Znajdujący się na Wyżynie Wieluńskiej Załęczański Park Krajobrazowy to zielone miejsce pełne spokoju i nienachalnego uroku. Nie znajdziecie tu miliona atrakcji. Jest za to zataczająca wielki łuk Warta, domek w lesie oraz czas płynący w rytmie kołyszących się na wietrze sosen.
Załęczański Park Krajobrazowy był miejscem, które od lat widniało na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Pewnego słonecznego jesiennego weekendu nadarzyła się ku temu okazja. W planie wycieczka rowerowa wzdłuż Warty, piesza wędrówka w poszukiwaniu jurajskich śladów oraz wypoczynek w domku w lesie.
Główną bohaterką parku jest rzeka Warta, która na tym obszarze zatacza łuk, zakręcając o prawie 360 stopni. Stąd obszar ten nazywany jest Wielkim Łukiem Warty. Rzeka płynie tu szeroko, dzikim i meandrującym nurtem, przełamując się przez wapienne skały. Nad Wartą, we wsi Drobnice nagrywano sceny do filmu Nad Niemnem, gdzie „grała” rolę krętego i dzikiego Niemna. Chroniony parkiem krajobrazowym 40-kilometrowy przełomowy odcinek Warty, od Działoszyna po Kochlew, uznawany jest za najbardziej malowniczy odcinek rzeki w całym jej biegu.
Załęczański Park Krajobrazowy został założony jako czwarty najstarszy park krajobrazowy w Polsce. Leży w województwie łódzkim, choć jego fragment sięga także za granicę województwa śląskiego i opolskiego. Geologicznie obszar parku należy do Jury Wieluńskiej – mniej znanej siostry Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Nie jest ona tak spektakularna, choć powstała w tym samym okresie i z tych samych wapieni jurajskich będących pozostałością po ciepłym morzu pokrywającym niegdyś te tereny. Zalegające na dnie morza amonity, belemnity, gąbki, ramienionogi czy jeżowce stworzyły pokłady wapiennych skał, które dziś, wraz z fauną, florą i całym jurajskim krajobrazem doliny Warty chroni Załęczański Park Krajobrazowy.
Las i kras, czyli co robić w Załęczańskim Parku Krajobrazowym?
Las, kras, rzeka i wieś – tak w skrócie opisałabym Załęczański Park Krajobrazowy. Dla jednych to mało, dla innych zupełnie wystarczająco.
Zacznijmy od lasu. Połowę obszaru parku zajmują pełne sosny, jałowca i starych dębów lasy. Można po nich wędrować godzinami, jeździć rowerem, zażywać kąpieli leśnych, wdychać żywiczne olejki eteryczne. Na to idealnie nada się pora jesienna – kolorowa, melancholijna i refleksyjna. Nie jest bowiem tajemnicą, że tutejsze lasy pełne są grzybów. Większość napotkanych osób chodzić będzie w kaloszach, z wiklinowym koszykiem w dłoniach i ze spuszczoną głową.
Załęczańskie bory to wspaniałe miejsce na nocleg w lesie. Znajdziemy tu wiele ośrodków oferujących noclegi w drewnianych domkach czy brdach otoczonych pnącymi się wysoko sosnami. Dla mieszczuchów spragnionych kontaktu z naturą to strzał w dziesiątkę.
Park najlepiej zwiedzać na pieszo albo na rowerze. W okolicy znajdziemy wiele dobrze oznaczonych i opisanych szlaków pieszych i rowerowych. Przez las i wzdłuż Warty biegnie Nadwarciański Szlak Bursztynowy, Szlak Nadwarciańskich Krajobrazów (EWI-7), Załęczańskim Łukiem Warty (EWI-6), Szlak Zjawisk Naturalnych (EWI-10) oraz inne. Dla pieszych zaś przygotowano Szlak Jury Wieluńskiej – główny szlak, odpowiednik szlaku Orlich Gniazd na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, szlak Przełomu Warty przez Wyżynę Wieluńską – biegnący wzdłuż dwóch przełomów rzecznych - Działoszyńskiego i Krzeczowskiego, szlak Rezerwatów Przyrody oraz ścieżki edukacyjne prowadzące do najciekawszych atrakcji.
