiej.
Tym pięknym lasem z okazami jaworów, jesionów i jodeł schodzę w dół do Ustronia. Przechodzę przez mostek na potoku Poniwiec i jestem w mieście. Bulwarami nad Wisłą szlak doprowadza mnie do stacji PKP Ustroń Zdrój, gdzie oficjalnie kończę tą piękną przyrodniczą wędrówkę skrajem Pogórza i Beskidu Śląskiego.
Już wiem, że wrócę na ten szlak za rok, kiedy na górze Tuł znów zakwitnie czosnek niedźwiedzi.
Przyroda czyni cuda! A autorka wpisu posiada wrażliwość, by to dostrzec, sfotografować i opisać - brawo 😀