Pomimo wielu szlaków, tereny te są dalekie od tłumów. Czeka nas tu leśna harmonia i spokojny nurt Warty. A ten warto wykorzystać na spływ. Warta na tym obszarze jest wręcz idealna na spływy kajakowe. Szeroka choć w miarę płytka, a więc bezpieczna rzeka płynie przez piękne krajobrazy, przełamując się przez jurajskie ostańce. Czego więcej chcieć? Spływ zorganizują nam rodzinne firmy, a dystans możemy dobrać do chęci i możliwości.
Jurajski charakter okolicy przejawia się w wapiennych ostańcach oraz licznych tu zjawiskach krasowych. Na terenie parku i w jego bliskiej okolicy znajdziemy liczne jaskinie, źródła krasowe, wapienne skały. Kras może więc stać się naszym przewodnikiem po parku. Warto odwiedzić największy tutejszy ostaniec – Górę Zelce w rezerwacie Węże i zanurzyć się w świecie ciepłolubnej roślinności, charakterystycznej dla Jury. W skalnych szczelinach poszukać możemy zanokcicy skalnej, paprotnicy kruchej, rojnika pospolitego czy rozchodnika ostrego.
Jaskiń jest tu od groma, choć są one niedostępne turystycznie. Znajdziemy tu jedną z najcenniejszych jaskiń województwa śląskiego a także całej Jury Polskiej – jaskinię Szachownica. Jest to jedna z najdłuższych jaskiń na Jurze, ale przede wszystkim jest niezwykle istotna dla zachowania kolonii nietoperzy. Zarówno Szachownica jak i inne jaskinie Jury Wieluńskiej są kluczowym miejscem zimowania i rozrodu wielu gatunków polskich nietoperzy.
Ślady jurajskiej przeszłości odnajdujemy w licznych kamieniołomach, z których okoliczna ludność pozyskiwała kamień wapienny wykorzystywany jako budulec lub do wypału wapna. W ścianach kamieniołomów dopatrzyć się można morskich skamieniałości. Niedawno odkryto nowy gatunek amonita, którego nazwano Vielunia.
Poza przyrodniczymi atrakcjami, w Załęczańskim Parku Krajobrazowym płynie od wieków zwyczajne życie. Człowiek także przyczynił się do utworzenia tutejszego krajobrazu. Podczas wycieczek poznać możemy charakterystyczne dla regionu wytwory ludzkich rąk. Domy lub stodoły z wapnienia kamiennego, zabytkowy młyn wodny nad Wartą czy ceglane wapienniki – prymitywne piece do wypalania wapnia, będące dziś charakterystycznym element krajobrazu Parku, choć z roku na rok zanikającym.
Unikatem na skalę całego kraju są drewniane XVI-wieczne kościoły typu wieluńskiego, które zobaczyć możemy w kilku wsiach, Łaszewie Rządowym, Gaszynie, Popowicach, Grębieniu, Wierzbiu czy Kadłubie. Charakteryzują się prostą jednonawową bryłą z węższym prezbiterium. Świątynie są orientowane, modrzewiowe, z dachem krytym gontem i ze skromną wieżą nie przekraczającą swym wzrostem kalenicy nawy. Wieluńskie kościoły są bogato zdobione wewnątrz.
Na Jurze Wieluńskiej nietrudno cofnąć się w przeszłość, nawet tą wczesną, wręcz prehistoryczną. Po ustąpieniu lądolodu tereny te pokryły się tundrą, pojawiły się renifery i zaraz za nimi zamieszkujący te tereny łowcy reniferów. W okolicy odkryto wiele śladów po osadach, chatach, paleniskach. Różne narzędzia, naczynia. A także szczątki ludzi czy zwierząt. Liczne są stanowiska archeologiczne. Słynne są kurhany książęce z okolic Przywozu odkrywające przed nami tajemnice ciałopalnego obrządku pogrzebowego. Tutejsze położone nad rzeką, żyzne i z dobrym klimatem tereny były stale i licznie zamieszkałe od czasów prehistorycznych. Ich pozycję wzmocniło położenie na szlaku handlowym biegnącym ze z Wielkopolski i Śląska na Ruś.
Załęczańskiego Parku Krajobrazowego nie znajdziemy na liście najpopularniejszych polskich destynacji turystycznych. Nie króluje na Instagramie. Stąd idealnie nadaje się na niespieszne wakacje, z dala od pędu dzisiejszego świata.
Trasa rowerowa – Dzień 1
Nadwarciański Szlak Bursztynowy i Szlak Nadwarciańskich Krajobrazów – wzdłuż Warty, kurhany książęce w Przywozie, Pustkowie, Wronią Wodę, Górę św. Genowefy i wapienniki pod Działoszynem.
Pociągiem dojeżdżam do Pątnowa Wieluńskiego. Dobrym pomysłem jest też dojazd bezpośrednio do Wielunia, który jest bardzo przyjemnym miasteczkiem – niegdyś ważnym punktem na mapach średniowiecznej Polski, a gdzie zachowało się wiele zabytków architektury. Ja z Pątnowa kieruję się na Łaszew, aby po drodze nad Wartę rzucić okiem na jedną z wieluńskich drewnianych świątyń. Zatrzymuje się pod kościołem św. Jana Chrzciciela pilnowanym przez nietypowe stado owiec, kur i psów. Spoglądam na ten w pełni zachowany, XVI-wieczny, prosty styl świątyni. Ileż to czasu upłynęło, ile historii ludzkich wydarzyło w tej małej wsi. A kościół niezmiennie trwa i jest tego niemym świadkiem.
Jadąc spokojnymi ulicami z widokiem na pola i wał Wyżyny Wieluńskiej kierują się na docelowy punkt startu mojej trasy, czyli nad Wartę w Toporowie. Sama zatoczę za chwilę łuk. W Toporowie przekraczam drewniany most na Warcie i wjeżdżam do Kamionu. Te dwie, małe dziś wsie dawniej stanowiły ważne, położone na szlaku handlowym ośrodki miejskie. W Kamionie, gdzie przekraczano Wartę była komora celna. Z tych dawnych czasów zachowała się jedynie Warta oraz drewniana kapliczka, pochodzącą z XVIII wieku.
Za przewodnika obieram sobie rowerowy Szlak Przełomu Krzeszowskiego, który prowadzi mnie świetną ścieżką (choć mocno piaszczystą) wzdłuż Warty, przez wąwóz oraz las. I to nie byle jaki, bo pozostałość poligonu wojskowego z II RP.
Wyjeżdżam w Krzeczowie i zataczając ów łuk wracam w kierunku Toporowa. Tym razem wygodnym asfaltem. Odtąd prowadzić mnie będzie Nadwarciański Szlak Bursztynowy biegnący spokojnymi ulicami tutejszych wsi. Rozglądam się dookoła, niewiele tu ciekawej zabudowy. Czasami zdarzy się jakaś drewniana stodoła czy dom z kamienia wapiennego. Króluje polska kostka oraz, co zwraca moją uwagę, domy w dworkowym stylu, z kolumnami, kamiennymi lwami – taki pseudoluksusowy kicz.
Tak docieram do Przywozu, gdzie kilka metrów od Warty odnaleziono a potem zrekonstruowano dwa kurhany ciałopalne. W tychże okazałych grobach na przełomie II/III w. n.e pochowano, wraz z darami grobowymi, członków miejscowej ludności. Nie byli to jednak zwykli obywatele a osoby z wyższych warstw społecznych, jak władcy plemienni czy kapłani – stąd kurhany nazwano książęcymi. Pomiędzy kurhanami istniała w tym czasie osada kultury przeworskiej.
Po chwili kolejnej zadumy nad historią i czasem, ruszam dalej wąską drogą wśród sosen, z rozlewającą się szeroko Wartą oraz kreatywnością mieszkańców Pustkowia. Jak na tak niewielką kolonię, znajdziemy tu wiele wyrazów artystycznego ducha. I tak za Zadupiem nad Wartą zobaczymy rowerową instalację na drzewach.
Teraz chwila dla serca. Szlak wznosi się na położone na wzgórzu pola w okolicy wsi Bieniec. Nie byłoby tak źle, gdyby nie silny wiatr wiejący z naprzeciwka, który zmusza mnie do podwójnej pracy. Przynajmniej widoki stają się coraz rozleglejsze. Zaraz będzie z górki. Jadę przez Kępowiznę, zabytkowy młyn wodny i dalej wzdłuż nadwarciańskiej skarpy (jadę leśnym skrótem, ale można też trzymać się asfaltu omijając piaszczystą nawierzchnię). W końcu wjeżdżam do najważniejszej wsi w okolicy – tej, która nadała nazwę całemu parkowi. Załęcze Wielkie (wraz z Załęczem Małym) to wciąż spokojna okolica niewyróżniające się dziś niczym szczególnym.
Tu zostawiam Nadwarciański Szlak Bursztynowy i częstuję się Szlakiem Nadwarciańskich Krajobrazów (EWI-7). W wiatce nad Wartą robię chwile przerwy na lokalne jabłka, wyglądają i smakują wybornie. Przekraczając most nad Wartą, przenoszę się trochę w przeszłość. To właśnie tu na prawym brzegu Warty leżała kiedyś wieś Załęcze. W związku z powodziami przeniosła się na drugi brzeg a po tej stronie została osada Piaski. Wyobrażam sobie, że tak wyglądało niegdyś Załęcze czy inne nadwarciańskie wsie. Z szutrową drogą, kilkoma drewnianymi zagrodami, starym sadem i typowo wiejskim krajobrazem. Jest tu ciszej i spokojniej niż po drugiej stronie Warty, choć i tamte okolice nie należą do zbyt hałaśliwych.
Jadę przez Piaski, Bukowce i cały ten nadwarciański odcinek okazuje się być moim ulubionym. Stara droga, wiejski mir, meandrująca Warta a na horyzoncie ściana zielonego lasu. Krajobrazowo 10/10.
Co prawda tutejsze sosnowe lasy nie są przyjaciółmi rowerzystów, staram się nie zburzyć wszechpanującego spokoju moim podenerwowaniem na piaszczystą nawierzchnię. Wdycham sosnowe olejki, wyszukuję czarcich mioteł (jest ich tu sporo) i skupiam się na mijanych po drodze leśnych atrakcjach. Pierwszą jest Wronia Woda, ukryte w lesie starorzecze Warty. Mam je pod sobą, czyli skarpą, na której stoję i która stromo opada ku dolinie Warty. Widok nienajlepsze, bo Wronia Woda pokryta jest śródleśnymi zaroślami i szuwarami. Te zaś chętnie wykorzystują ptaki, kaczki czy żurawie.
Na podobnie stromym stoku znajduje się leżąca kawałek dalej Góra Świętej Genowefy – jeden z ostańców jurajskich, tworzących wraz z leżącą na przeciwnym brzegu Warty Górą Wapiennik skalną bramę będącą częścią Działoszyńskiego przełomu Warty. Góra Św. Genowefy ma mocno porowaty charakter, potwierdzający jej morskie pochodzenie oraz silne działanie krasu. W wapiennych zakamarkach odnajduję rojnika pospolitego, na którego mięsistych liściach usiadły owoce jałowca. Wokół góry wytworzyło się wiele miejscowych legend. Niektórym przypomina ona ludzką czaszkę – niestety moja wyobraźnia nie sięga tak daleko. Zatrzymała się na Skalnej Czaszce w Górach Stołowych.
Na chwilę zerkam też na Żabi Staw, cały zarośnięty trzcinowiskiem. Według tablic informacyjnych miejsce to jest siedliskiem wielu żab. Nie wiem jednak czy rzekotki, kumaki czy ropuchy dalej tak licznie tu występują.
Z lasu wyjeżdżam w Bobrownikach. Jadąc przez nadwarciańskie wsie kieruję się na Działoszyn. W okolicy dostrzegam więcej tradycyjnej zabudowy. Pola położone są nad samą Wartą a okoliczni mieszkańcy mijają mnie na rowerach z koszami pełnymi borowików. Przejeżdżam obok czynnej kopalni. Niegdyś okolice były silnie eksploatowane, wydobywano wapień, trawertyn, szpat. Zachowało się jeszcze kilka kamieniołomów i wapienników – najwięcej w okolicach Lisowic, Raciszyna i Węży.
Kiedy wjeżdżam do Działoszyna myślę sobie, że dawno nie widziałam tak brzydkiego miasta. Wszystko jest tu szare, mury, domy, ulice. Ludzi brak, nie licząc kilku oblejmurków na okupowanym przez nich rynku. Przez ten przebiegają zaś dwie ekspresówki pełne tirów i dostawczaków. Działoszyn, podobnie jak Wieluń, był niegdyś znaczącym punktem na szlaku handlowym oraz ważnym ośrodkiem religijnym (kalwinizm, bracia polscy, judaizm). Miasto zostało zniszczone podczas potopu szwedzkiego oraz pożaru (cała zabudowa drewniana) i zdaje się od tego czasu już się nie podniosło.
Po szybkich zakupach, wyjeżdżam z Działoszyna kierując się już na mój nocleg w Starej Wsi. Jutro kolejny dzień eksploracji Załęczańskiego Parku Krajobrazowego. Teraz pora na zasłużony leśny odpoczynek.
Trasa piesza - Dzień 2
Szlakiem Jury Wieluńskiej oraz Rezerwatów Przyrody do Granatowych Źródeł, na Górę Zelce i rezerwatu przyrody Węże oraz do Jaskini Szachownica.
Drugiego dnia odkrywania Jury Wieluńskiej odkładam rower i spędzam go w trybie pieszym. Będę posiłkowała się dziś dwoma najważniejszymi okolicznymi szlakami – Jury Wieluńskiej oraz Rezerwatów Przyrody.
Ze Starej Wsi leżącej obok Załęcza Wielkiego łapiemy szlak Jury Wieluńskiej i za czerwonym oznakowaniem idziemy w kierunku najważniejszej atrakcji okolicy – Góry Zelce. Na chwile zbaczamy ze szlaku, aby za ścieżką edukacyjną udać się do Granatowych Źródeł – pulsujących źródeł krasowych wypływających ze szczeliny na brzegu zbiornika będącego starorzeczem Warty. Wywierzysko nie są jakieś spektakularne, szczególnie że całe show skrada łoś, którego zauważamy na drugim brzegu zbiornika. Spragniony łoszak kieruje się z lasu do wodopoju a my stoimy jak wryci w zupełnej ciszy. Zwierzę zdaje się nas nie zauważać. Dopiero kiedy dochodzi do źródeł, coś wyczuwa i spokojnym kłusem oddala się na pola. Wspaniałe doświadczenie, dla nas, bo pewnie mniej dla łosia.
Wracamy na szlak czerwony. Po drodze mijamy opuszczone zabudowania, dawne zatopione w lesie ośrodki wakacyjne. Teraz przez Troniny oraz bardzo przyjemny leśny fragment szlaku kierujemy się na Bugaj. Na chwilkę jeszcze raz zbaczamy ze szlaku, aby zasiąść nad leniwą Wartą przy moście w Bobrownikach. Jakiś odważny eksplorator pompuje swój kajak, po czym odpływa na nim wraz z nurtem rzeki. Po ciepłym lecie, dzisiejszy spadek temperatury do 12 stopni jest termicznie niekomfortowym doświadczeniem.
Z Bugaja czerwonym szlakiem wchodzimy na Górę Zelce (Zelcową), czyli największy tutejszy wapienny ostaniec oraz najbardziej na północ wysunięty tak charakterystyczny jurajski ostaniec, wraz z całym jego jurajskim wyposażeniem: jaskiniami i murawami. Bogactwo krasu i flory Góry Zelce chronione jest rezerwatem przyrody Węże. Góra leży na wysokości 229 metrów, wznosząc się 50 metrów ponad dolinę Warty. Obfituje w krasowe jaskinie, których jest tu co najmniej siedem, z czego my mijamy po drodze jaskinie: Za kratą, Stalagmitową, Zanokcica. Wszystkie zamknięte i nieudostępnione turystycznie. Na samym szczycie, odkryte częściowo wapienne skały porastają murawy kserotermiczne i naskalne – to najbogatsze na Jurze Wieluńskiej zbiorowisko jurajskiej flory. Zobaczyć tu można dwa gatunki zanokcic, skalną i murową, krzewy dzikiej róży czy stanowisko ciemiężyka białokwiatowego – wapieniolubnej i silnie trującej rośliny.
Pomimo, że szczyt jest płaski, niegdyś miejsce to uchodziło za świetny punkt widokowy. W latach ’90 stała tu wieża widokowa. Jednak szczyt był wtedy mniej zarośnięty. Dziś zarósł lasem i okno widokowe stanowi tylko mały fragment w kierunku Wielunia.
Z Góry Zelce schodzimy szlakiem Rezerwatów Przyrody i kierujemy się do jednego z najbardziej niezwykłych przykładów jurajskiego krasu – jaskini Szachownica. Po drodze zaliczamy kolejne jaskiniowe punkty: Jaskinię Niespodzianka, Jaskinię Ewy. Po leśnym spacerku docieramy do moim zdaniem najbardziej wyjątkowej jaskini na całej Jurze Polskiej. Szachownicę chroni rezerwat przyrody o tej samej nazwie. To jedna z najdłuższych jaskiń na Jurze. Łączna długość korytarzy to około 1000 metrów. Pierwotnie mogła być o wiele dłuższa, jednak jej naturalne korytarze zostały zmienione wskutek eksploatacji kamienia, powodując, że dziś na Szachownice składa się właściwie pięć osobnych jaskiń.
Jaskinia jest unikatowa nie tylko ze względu na budowę. W jej ścianach zobaczyć możemy kalcytowe oczka, niewielkie naciekowe stalagmity, wnętrze pokrywają porosty, grzyby. Jest jednak szczególnie ważna ze względu na zachowanie populacji wielu z hibernujących w Szachownicy gatunków polskich nietoperzy. W tym nocka dużego czy nocka Bechsteina, którego 40% polskiej populacji zimuje właśnie tutaj. W Szachownicy podczas zimowej hibernacji przebywa ponad 1000 osobników nietoperzy. To właśnie ze względu na ich ochronę oraz bezpieczeństwo turystów jaskinia ta również nie jest udostępniona turystycznie.
Z Szachownicy ruszamy dalej przez las. Do cywilizacji wracamy w Chałkowie, aby dalej za niebieskim szlakiem udać się do ostatniego celu naszej wycieczki – ruin fortalicji w Dankowie. Na początku XVII wieku budowę kościoła, twierdzy bastionowej oraz gotycko-renesansowego zamku rycerskiego zainicjował Stanisław III Warszycki – kasztelan, wojewoda i człowiek o złej sławie. Historia zdaje się być dla niego łaskawa, gdyż pamięta go jako patriotę, wykształconego syna zacnego rodu, dobroczyńcę Kościoła, człowieka mającego kontakty z dworem królewskim i właściciela wielu wsi, miast oraz sporego majątku. Miał jednak drugą twarz, sadysty, diabła, który wychłostał (na śmierć) swoją pierwszą żonę, nakazał zamordować jej dwórkę i zabił trzecią żonę. Znęcał się nad dziećmi oraz swoimi poddanymi. Bił, wtrącał do lochów, mordował. Nie znał litości. Podobno jego duch dalej straszy na zamku w Ogrodzieńcu (którego także był właścicielem).
Podczas potopu szwedzkiego u Pana na Dankowie gościł król Jan Kazimierz – czyniąc Danków na kilka miesięcy stolicą Rzeczypospolitej. Ruiny położone są nad Liswartą – dopływem Warty. Podobno wieczorami widuje się nad rzeką jeźdźca bez głowy…
Kommentare